poniedziałek, 10 listopada 2014

The Love Promise. Harry and Michelle. Part 6.

*Zayn POV*

-Nienawidzę tego idioty –jęknąłem pocierając dłonią o czoło, a następnie usiadłem na krzesło i zdjąłem buta uciskając obolałe palce.
-Jak ją nazwiemy? –zapytał radośnie Niall i objął twarz Lux, wykrzywiając ją śmiesznie.
-Niall –zasepleniła dziewczyna i pociągnęła dłonie Horana w dół. –To chyba nie nasza sprawa jak będzie się nazywać córka Styles’ów. Zastanów się debilu. –zaśmiała się i cmoknęła szybko blondyna. Objął ją w talii i uśmiechnął się delikatnie.
-Przepraszam. –powiedział skromny głos, który zbudził w moim umyśle silne uczucie bezpieczeństwa i tęsknoty.
-Nic się na stało, to ja przepraszam. –powiedział Niall i dotknął łokcia kobiety z którą się zderzył.
Uniosłem głowę i przestałem oddychać. Nogi miałem jak z waty, ale postanowiłem się podnieść. But spadł z krzesła na podłogę, wytwarzając głośny, przynajmniej dla mnie, huk. Kobieta nie zwróciła na mnie uwagi i przeszła nawet na mnie nie zerkając. Głos uwiązł mi w gardle, ale wiedziałem, że jeżeli się nie odezwę stracę swoją szansę. Zamrugałem gwałtownie i nabrałem w końcu powietrza w płuca.

-Mamo. –powierzałem o wiele za cicho, niż miałem to z zamiarze, ale reakcja była taka, jakiej oczekiwałem.
Stanęła w bezruchu i upuściła teczkę z papierami, którą trzymała w dłoniach. Dopiero teraz zauważyłem, że jest ubrana jak pielęgniarka. Niall położył mi dłoń na ramieniu, ale natychmiast ją od siebie odsunąłem i zrobiłem krok w stronę kobiety. Powoli odwróciła głowę i pociągnęła sporą część powietrza do płuc, tylko gdy nasze oczy się spotkały. To były one. Te same, które płakały każdej nocy, przed i po wizycie Martina, te same, które patrzyły na mnie z dumą i wdzięcznością za wstawienie się za Michelle, te same, które były ostatnią rzeczą jaką widziałem przed snem. Przystawiła dłoń do ust, żeby ukryć szloch i łzy wypłynęły z jej oczu jak za sprawą pstryknięcia palców.
-Mamo. –powtórzyłem, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę przede mną stoi.
Dawno pogodziłem się z myślą, że już nigdy więcej jej nie zobaczę. Nie wiedziałem gdzie uciekła, jaki miała numer telefonu, a nawet czy nadal żyje. A teraz stoi przede mną, w mieście w którym żyję bez niej przed sześć lat. Poczułem serce, które pragnie się wyrwać z piersi wiedząc, że osoba, która dała mi życie jest tak blisko. Puściłem się biegiem w jej stronę. Nie obchodziło mnie jak banalnie to wyglądało. Ukazało to moją słabość i bezradność, musiałem ją mieć przy sobie. Nasze ciała zderzyły się z ogromną siłą, ale od razu przygarnąłem ją do siebie najciaśniej jak tylko potrafiłem. Natychmiast wciągnąłem zapach jej włosów i załaskotał on przyjemnie moje nozdrza, wywołując falę przyjemnych wspomnień.

-Ciociu, Zayn znowu zabrał ostatnie ciastko. –skomle Michelle, gdy mlaskam jej nad uchem, żując ciastko.
-Zayn –karci mnie mama –Dlaczego zawsze zabierasz siostrze jedzenie? Przecież nie możesz być cały czas głodny. Ona też potrzebuje jeść. Przeproś ją i nie rób tak więcej. –wzdycham, wywracając oczami i całuję Michelle w policzek, a ta wskakuje mi na kolana i przewala na plecy, po czym kładzie swoją małą głowę na mojej piersi.
-Ble –jęczę i próbuję ją odepchnąć, ale ona przyczepia się do mnie jeszcze bardziej. –Jesteś jak żaba. –mówię, a ona podnosi powoli głowę i na jej twarzy maluje się chytry uśmiech.
-Ja przynajmniej pewnego dnia zamienię się w księżniczkę, a ty na zawsze zostaniesz osłem. –odpyskuje, a nasze mamy zanoszą się śmiechem.
-Co? –krzyczę i podnoszę ją do siadu.
-Będziesz gruby jak osioł, zjadając moje ciastka! A słyszałeś, żeby w jakiejś bajce osioł się w coś zamieniał, bo ja nie! –wystawia mi język i próbuję go pociągnąć, ale jest szybsza i go chowa.
Zeskakuje z moich nóg i śmiejąc się, ucieka do mamy. Mam ochotę ją udusić, ale jedyne co robię, to znajduję najbezpieczniejsze miejsce na ziemi. Wyciągnięte w moją stronę ramiona mojej mamy i wtulam się w nią głaszcząc jej lśniące włosy.

Od moich uchu dobiegł szloch matki, która przywarła do mnie i ścisnęła kurczowo moją bluzę. Dreszcz przeszedł przez moje ciało, ale się od mniej nie oderwałem. Umieściłem swoją głowę na jej ramieniu i zacząłem się lekko kołysać. Usłyszałem krzyk, można powiedzieć radości, który stawał się w każdej chwili coraz głośniejszy. Rozpoznałem osobę, która go wydawała i podniosłem nieznacznie wzrok w górę. Największy debil na tej ziemi powtórzył mój błąd i przyjebał barkiem w to samo miejsce co ja.
-Auć! Ja pierdole, kto normalny stawia ścianę w takim miejscu!? –wykrzyczał Louis i potarł obolałą skórę. Odsunąłem się o matki i wysłałem jej przepraszające spojrzenie. Pogłaskała mnie po policzku i odwróciła się w stronę Lou. Maleńki chłopczyk dreptał w jego stronę, ale zawadził się o własne stopy i wywrócił przed nogami ojca. –Ale głupia podłoga, co nie synu?! –wzniósł ręce w powietrze i schylił się po Johnnego. Trzymał go jedną ręką, a drugą miział kolano.
-Tata! –powiedział chłopczyk i uderzył Louisa w głowę.
-Tak, tak, zajebiście. –szepnął i ruszył w naszą stronę.
-Mama, em… blllly, puk, hm… -zastanowił się dwulatek i zakrył rączkami oczy, aż nagle roześmiał się przyłożył otwarte usta do szyi ojca, śliniąc go.
-Mama praca, ty nie ślinić tata, i do Harrego tup, tup, hura! –wytłumaczył Louis, a Johnny wydał z siebie dźwięk zachwytu i potarł o siebie dłońmi.
-To jest najbardziej szalony dzień w historii. –powiedział Niall, a wszyscy odwróciliśmy w jego stronę.
-Kurwa –skomentował Johnny, a Louis zakrył sobie dłonią twarz z zażenowania.
-Nie rozumiem pewnych rzeczy i twojego haniebnego zachowania synu –zaczął Louis i zerknął na chłopca – Ale! Czy możemy się już zobaczyć z Michelle, bo zaraz oszaleję z niewiedzy.
-Michelle tu jest? –zapytała mama jednocześnie ciesząc się z tej wiadomości i martwiąc się co jej jest.
-Mamo, właśnie urodziła córeczkę. –uśmiechnąłem się do niej i uścisnąłem pokrzepiająco.
-No i tego właśnie się chciałem dowiedzieć… whoa! Co?! Malik coś ty powiedział!? –jęknął Lou i podszedł bliżej nas.
-Michelle urodzi…
-Nie to palancie! To jest twoja mama?! –kiwnąłem tylko głową i spojrzałem na nią z troską. Przygarnąłem ją do swego boku i ponownie zaciągnąłem się jej zapachem. Louis pocałował jej dłoń i kazał Johnnemu zrobić to samo. Mama zaśmiała się.
-Chodźmy do niej –Lux klasnęła i pociągnęła Nialla za ramię. Louis i Johnny zaczęli machać rękami idąc w stronę sali. Poczułem chude palce, które próbują się połączyć z moimi. Spojrzałem ciepło na matkę, której łzy spływały powoli po policzkach.
-Nie mogę uwierzyć, że tu jesteście. Oboje. –szepnęła cicho, a jej dolna warga zadrżała.

