czwartek, 30 października 2014

One Shot. Which Choice? part 2.

Czuję mroźnie powietrze, które mną targa. Lecę w dół, ewidentnie w dół. Za chwile moje ciało zetknie się z lodowatą taflą wody. Właśnie tego chciałem. Spotkania z tą mroźną cieczą, żeby mnie zabiła, zabrała wszystkie smutki. Lot trwa zaledwie kilka sekund, ale dzięki nim przypominam sobie dlaczego to robię. Nadchodzi moment, w którym moje ciało nurkuje w rzece. Jest zimniejsza niż się spodziewałem. Mroźne igły wbijają się boleśnie w każdy najmniejszy nerw w moim ciele. Momentalnie wypuszczam powietrze, którym niegdyś oddychałem. Cholernie zimna woda wkrada się przez to do moich ust. Wydaje mi się, że krew przestaje obiegać moje żyły. Uzmysławiam sobie, że na moście jest płacząca dziewczyna, która chciała skoczyć razem ze mną, lecz jej na to nie pozwoliłem. Przeklinam los za to, że musi na to patrzeć. Potrząsam głową i zamykam oczy. To nie tak miało wyglądać.


Podnoszę agresywnie szalik i osuwam się na ziemię. Zwijam się w kulkę i zaczynam płakać. Nie chcę, żeby skakał. Ja też nie chcę zginąć, nigdy w życiu nie przyszło mi na myśl, żeby posunąć się do takiej zbrodni i nie chcę, żeby ktokolwiek robił to na moich oczach. Wiedziałam, że proszenie by zszedł jest bezcelowe, a nawet mogłoby pogorszyć sprawę, więc wpadłam na pomysł, żeby przekonać go inaczej. To było dla mnie oczywiste, że taki chłopak jak on nie pozwoliłby mi skoczyć razem z nim. Gorzej gdyby chciał, żebym umarła zamarzając w lodowatej rzece. Chciałam rozweselić jego serce, sprawić, żeby zastanowił się nad tym czy warto, marnować aż dwa życia. Może dzięki mnie nie będzie chciał skoczyć. Nie poradziłabym sobie z tą myślą, że nie udało mi się go uratować. Każda sekunda oczekiwania na to co zrobi wydawała mi się niemal wiecznością, ale nie mogłam tego po sobie poznać. Gdyby wiedział, że blefuję zostałby jeszcze bardziej skrzywdzony i popełniłby samobójstwo bez wahania.
-Przepraszam. –słyszę, a jego głos przenika całe moje ciało. Ja pierdolę. Skoczy, albo już skoczył. Kurwa. Zrywam się z miejsca jak poparzona. Ma zamknięte oczy i robi krok. Serce podskakuje mi do gardła, a nogi same niosą w jego stronę. Zamieram. Zupełnie nieświadoma swoich czynów robię dokładnie to samo co on. W jednej chwili czuję niewyobrażalne bezpieczeństwo, takie jak nigdy dotychczas. Moje ciało natychmiast się odpręża. Nie czuję zimna jak się tego spodziewałam. Czuję ciepło, które mnie otula. Ciepło, które nie zamierza mnie opuścić. Pragnę więcej tego ciepła. Podnoszę głowę do góry, a moje usta niemal błagają o ciepło i odrobinę powietrza. Nim mogę zdecydować co jest mi bardziej potrzebne, mój organizm wybiera sam. Przyciskam wargi do lodowatego zimna, które staje się za każdym moim ruchem coraz cieplejsze. Chce sprawić, żeby stało się gorące jak ogień, bym mogła choć na chwilę zapomnieć o przytłaczającej rzeczywistości. Brakuje mi oddechu. Za sekundę się uduszę, ale nie chcę jeszcze przerywać tej dostawy ciepła. Zaczynam płakać. Cała ta sytuacja wywołuje u mnie nieodpartą potrzebę płakania. Łzy tworzące się po moimi powiekami wydostają się na powierzchnię i spływają ciężko po moich policzkach. W końcu udaje mi się nabrać powietrza w płuca i czuję przyjemny ucisk, gdy tylko do nich wpływa. Zostaję przyciągnięta maksymalnie do twardej powierzchni, którą czule przytulam i nie opieram się ani trochę. Usta nie przestają się poruszać. Zaczyna mi się kręcić w głowie, ale natychmiast ignoruję ten nieprzyjemny stan i skupiam się na tym co jest dla mnie przyjemne. Moje policzki owiją drżące dłonie, a ja nie przestaję płakać. Jęczę. Dosadnie i głośno, jak nigdy wcześniej. Gdy tylko moje uszy to rejestrują, postanawiam zrobić to ponownie. W odpowiedzi słyszę mruknięcie, które jest w każdym calu doskonałe. Nie potrafię omówić sobie, oderwania się od źródła mojej przyjemności, ale po krótkiej chwili to robię. Czuję pustkę po stracie jego ust z moich. Wpatruję się w jego błękitne, zakrwawione oczy, pod którymi są sine ślady. Ponownie przenoszę wzrok na usta, które tak cholernie mi smakują, tak idealnie pasują do moich, są takie miękkie i pewne siebie, w czynach, które robią. Od razu pojawia się w mojej głowie pytanie czy całują tak perfekcyjnie inne części ciała. Karcę się, że o czymś takim myślę i kolejny raz go całuję. Moje nogi zostają oderwane od ziemi. Zakładam ręce na jego ramiona. Jest tutaj. Mogę go dotknąć. Mogę go całować z pasją. Mogę wtulić się w jego silne ramiona. Nie skoczył. I choć jest mi zupełnie obcy, pragnę całować tylko jego. Ponieważ nie skoczył. Odstawia mnie powoli na śnieg, ale nie może się ode mnie oderwać, tak jak ja od niego.
-Jesteś. –mówię cicho i patrzę w jego zmęczone oczy.
-Przepraszam. Za ten pocałunek i że tak się zdenerwowałem. Nawet cię nie znam, a sprawiłem ci przykrość, przepraszam. –tłumaczy, a ja ponownie płaczę. Kręcę jedynie głową chcąc dać mu znak, żeby przestał mówić.
-Pieprzony debilu! –wydzieram się na cały głos, przez to odsuwa się ode mnie i lustruje moją sylwetkę zmieszany. – Jak mogłeś?! –zaczynam okładać jego pierś pięścią.
-Ale ja… Przepraszam –wymyka się z jego ust ponownie na co upadam niewiarygodnie boleśnie na kolana prosto przed nim. Wzrok skierowany mam na jego buty, więc nie widzę wyrazu jego twarzy.
-Czemu chciałeś to zrobić? –szepczę.
-Zostałem okłamany, zdradzony i dowiedziałem się od osoby, która znaczyła dla mnie bardzo dużo, że nie czuje tego samego co ja do niej. –odpowiada, a wtedy na niego spoglądam. Trzęsie się z zimna, a jego oczy pokrywa szklana powłoka.
-Pieprzona zdzira. –komentuję, dzięki czemu wytwarzam u niego uśmiech i odwraca wzrok patrząc w dal.
-Boże, nawet wyobraziłem sobie jak się tam topie i cieszę się, że jednak postawiłem krok w twoją stronę.- łapie się za lekko przydługie włosy i ciągnie za nie, mrużąc oczy z bólu, który sobie sprawia. Wzdycham i ocieram łzę z policzka.
–Nigdy nie całowałam się z nieznajomym. –przyznaję i odrzucam swoje niesforne loki w tył.
-Louis. –mówi i wyciąga w moją stronę dłoń.
-Co? –pytam zdezorientowana.
-Mam na imię Louis.
-Aaa…  Eleanor. Miło mi. –odpowiadam i łapię za jego dłoń. Podnosi mnie i okręca jak w tańcu. Chichoczę i zaraz poprawiam swoje włosy.
-Chyba… mnie uratowałaś. –mówi i zaczyna masować dłonią tył swojej głowy.
-Taaa… Dobrze, że ja nie chciałam skoczyć. Po prostu starałam się powstrzymać cię w inny sposób… najwyraźniej nadzwyczaj skuteczny. –mówię speszona. –Ubierz się, bo zamarzniesz. –uśmiecham się lekko.
-Oh. Tak. Racja –podnosi kurtkę i narzuca ją na siebie szybko. –Chciałabyś iść… na herbatę, czekoladę, nie wiem… grzane wino? –pyta nieśmiało wkładając ręce do kieszeni.
-Szczerze, to mam ochotę na wszystko, byle by było gorące. –odpowiadam i czuję jak na moich policzkach pojawia się rumieniec. –Ale pod jednym warunkiem. –dodaję i zaczynam iść w stronę miasta.
-Po jakim? –pyta wyraźnie zaciekawiony.