Wpadam do mieszkania i mam ochotę roztrzaskać temu sukinsynowi ryj o podłogę. Podążam za zniszczeniami, które rozpościerają się dosłownie wszędzie jakby przeszło tu przed chwilą tornado. Kopię połamane krzesełko i warczę ze wściekłości. Stłumiony krzyk pomieszany z płaczem dochodzi w sypialni mamy. Otwieram gwałtownie drzwi i widzę jak skulona kolebię się z jednej strony na drugą. Jęczy niewyraźnie, żebym odszedł, żebym jej nie dotykał. Łapie za swoje uszy i płacze błagając bym jej nie ruszał. Łapię ją w objęcia i gdy jest pewna, że to ja, płacze jeszcze głośniej.
-Mamo, już poszedł. Jestem tylko ja. –wyjaśniam i gładzę jej plecy.
-Zayn, posłuchaj mnie uważnie. –mówi i łapie mnie za policzki nakazując, żebym na nią patrzył. –Jeżeli jeszcze raz to przyjedzie, choćby nie wiem co się działo, choćbym błagała cię, żebyś został, masz zabrać stąd Michelle i wyjechać jak najdalej.
-Ale… -zaczynam kręcąc głową, ale nie pozwala mi mówić.
-W samochodzie są pieniądze, schowane pod tylnim siedzeniem w zielonej folii, rozumiesz? Pakujesz Michelle do auta i jedziesz przed siebie, nie oglądając się w tył. Nie możesz wrócić do Andover, nigdy. Nie pozwalam ci synu. Musicie zacząć nowe życie, z dala od niego. –jej warga drży niebezpiecznie, a ja przytakuję nie chcąc podważać jej zdania.

-Mamo. –przeciągnąłem to słowo specjalnie i potarłem kciukiem jej policzek. –Nawet nie wiesz jak ja się cieszę. Michelle będzie przeszczęśliwa.
-Stary! –zawołał Niall, którego wyproszono z sali tak jak i resztę, nawet Harrego, który, kurwa, wyglądał jak z kreskówki z przyczepionym bananem na ustach i podrzucał Johnnego do góry mówiąc mu, że niedługo zobaczy śliczną dziewczynkę.
-Co jest? –zapytałem i odgarnąłem włosy do tyłu.
-Chyba powinienem ci to powiedzieć, przy okazji wykorzystując to, że jest tu twoja mama. Miło panią poznać tak w ogóle. –Horan wyciągnął rękę i uścisnął dłoń mamy.
-Jaśniej… -mruknąłem.
-Ja przywiozłem Michelle do szpitala… -zaczął, a ja wywróciłem jedynie oczami i westchnąłem.
-To dobrze, przecież ty byś nie odebrał porodu, Niall. –jęknąłem, a w odpowiedzi dostałem zdegustowaną minę przyjaciela, ale zaraz pacnął mnie w głowę i warknął.
-Nie musiałbym tego robić, gdyby na wpadła na Martina. –opowiedział, a mama pisnęła z przerażenia. Odruchowo odsunąłem ją za siebie i napiąłem mięśnie ze zdenerwowania. –Nic jej podobno nie zrobił, ale i tak była zaniepokojona i zadzwoniła po mnie, bo zaczęły się u niej skurcze. Na szczęście jest wszystko w porządku z nią i z małą, więc nie spinaj się tak Malik. –pocieszył i poklepał mnie po policzku. Nie zmieniłem ani trochę wyrazu swojej twarzy, dlatego zarzucił ramię na moją szyję i przyciągnął mnie do uścisku. –Przysięgam na Boga, że jesteś najlepszym bratem na tej ziemi, frajerze.
Drzwi od sali otworzyły się i wyjechała z nich Michelle z maleństwem na rękach, a za nią lekarz i dwie pielęgniarki. Mama jęknęła krótko i podskoczyła, ciągle trzymając mnie za rękę. Michelle odwróciła głowę i rozwarła usta, gdy tylko nas zobaczyła. Harry oddał Johnnego Louisowi i popchnął wózek w naszą stronę.
-Michelle, skarbie. –szepnęła moja mama i podbiegła do niej i od razu ucałowała ją w policzek. Dotknęła delikatnie główki dziewczynki i złapała się za usta. Michelle miała łzy w oczach i wyraźnie odebrało jej mowę. Harry spojrzał na mnie zdziwiony, ale nic nie powiedział.
-Ciociu. –zaskomlała moja siostra i wtedy otworzył szeroko oczy ze zdumienia i ponownie na mnie spojrzał. Kiwnąłem głową potwierdzając jego niewypowiedziane pytanie. Nim mogłem choćby mrugnął, mój przyjaciel trzymał w objęciach mamę, która wisiała niemal w powietrzu, bo Harry był od niej o wiele wyższy. Zachichotała tylko i odwzajemniła uścisk. Podszedłem do Michelle i kucnąłem przed wózkiem.
-Uznali, że jesteś już taka stara, że usadzili cię na wózku. –powiedziałem i pogłaskałem jej dłoń.
-Przed chwilą urodziłam dziecko, ośle. –odpysknęła i nachyliła się, żeby mnie pocałować.
-Ble. –wystawiłem język, a ona złapała go w dwa palce i pociągnęła. Zaśmiałem się, gdy go puściła i dotknąłem delikatnie jej córeczki. –Jest taka śliczna. –przyznałem i puściłem jej oczko. –Tak śliczna ja ty. I twoja mama. –dodałem po chwili.
-Dlatego ma na imię Lilly. –szepnęła cicho, a ja uśmiechnąłem się delikatnie.

-Ciociu, jesteś taka ładna –mówię do niej i bawię się jej lokami.
-Oh, dziękuję ci kochanie.-odpowiada i zaczyna rozczesywać włosy Michelle.
-Chciałbym mieć taką samą żonę, jak ty. –staję przed nią i przyglądam się uważnie, jak zaplątuje warkocza na głowie mojej siostry. –Może za mnie wyjdziesz? –zaczyna się śmiać, a Michelle wysyła mi wrogie spojrzenie.
-Nie mogę za ciebie wyjść Zayn –mówi –Ale masz moje pozwolenie, żeby nazwać kiedyś jakąś dziewczynkę moim imieniem. Cieszysz się? –zapytała.


-Tak. –odpowiedziałem szczerze i usiadłem naprzeciwko Michelle, zaczynając grać z nią w łapki. 

niedziela, 9 listopada 2014

The Love Promise. Harry and Michelle. Part 5.

*Cztery lata później*

Leży obok mnie i przytula mnie do swego ciała. Delikatnie głaszcze opuszkami palców moje dłonie. Jej ciepłe usta przylegają do mojego ramienia. Otwieram oczy i patrzę przed siebie. Widzę Zayna, który usilnie próbuje nałożyć spodenki przez głowę. Od zawsze wiedziałam, że jest z nim coś nie tak. Uśmiecham się delikatnie i wtulam się w rękę mamy. Zayn jęczy zrezygnowany nieudaną próbą ubrania się, a mama zanosi się śmiechem i podnosi się z kanapy, żeby pomóc mojemu bratu zdjąć nogawkę z czoła. Nakłada na niego czwartą parę szortów i targa jego włosy. Zayn zaczyna kręcić biodrami, zadowolony ze swojego przebrania, ale gdy jego oczy spotykają osobę na mną, natychmiast rzędnie mu mina. Szklane, od napływających łez oczy mamy, zerkają na mnie i wysila się, żeby posłać mi uśmiech. 

Dźwięk alarmu Harrego doprowadza mnie codziennie do szaleństwa. Miałam ochotę rozbić ten telefon o ścianę, a później wyrzucić przez okno, żeby nigdy więcej nie zadzwonił. Usłyszałam przeciągłe mruknięcie i ramiona, które mnie oplatały zniknęły z mojego ciała. Potarłam dłońmi oczy, ale ich nie otworzyłam. Denerwujący sygnał ustał. Harry ponownie przyciągnął mnie do swojego torsu i wtulił twarz w moje włosy. Chwyciłam jego dłoń i przystawiłam ją sobie do ust, żeby złożyć na niej pocałunek. 
-Kocham cię. –szepnął cichutko i pocałował mnie między łopatkami. 
Uśmiechnęłam się po nosem i odwróciłam się do niego przodem. Mój brzuch naciskał na jego mięśnie. Przesunęłam ręką po jego żebrach i uzyskałam od niego oczekiwany dźwięk przyjemności. Otworzyłam lekko oczy i ujrzałam Harrego, który uśmiechał się szeroko. Złączył nasze usta i objął dłonią mój policzek.
-Nienawidzę wstawać do pracy. –poskarżył się i zrobił nadąsaną minę. – Może chcesz, żebym został dzisiaj z tobą?
-Właściwie to umówiłam się dzisiaj z Lux. Nie sądzę, żeby twój szef był zadowolony z tego, że znowu cię nie będzie. –powiedziałam i musnęłam jego usta.
-Zawiozę cię do niej. –odpowiedział, kompletnie ignorując drugą część mojej wypowiedzi.
-Nie Harry, spokojnie. Przejdę się, to dobrze mi zrobi. –uniosłam niewinnie kąciki ust i przysunęłam się do niego bliżej.
-Nie możesz tak sama chodzić po mieście. –powiedział zatroskany –A jeśli coś ci się stanie? –zaczął całować moją skórę przy szyi i ramionach.
-Skarbie, to tylko spacer. –szepnęłam. 
Uniósł głowę, żeby spojrzeć mi w oczy i nakazał dłonią bym położyła się na placach. Zrobiłam to, a on od razu zaczął głaskać mój brzuch. Odchylił kołdrę i uniósł się na łokciach, żeby wstać. Najdelikatniej jak potrafił pocałował moją skórę i ponownie zaczął ją lekko gładzić. Wplotłam dłoń w jego włosy i powoli je mierzwiłam. 
-Wstała? –zapytał cicho, nie przestając mnie dotykać.
-Chyba nie. –odpowiedziałam patrząc na niego i przygryzając wargę. –Zaśpiewaj jej, może się obudzi. –zasugerowałam, na co Harry natychmiast poprawił się na łóżku i odchrząknął. 
-So honey now...- zaczął cicho, a ja od razu się uśmiechnęłam.
Take me into your lovin' arms
Kiss me under the light of a thousand stars –zrobił tak komiczną minę, że zaśmiałam się na głos.- 
Place your head on my beating heart
I'm thinking out loud
That maybe we found love right where we are…* -przycisął usta do mojego brzucha, a wtedy mała istotka, która we mnie żyła, poruszyła się znacząco, a Harry z dumą na mnie spojrzał.
-Zawsze działa. –przyznał,  przyłożył do mnie dłonie i uśmiechał się za każdym razem by poczuł kopnięcie. Otulał nimi właściwie cały mój brzuch, więc czuł wszystko, dokładnie to co ja. 
-Niall może po mnie przyjechać. –powiedziałam, wyrywając go z zadumy. 
-Jeszcze nie zgłupiałem, żeby powierzyć takiemu debilowi jak on, moją przepiękną, ciężarną żonę, kochanie. –odpowiedział i ułożył policzek na moim brzuchu.