-Pocałujesz mnie jeszcze raz. –zatrzymuję się i obracam się w jego stronę. Uśmiecha się i przykłada dłoń do mojego policzka. Dociska swoje usta do moich i czuję gorąco, które mnie ogarnia, całkowicie i niepowtarzalnie. 

3 komentarze:

  1. o Boże !! Umarłam. Kochana ten rozdział był świetny (i jest świetny) a zwłaszcza tekst "nigdy nie całowałam się z nieznajomym" dobry ten teks ;). I nareszcie wiem kim oni są El i Lou, Lou i El zastaną parą na wieki, haha, odbija (W dobrym sensie) a to przez cb i ten rozdział :) Kocham i czekam na next oraz pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. PIEPRZYC HISTORIE I POLSKI OMFG
    WIEDZIALAM ZE ON NIE SKOCZY, JA TO WIEDZIAŁAM PO PROSTU KUWA CZUŁAM !
    i wgl zaskoczylaś mnie imionami, w zyciu nie spodziewalam sie ze to będzie Lou i El :D
    Co mnie obchodzi Edyp, Hitler i tragedia antyczna, LOU KUWA NIE SKOCZYŁ ♥
    Wgl ten kiss >>>>>>>>>>>>
    btw Agnes seriously, ty nawet nie wiesz jak zajebiście umiesz pisać opisy *.*
    Boziu :3
    Ja i Hitler pozdrawiamy, lecimy kontynuować naszo randke, a cooo

    Weny misia ♥
    Lucyy

    OdpowiedzUsuń
  3. Słyszałaś kiedyś o kacu bloggerskim?
    Jestem żywym przykładem na to, że taki czort istnieje. Po zarwanej nocy i 5 godzinach snu, a potem gotowaniu się w gorącym słońcu przy tych całych kijowych dniach sportu, właśnie mnie dopadł.
    Zmęczenie materiału ewidętne, Sherlock wziął sobie chyba wolne, bo ja cały czas jak głupia byłam święcie przekonana, że szanowny pan, który później okazał się być Louisem, skoczył, a ona za nim i że jakimś cudem, który przeoczyłam on ją wyciągnął na brzeg i reanimował. Doszłam do słów "Nie skoczył." i takie "co, gdzie, jakim cudem?". Wracałam kilka razy i ogarniałamw którym miejscu to przeoczyłam, ale nie dałam rady. No weź mi powiedz, czy to jest normalne??
    Newermajnd, przeżyli jakkolwiek by tego nie zrobili, poznali się lepiej i widać spodobało im się to, bo ponowili formę zapoznawczą. Cóż, chociaż nie są już razem, to i tak są (proszę państwa, oto logika)
    Cudne <3

    OdpowiedzUsuń