Czuję się okropnie. Powinnam być wypoczęta, zrelaksowana i maksymalnie odprężona po miesiącu miodowym. Tymczasem wszystko mnie boli, jest mi nie dobrze, a na dodatek spóźnia mi się okres, co podnieca niepokój jaki we mnie siedzi. Jestem w drodze do apteki. Muszę sprawdzić czy moje obawy co do ciąży się prawdziwe. Oby nie. Znaczy, chcę mieć dziecko, ale nie sądziłam, że stanie się to tak szybko. Ledwo co wyszłam za Harrego, nie mogę pozwolić sobie na takie coś. Jesteśmy jeszcze młodzi, powinniśmy się bawić i cieszyć sobą. A jeżeli nie będzie zadowolony? W ogóle jak miałabym mu to powiedzieć? To przecież kompletnie niedorzeczne. Nie mam pojęcia jak zareaguje na wiadomość o dziecku. Jak ja na nią zareaguję? Ciągnę za klamkę od apteki, a miła kobieta w średnim wieku odwraca się zza lady w moją stronę. Proszę o test ciążowy i chowam go do kieszeni płaszcza zaraz po zapłaceniu za niego. Wychodzę stamtąd jak najszybciej, nie zabierając nawet reszty. Jadę do domu, zaciskając dłonie na kierownicy. Staram się szukać pozytywów płynących ze stanu w którym się prawdopodobnie znajduję, lecz jedyne co chodzi mi po głowie to, w jaki sposób zareaguje Harry. Nie wspominam już o innych osobach czy nawet o samej sobie. Gdy tylko parkuję pod domem, wpadam do niego i biegnę do łazienki. Rzucam płaszcz na ziemię i biorę test. Pukanie przerywa mi czytanie instrukcji, przez co przestraszona upuszczam opakowanie na ziemię.
-Michelle, wszystko w porządku? –pyta zatroskanym głosem Lux. Cholera jasna, jeszcze jej i pewnie Nialla tu brakowało. 
-Tak. Jest okay. –odpowiadam nadzwyczaj spokojnie. Sama dziwię się, że zabrzmiałam tak naturalnie.
-To dobrze. Harry zrobił kolację, więc zejdź jak będziesz mogła. Trochę się martwił, dlaczego cię tak długo nie było… -mówi śpiewnym głosem i słyszę jak schodzi po schodach. 
Patrzę na biały patyczek z dwoma czerwonymi kreskami. Siadam na podłodze i nie mogę uwierzyć w to, że w moim ciele rozwija się właśnie maleńka istotka. Łza spływa po moim policzku. Nie wiem czy jest ona łzą szczęścia, strachu czy innej emocji, której nie potrafię określić. Wiem jedno, że muszę to powiedzieć swojemu mężowi. 
Schodzę na dół, a Niall podrywa się z miejsca. Wysyłam mu uśmiech i chwilę później ląduję w jego ramionach. 
-Tak długo cię nie widziałem! –wykrzykuje –Mam nadzieję, że Hazza nie wykończył cię doszczętnie w ciągu tego miesiąca co? –rzuca wesoło, a mnie gula formuję się w gardle i jedyne na co mnie stać to skromny uśmiech. 
-Spieprzaj od niej, Horan. – mówi łagodnie Harry i przyciąga mnie do swego boku, drażniąc wystające biodro, przez co jęczę krótko i karcę go spojrzeniem. 
-Harry, chyba musimy porozmawiać. –szepczę cicho i otrzymuję od chłopaka niezrozumianą minę. –Zaraz przyjdziemy! –krzyczę do gości, którzy w ogóle nie zwracająca nas uwagi, obściskując się na kanapie. Zamykam drzwi od naszej sypialni i siadam na łóżku.
-Co się stało? –natychmiast pyta z pewnego rodzaju przerażeniem w głosie.
-Cóż… -zaczynam i od razu żałuję, że postanowiłam to przekazać właśnie teraz. –Nie wiem jak mam ci to powiedzieć –przyznaję i odgarniam włosy do tyłu. 
-Hej. –podchodzi do mnie i łapie moje dłonie w swoje. –Spokojnie skarbie, możesz mi powiedzieć. 
-Wydaje mi się, że… właściwie to jestem prawie pewna… Bo, to… ja… -urywam i panuje między nami cisza. Taka cisza, że słyszę swój własny oddech. Spoglądam na Harrego i wzdycham ciężko. –Harry, będziesz tatą. –wyrywa się z moich ust, a wyraz twarz Harrego nie zmienia się w ogóle. Przez chwilę myślę, że nie usłyszał tego co powiedziałam i rozwieram usta, żeby to powtórzyć, ale mi przerywa.
-Co? –pyta lekko zmieszany, nie wierząc w moje słowa.
-Jestem w ciąży. –odpowiadam i z niecierpliwością patrzę na niego. Łzy są przygotowane, żeby w każdej chwili wypłynąć spod moich powiek, ale powstrzymuję je ze wszystkich sił. 
-Kurwa –mówi, a ja zamykam oczy chcąc zatrzymać potop płaczu, który zaraz nastąpi.  Podnosi mnie gwałtownie z łóżka i obejmuje tak mocno, że tracę dech w piersiach. Zaczyna kręcić się ze mną wokół własnej osi i słyszę jego śmiech. Najszczerszy śmiech jaki kiedykolwiek u niego słyszałam. Nim mogę cokolwiek powiedzieć, przylega do mnie ustami i rzuca się plecami na materac. Chichoczę układając wygodniej nogi, a on przyciąga moją twarz jeszcze bliżej swojej. 
-Tak cholernie się cieszę! –wykrzykuje i przewraca mnie na plecy dzięki czemu może na mnie patrzeć z góry. –Michelle… Jezu będę tatą! –ponownie się wydziera i wstaje. Zaczyna chodzić po pokoju jak opętany, a ja nie mogę powstrzymam śmiechu. –Kurwa mać! –klęka na kolana przede mną i przykłada czoło do mojego brzucha. –Tam jesteś skarbie. –mówi w moją koszulkę i po chwili znów mnie podnosi od góry i mocno przytula.

-Jesteś przewrażliwiony, kochanie. A teraz pomóż mi wstać. - powiedziałam, na co zerwał się jak poparzony i pomógł mi się podnieść.
-Po prostu, bardzo was kocham. –odpowiedział i pocałował mnie w czubek nosa nie przestając głaskać okrągłego niczym balonik brzuszka. 
-My ciebie też. –przytuliłam się do jego ciała i pocałowałam nagi tors. –Idę zrobić śniadanie, a ty marsz pod prysznic. 
-Na odwrót. Ja robię śniadanie, a ty się relaksujesz. –zaczął się ze mną droczyć, więc stęknęłam tylko i poszłam w stronę łazienki.
Gdy tylko wyszłam spod prysznica i wysuszyłam szybko włosy, zeszłam do kuchni. Harry właśnie dekorował naleśniki malinami. 
-Cudownie pachnie, kochanie. –pochwaliłam męża i pocałowałam go szybko w policzek. 
-Specjalnie dla moich księżniczek: królewskie śniadanie! –zachichotałam gdy wskazał gestem dłoni na talerze i usiadłam przy stole, zaciągając się waniliowo-malinowym zapachem.
Harry pochłonął swoją część bardzo szybko i pobiegł na górę się umyć. Gdy tylko zjadłam, zapakowałam brudne naczynia do zmywarki i w tym samym momencie usłyszałam jak Harry zbiegł ze schodów. 
-Wiedziałam, że będziesz latał po tym domu jak dziwak. Nigdy mnie nie słuchasz, gdy mówię ci, że się spóźnisz jeżeli nie zaczniesz się szykować na czas. –westchnęłam i wytarłam dłonie o papierowy ręcznik.
-Za to kocham cię na zabój! I to rekompensuje wszystkie moje niedociągnięcia! –zawołał z salonu i po chwili wpadł do kuchni, żeby mnie pożegnać. –Kocham cię Michelle – powiedział i pocałował mnie szybko, ale namiętnie. –Uważaj na siebie. Dzwoń jakby się coś działo. –ponownie mnie pocałował i pogłaskał moją głowę. 
-Dobrze –odpowiedziałam i poprawiłam jego krawat, a on nachylił się i pocałował mój brzuch, po czym wybiegł z domu.

Siedziałam przed telewizorem i malowałam sobie paznokcie, do czasu gdy Lux nie napisała mi sms’a, że mogę śmiało do niej wpaść. Odpisałam, że będę za godzinę i zaczęłam się szykować. Wyglądałam dziś naprawdę przyzwoicie. Włosy układały się w fale, uśmiech wychodził bardzo naturalnie, mimo że dziecko dostało chyba zbyt dużo emocji do krwiobiegu, bo kopało mnie jak oszalałe. Pogłaskałam miejsce, które najwyraźniej upodobało sobie najbardziej i trafiało tam nóżką co chwile. Uśmiechnęłam się na myśl, że będę je mogła trzymać w ramionach już za dwa tygodnie. Ubrałam zwiewną sukienkę i marynarkę, bo pogoda była śliczna. Wyszłam z uśmiechem z domu i spacerkiem szłam do butki niedaleko parku, żeby kupić smootie dla mnie i pan Johnsona. Od kiedy zaszłam w ciążę przerzuciliśmy się na coś zdrowszego. Kupiłam dwa duże truskawkowe koktajle i skierowałam się w stronę ‘naszej’ ławki. Siedział na niej, oczywiście rozmawiając przez telefon i zapisując coś w kalendarzu. Przez ostatnie cztery lata trochę osiwiał i zapuścił lekką bródkę, ale nadal wyglądał tak samo. Podskoczył na dźwięk mojego głosu i zaraz zakończył rozmowę. 
-Jesteś aniołem, Michelle. –powiedział i pociągnął spory łyk napoju. Zamruczał delektując się smakiem i zaraz uścisnął mnie w podziękowaniu. –Jak tam dzidziuś? –zapytał i zastukał palcem w mój brzuch. Uśmiechnęłam się i pogładziłam materiał sukienki.
-Całkiem dobrze. –odpowiedziałam –Coraz bardziej dokazuje, niegrzeczna. Chyba ma to po tatusiu. –zażartowałam i przystawiłam do ust słomkę. 
-A właśnie, gdzie masz Harrego? –zapytał drapiąc się za uchem –Ja bym nie puszczał żony, żeby sama włuczyła się po mieście i spotykała takich starych zgredów jak ja. 
-Niech pan nie przesadza! Jestem w drodze po przyjaciółki, a Harry jest w pracy. Zaraz do niego zadzwonię, bo i tak pewnie umiera ze strachu. Nie chciał mnie wypuścić samej. –wytłumaczyłam i zarzuciłam pasemko włosów za ucho. 
-Wcale mu się nie dziwię. –uśmiechnął się skromnie i pogładził mój brzuch. –Do zobaczenia, Michelle. Trzymaj się. –dodał i oddalił się wykrzykując coś do swojego telefonu. To najbardziej zabiegany człowiek jakiego znam, słowo. Wyciągnęłam komórkę przesunęłam palcem po liście kontaktów, klikając na twarz Harrego. Odebrał po trzech sygnałach.
-Cześć skarbie. –rzucił o wiele za głośno i wyraźnie zdyszany.
-Cześć. Jestem już w drodze do Lux i pomyślałam, że cię powiadomię.
-Bardzo mądrze! Ale cholera, za sekundę mam mega ważne zebranie i muszę wyłączyć telefon. Strasznie chciałbym z tobą jeszcze porozmawiać, ale muszę kończyć, kochanie. Strasznie cię kocham, zadzwonię jak tylko się skończy, dobrze? –wypuścił powietrze do słuchawki, ponieważ całą wypowiedz powiedział na jednym tchu.
-Dobrze, leć. Też cię kocham. –powiedziałam, ale Harry nie odpowiedział, jedyne co usłyszałam do donośnie ‘Dzień dobry’ obcego mi mężczyzny i ciche pikanie po przerwanym połączeniu. Westchnęłam. Już miałam schować telefon do torebki, gdy silne ciało zderzyło się ze mną, a komórka wyleciała mi z rąk roztrzaskując się na części. Ukłucie w moich brzuchu stało się silne, niemal nie do wytrzymania, więc odruchowa się za niego złapałam. Spojrzałam w górę na osobę, która spowodowała nasz wypadek i niemal nie zemdlałam z przerażenia. W jednej chwili cały mój wszechświat przestał istnieć, a wszystkie najmroczniejsze wspomnienia, które starałam się wyzbyć z głowy przez wiele lat, powróciły ze zdwojoną siłą. Przestałam oddychać, tak jak zawsze to robiłam. Nie mogłam uwierzyć moim oczom w to co teraz przed sobą widzę. Mężczyzna zebrał części telefonu, złożył go i wepchnął w moją torebkę. Ogromna dłoń dotknęła delikatnie mojego policzka, a ja niemal jęknęłam na ten gest, który sprawił mi ból. Nie fizyczny, lecz psychiczny. Moja podświadomość podpowiada mi, żebym puściła się biegiem przed siebie, lecz zdrowy rozum wiedział, że nie uda mi się uciec. 
-Dobrze, że się mnie nadal boisz. -powiedział chrypliwym głosem, a ja zadrżałam. –Widzę, że ktoś chytrze mnie wyprzedził. –zaskomlał sztucznie, obejmując dłońmi cały mów brzuch. –Myślałem, że nie pozwolisz się nikomu choćby dotknąć, po tym co ci zrobiłem, moja słodka mała Michelle. –zbliżył twarz do mojej, a ja odruchowo oddaliłam ją od niego. 

-Wasze matki są już zmęczone i nie sprawią mi przyjemności. Twoja kolej młoda. Zobaczymy jak ciasna jesteś. –ciągnie mnie za ramię, a ja próbuję ze wszystkich sił się od niego uwolnić. Zaczynam szlochać, więc od razu mnie policzkuje. Łapię za piekące miejsce i nie wydaje z siebie żadnego dźwięku. Zayn podrywa się z miejsca, lecz tylko gdy jest w zasięgu Martina, ląduje na podłodze pod wpływem jego uderzenia. Krzyczę jego imię, gdy leży bezwładnie na podłodze, ale zostaję natychmiast uciszona. Rzuca mnie na ścianę i przysuwa do mnie maksymalnie twarz. Staram się odsunąć, lecz nie udaje mi się to. –Bądź grzeczna, skarbie –mówi przesłodzonym tonem i wzdrygam się na sam odór wydobywający się z jego ust. 
-Proszę. –szepczę najciszej jak potrafię i spuszczam na dół głowę.
-Obiecałbym ci, że będę delikatny, kotku –mówi i gładzi mnie po policzku –ale nie będę. –dokańcza zdanie i ściąga brutalnie moją koszulkę. Powtarzam w głowie jak mantrę ‘nie bój się, niedługo się to skończy’, ale nie wierzę we własne słowa. Patrzę po raz ostatni na Zayna, który z trudem podnosi się z ziemi i drzwi od pokoju, w którym się znajduje, zostają zatrzaśnięte. Martin rozbiera się do naga i zaczyna nakładać na siebie prezerwatywę. Odwracam wzrok i cała się trzęsę. Nie patrzę jak ściąga ze mnie spodnie i majtki. Otulam się speszona ramionami i jęczę z obrzydzenia, gdy jego ogromna dłoń ląduje na mojej nagiej skórze. Pcha mnie mocno i ląduję na materacu leżącym na ziemi. Nie chcę wydawać z siebie choćby pomruku, żeby nie uderzył mnie ponownie, więc zaciskam zębami wargę tak mocno, że boję się, że ją przegryzę do krwi, gdy rozchyla nerwowo moje nogi na boki. Nim mogę cokolwiek spostrzec przeszywający całe moje ciało ból włada każdym nerwem, każdą kością i mięśniem jaki posiadam. Siła uderzenia jego bioder o moje jest potężna, nie do zniesienia. Rzucam się na materacu, ale na szczęście nie wydaję z siebie nic oprócz cichutkiego sapnięcia. –Moja słodka mała Michelle. 

-Kim jest ten szczęśliwiec? –zapytał wyraźnie zaciekawiony –O, i co u Zayna? Nadal jest tak samo zawziętym sukinsynem jak… czekaj, czekaj… to już będzie sześć lat, nieprawdaż? –przełożył ciężar ciała z jednej nogi na drugą i odgarnął swoje przydługie włosy do tyłu –Powiedz coś Michelle, tak dawno nie słyszałem twojego głosiku, albo cichego krzyku, gdy na ciebie napierałem. Przepraszam, że byłem taki brutalny, ale sama rozumiesz. Tak ciasnej kobiety jeszcze nie spotkałem. Musiałem to troszeczkę wykorzystać –powiedział puszczając mi bezczelnie oczko. 
-Co ty tutaj robisz? –pytam w końcu, zdobywając się na odwagę. 
-Sprawy osobiste, ale nie martw się nie będę chciał cię szukać, nie obawiaj się mojego powrotu. Już dość cię wykorzystałem. Mam teraz inne kobiety, których nie muszę już zmuszać. Jestem jednak dobrym nauczycielem, moja słodka. Same robią to, czego oczekuję. Gdyby Zayn cię nie wywiózł, jestem pewien, że byłabyś moją najlepszą dziwką, ale muszę się zadowolić tym co mam. Mniejsza z tym, miło cię było zobaczyć –skłamał i uśmiechnął się szyderco. –Pozdrów ode mnie tego skurwysyna. 
Zaczęłam dyszeć niekontrolowanie patrząc jak odchodzi. Drżącą dłonią poszukałam telefonu w torebce i włączym go pośpiesznie. Przytrzymałam się ściany jakiegoś budynku, żeby nie stracić równowagi. Chciałam wybrać numer Harrego, ale przypomniałam sobie, że jest na spotkaniu i ma wyłączony telefon. Zastanawiam się kto z moich znajomych jest teraz najbliżej mnie. Emocje rodzące się w moim ciele bombardują mnie z każdą sekundą coraz bardziej. Obraz przed moimi oczami pokrywa mgła, która jest spowodowana moimi łzami. Wybrałam numer Zayna, lecz nie odebrał. Zrezygnowana jęknęłam i oparłam się o ścianę plecami, a silny ból przeszył moje ciało. Złapałam za brzuch i stęknęłam głośno czując ponowny skurcz. O nie, tylko nie teraz. Kolejną osobą która przyszła mi na myśl był Niall.
-Hej piękna! Gdzie ty jesteś? Martwimy się o ciebie z Lux. –wyrzucił słowa jak z torpedy, ale ja mogłam mu odpowiedzieć jedynie krzykiem. Ponowny skurcz. –Michelle, gdzie jesteś? Co się dzieje?! 
-Niall, chyba… -powstrzymałam kolejny krzyk i zacisnęłam oczy. –Chyba rodzę. 
-CO?! Gdzie jesteś? Już po ciebie jadę. Luxy! 
-Nie daleko restauracji, w której pracowałam. –odpowiedziałam i nie mogłam utrzymać się na nogach dlatego osunęłam się powoli po ścianie. Ból ponownie wstrząsnął moim ciałem. –Niall proszę, szybko. 
-Już jadę, nie martw się. Zaraz będę. –odstawiłam komórkę od ucha i zamknęłam oczy. 
Mała dłoń znalazła się na moim ramieniu, dlatego podniosłam gwałtownie głowę w górę. Przede mną stała nastolatka i uśmiechała się do mnie zatroskana. 
-Mogę pani jakoś pomóc? –zapytała spokojnie i kucnęła przede mną. Skrzywiłam się ponownie czując wiercenie się dziecka. 
-Możesz przy mnie zostać po póki nie przyjedzie po mnie przyjaciel? –zapytałam i chwyciłam przeraźliwie mocno jej dłoń. Spojrzała na nią zaskoczona, ale kiwnęła jedynie głową za znak, że się zgadza. 
Odgarnęła moje włosy z czoła i zebrała je wszystkie w kucyka. Starałam się w tym czasie dodzwonić do Zayna, albo Harrego, ale obaj mieli wyłączone telefony. Kilka minut później Niall z piskiem opon zaparkował na krawężniku i wyskoczył z auta. Nie pytając o nic podniósł mnie szybko i ruszył w stronę samochodu. Odkrzyknęłam marne ‘dziękuję’ w stronę dziewczyny zanim Niall nie zamknął drzwi. Uśmiechnęła się jedynie i pomachała w naszą stronę. 
-Co się stało? Gdzie jest do cholery Harry? Wszystko w porządku? Michelle, zejdę przez ciebie na zawał! Co z Zaynem, wie? O mój Boże, co się stało? Boli cię? –potok pytań wypływał z ust Horana niczym z karabinu maszynowego i nawet jeżeli chciałam na coś odpowiedzieć nie miałam takiej możliwości. Przed pytaniami uchronił mnie jedynie krzyk, który opuścił moje gardło, ponieważ kolejny skurcz zawładnął moim ciałem. –Michelle! –jęknął Niall, nie wiedząc kompletnie co zrobić. Odrzuciłam głowę o oparcie i zacisnęłam dłonie na materiale sukienki. 
-Ja pierdole, dziecko, czemu mi to robisz!? –wrzasnęłam rozkładając bezradnie ręce i patrząc podejrzliwie na brzuch. –Ow… kurwa –wymsknęło się z moich warg. Starałam się opanować oddech, biorąc powolne i długie wdechy, ale niekontrolowany płacz przeszkadzał mi, w każdej próbie. Niall był przerażony. Nigdy w życiu nie widziałam go tak przejętego i przestraszonego. Jego ręce drżały jakby dostał padaczki. Spośród moich sapnięć mogłam wychwycić jęki bezradności chłopaka. Powoli zaczęłam przyzwyczajać się do częstych skurczy i przestałam wierzgać się na fotelu. Zapanowałam nad oddechem, mimo że cały czas rozdzierało mnie od środka. 
-Mów coś Niall. –zachęciłam i złapałam za jego dłoń.
-Michelle, to najbardziej popieprzona rzecz jaką kiedykolwiek robiłem. Nie wiem jak mam się zachować do cholery, Harry jak się dowie to chyba mnie po kroi na kawałki, dobrze że Lux załatwia już to całe gówno w szpitalu, także jak tylko tam dotrzemy to nie będziesz długo cierpiała. Masakra, kurwa mać, Michelle serio musiałaś zacząć rodzić teraz?!
-To nie moja wina, że wpadł na mnie Martin. –Niall zahamował z piskiem na światłach, przez co poderwaliśmy się oboje z foteli do przodu i odwrócił gwałtownie głowę w moją stronę.
-Ten Martin?! –wykrzyczał, ciągnąc się za włosy.
-Tak i skoro przeżyłam spotkanie z ‘tym Martinem’ to błagam, chociaż ty mnie dzisiaj nie zabij, okay?! –jęknęłam i poczułam znów nieprzyjemne uczucie na dole brzucha.
 Nie odezwał się przerażony do końca naszej podróży. Gdy tylko zaparkował pod szpitalem, wyskoczył z samochodu i wziął mnie na ręce. Kopnął nogą drzwi i wparował do szpitala. Niósł mnie do samej sali porodowej, nie zwracając uwagi na propozycje lekarzy i pielęgniarek, żeby usadził mnie na wózku. Lux biegła przy nas chcą dorównać szybkiemu krokowi swojego chłopaka.
-Niall proszę dodzwoń się do Harrego. –jęknęłam cicho, gdy kładł mnie na łóżku.
-Już jest w drodze. –wtrąciła Lux i potarła pocieszająco ramię Horana. 
-Nie martw się skarbie, wszystko będzie dobrze. –gdy tylko słowa wyszły z ust Nialla, na całej sali rozległ się mój rozpaczliwy krzyk. 

*Harry POV*
Gdy tylko wyszedłem z konferencji, włączyłem telefon. Chciałem dowiedzieć się czy Michelle bezpiecznie trafiła do Lux i Nialla. Ledwo co zobaczyłem tapetę i przesunąłem palcem, żeby odblokować ekran, zobaczyłem przychodzące połączenie od Lux. Zdziwiłem się trochę, ale przystawiłem telefon do ucha.
-Halo? 
-Harry! Nareszcie! Niall jest już w drodze do szpitala, musisz natychmiast tu przyjechać, Michelle chyba będzie rodzić… -powiedziała szybko, a mój żołądek zacisnął się kurczowo. Przypływ adrenaliny w moich żyłach spowodował, że puściłem się od razu biegiem do wyjścia. Szef, który stanął przede mną nie zdołał mnie zatrzymać, nawet nie wiem co powiedział.
-O czym ty mówisz?! Jak to… teraz? Już? –zapytałem wybiegając na ulicę. Cholera jasna, jeszcze w życiu nie widziałem tak ogromnego korka. Nie dam razy stąd wyjechać. Nie mogąc zrobić nic lepszego, nogi same porwały się do biegu.
-Nie pytaj, po prostu musisz tutaj być, Harry. Na razie. –rozłączyła się, więc wrzuciłem telefon do kieszeni marynarki i najszybciej jak mogłem, biegłem z całych sił.
Gdy tylko wpadłem do szpitala, złapałem przypadkowego lekarza za ramiona i skanując jego przestraszoną twarz wzrokiem, zapytałem nabuzowany emocjami do granic możliwości.
-Michelle Styles?! Gdzie jest ona jest? –popatrzył na mnie zdziwiony i zerknął na duży notes, który trzymał w dłoni. 
-Sala porodowa nr 7, pierwsze piętro, korytarzem na prawo. –nie dziękując mu za informację, pognałem w kierunku, który mi wskazał. Nie sądziłem, że potrafię tyle przebiec i móc biec jeszcze więcej. Nie przestawałem nawet na sekundę, liczyło się tylko to, żeby jak najszybciej znaleźć się koło mojej żony. 
Obiłem się boleśnie o równoległą ścianę, ponieważ nie do końca rozważyłem czas hamowania. Wiedziałem, że jestem w dobrym miejscu, bo zauważyłem Nialla, który chodził jak pojebany w tą i z powrotem, od jednej ściany do drugiej. Gdy tylko mnie zauważył, przystanął.
-Stary, jak dobrze, że jesteś! –jęknął i przeciągnął dłonią po całej swojej twarzy. Klepnąłem po w policzek, w ramach podziękowań i już otwierałem usta, żeby zapytać jak się czuje Michelle, gdy przerażający wrzask wydobył się zza drzwi sali obok nas. Wysłałem krótkie spojrzenie przyjacielowi.
-Harry, nie, poczekaj! Nie! –krzyknęli oboje z Lux, ale żadne słowa nie powstrzymałyby mnie przed wtargnięciem do tej sali. Otworzyłem drzwi gwałtownie i natychmiast tam wparowałem. 
-Nie może pan tutaj być. –powiedziała pielęgniarka i starała się mnie odepchnął z powrotem. 
-Harry. –moje imię błagalnie wypłynęło ze słodkich ust mojej kobiety, tak że od razu zmiękły mi nogi i choćby mieli mnie tu zabić, nie wyjdę z tego miejsca dopóki ona tu jest. 
-Jest pan kimś z rodziny? –zapytał lekarz, który stał między nogami Michelle z jakimiś dziwnymi przyrządami. 
-Jestem mężem –odpowiedziałem pewnie w jego stronę, a kobieta przede mną odsunęła się w bok, dzięki czemu podszedłem do Michelle i nie czekając na nic innego przywarłem do jej warg. Mocno, żeby poczuła, że jestem tutaj i nigdzie się nie wybieram. –Kocham cię. –jęknąłem w jej usta i złapałem małą dłoń, którą głaskałem i całowałem na zmianę. 
-Jesteś tu. –jęknęła i ponownie zawrzeszczała głośno.
-Cśśś… skarbie. Oddychaj, spokojnie. –powiedziałem pocieszająco i oparłem swoje czoło o jej. 
-Harry, on mnie widział. Martin. –sapnęła płaczliwie i zaczęła kręcić nerwowo głową i przysięgam, że krew przestała płynąć w moich żyłach, gdy wypowiedziała to imię. –Kochanie proszę, nie zostawiaj mnie. –w oczach miała łzy i coraz mocniej wbijała paznokcie w moją dłoń. Serce kroiło mi się na kawałki widząc jak walczy o każdy oddech, jak kolejny skurcz przejmuje kontrolę nad jej ciałem. Do tego to zdarzenie, które próbowała mi przekazać, ale ból nie pozwalał jej na to. 
-Michelle, hej. Pamiętasz jak obiecałem ci, że będę przy tobie zawsze, że nic ci się nie stanie, jak zapewniałem cię przy ołtarzu, że nie opuszczę cię w zdrowiu i chorobie, w szczęściu i nieszczęściu, jak podczas pierwszego tańca przylegałaś do mojego ciała tak mocno, bojąc się, że jeżeli odsuniesz się ode mnie choćby o milimetr, wszystko zniknie i okaże się snem, pamiętasz? –pokiwała głową i zacisnęła oczy. –A ja opowiedziałem ci, że nic innego nie liczy się tak jak ty, i że jeśli cały wszechświat zniknie ja nigdy cię nie opuszczę. Jesteś dla mnie najważniejszą osobą na tej ziemi. –powiedziałem dobitnie i wytarłem spływające po jej policzkach łzy. –Gdziekolwiek jesteś, to jest to miejsce do którego należę. Każdy krok który zrobisz, każdy gest który wykonasz, każde słowo jakie wypowiesz, jest dla mnie nagrodą. Moje imię, które wypływa z twoich ust, jest najpiękniejszym dźwiękiem jaki mogę sobie wyobrazić nieważne czy na mnie krzyczysz, czy karcisz, czy szeptasz je z przyjemności. –pielęgniarka, która próbowała mnie wyprosić, wytarła wierzchem gumowej rękawiczki oczy i zachlipała nosem. Sam zacząłem płakać, nie wiedząc do końca dlaczego. –Tak strasznie cię kocham Michelle. –dodałem i pocałowałem jej czoło. 
-Poproszę teraz panią, aby unormowała swój oddech do jak najspokojniejszego i zaczniemy przeć, dobrze? Dam pani znać, kiedy. Jak na razie nie ma żadnych zagrożeń. Dziecko jest już odpowiednio ułożone, tętno w normie, rozwarcie dziewięć centymetrów, więc a dobrą sprawę możemy zaczynać. Spokojnie, to nie będzie długo trwało, pani przyjaciółka wyraźnie dała nam do zrozumienia, żebyśmy byli ostrożny i szybcy, bo inaczej marny nasz los. –uśmiechnął lekarz i zaczął gładzić spokojnie kolana Michelle. –Gotowa? –zapytał ostrożnie i zerknął na nas oboje. Michelle kiwnęła lekko głową no i się zaczęło. 

*Niall POV* 
-Gdzie tej azjatycki pedał, do cholery?! –Zayn jak zwykle miał w dupie swój  telefon i łaskawie odebrał o jakiejś pięćdziesiątej próbie dodzwonienia się do niego.
-Już jedzie. –stęknęła po raz setny blondynka.
-Zaraz mnie tu szlag jasny trafi! –jęknąłem i przywaliłem pięściami w ścianę. Kolejny krzyk Michelle dotarł do moich uszu i znów przeszedł mnie dreszcz. –Czemu to tak długo trwa?! Siedzą tam prawie dwie godziny… 
-Ja już nie chce wiedzieć, jak ty będziesz przeżywał poród twojego dziecka, Niall. Będą cię musieli napakować prochami na uspokojenie. –westchnęła Lux i przeciągnęła się na krześle. –Nic jej nie będzie. Lekarz jest spoko kolesiem, który odebrał nie jeden poród, więc wszystko będzie dobrze.
-Wiem, ale i tak się denerwuję. Ona jest dla mnie jak siostra. –szepnąłem i usiadłem na krześle obok mojej dziewczyny. Ścisnęła mnie za rękę i przełożyła nogi na moje kolana. Zacząłem powoli masować jej kostki, dzięki czemu mruczała cicho. Uśmiechnąłem się, że nawet w tak prosty sposób potrafię sprawić jej przyjemność. Przybliżyłem usta do jej policzka i złożyłem na nim delikatny pocałunek. –Chcę mieć dziecko z tobą. –powiedziałem, a Lux zrobiła zaskoczoną minę. Nim mogliśmy cokolwiek do siebie powiedzieć, ciszę przerwał donośny płacz dziecka. Lux poderwała się natychmiast w miejsca, a ja zrobiłem to odruchowo za nią. Spojrzałem na jej błyszczące z podekscytowania oczy, a ona rzuciła mi się na szyję całując prosto w usta. 
-Też chcę mieć z tobą dziecko. –powiedziała odrywając się ode mnie. Uśmiechnąłem się zadziornie i odstawiłem ją na podłogę. 
Na korytarz wpadł Zayn obijając się o ścianę równie mocno co Harry. Gdy tylko znalazł się blisko nas, Harry z całym impetem otworzył drzwi od sali i uderzył nim Zayna, który runą na podłogę łapiąc się za głowę. Głośne przekleństwo wyleciało z naszych ust, a Harry wskoczył na bruneta i leżeli na ziemi przed dobrą chwilę przytulając się do siebie. Nie obchodziły go bluźnierstwa, którymi obdarowywał go kumpel. Hazza pociągnął za ramiona Zayna i siedząc mu na kolanach, podskakiwał jak pojebany wykrzykując, że ma córkę. Nie zwracając większej uwagi na to, że o mało nie zabił przyjaciela wstał, stając mu na stopę i wywołując u niego jęk, podbiegł do Lux i podrzucił ją za żebra do góry. Ta pisnęła i złapała go za ramiona, a później objęła nogami jego biodra, żeby się nie przewrócili. Harry wykorzystując jej położenie na sobie, zaczął biegać po korytarzu i okręcać się wokół własnej osi, a Lux asekurowała ich rękoma, żeby nie wpadali zbyt często w ściany. Zayn podniósł się nareszcie z podłogi, gdy Harry zaliczał ostatnią prostą z końca korytarza. Przerzucił sobie Lux przez ramię i odstawił ją obok mnie, śmiejąc się ciągle jak niedorozwinięty. I tyle go widzieliśmy, bo ponownie wpadł do sali porodowej. 

*Michelle POV* 
Gdy tylko Harry ponownie wpadł do sali, rzucił się w ramiona lekarza. Wyglądało to komicznie, ponieważ był on o wiele niższy i mniej postawny niż mój mąż, a mimo tego Harry niemal na nim wisiał jak koala. Zaśmiałam się cicho i cała uwaga przeszła na mnie. Harry pochylił się nade mnie i zaczął mnie całować dosłownie wszędzie gdzie tylko mógł. Uśmiechał się przez cały czas. Nigdy nie widziałam go szczęśliwszego. Podniosłam dłoń i zgarnęłam włosy z jego czoła. Chwycił moją rękę i muskał każdy jej milimetr ustami. 
-Kocham cię –wyznał i złączył nasze wargi razem. 
-Przepraszam państwa. –powiedziała pielęgniarka trzymająca nasze maleństwo. Uśmiechnęła się niewinnie i ułożyła ostrożnie dziecko na moim ramieniu. 
Harry drżącą dłonią dotknął jej maleńkiej rączki i wtedy otworzyła sennie swoje niebiesko-zielone oczka. Spojrzała na niego i ziewnęła wtulając się w kocyk. Harry wypuścił ze świstem powietrze i zakrył dłonią twarz, nie mogąc uwierzyć w prawdziwość tych zdarzeń. Pocałowałam córeczkę w czubek główki. Pachniała tak przyjemnie, a jej włoski były takie delikatne. Przygarnęłam głowę Harrego do swojej piersi i delikatnie głaskałam skórę nad kołnierzykiem koszuli. Jego ciało zadrżało pod wpływem emocji i załkał przyciskając palce do oczu. Podniósł głowę i pokręcił nią z niedowierzaniem, uśmiechając się szeroko. 
-Tak bardzo cię kocham. –wyszeptał i spojrzał na maleństwo –I ciebie też, skarbie. –nachylił się i pocałował ją po raz pierwszy.

*Thinking out loud –Ed Sheeran.