niedziela, 28 grudnia 2014

One Shot. Revenge is sweet.

Na początek chcę powiedzieć, że może być pewien niedosyt tym one shotem, bo jest naprawdę krótki, ale taki miał być i nie planuję go modyfikować. Jest to mała niespodzianka na koniec roku dla wszystkich, który lubią sobie czytać takie rzeczy. Na końcu zobaczycie, że jest to całkowicie w moim stylu i z góry przepraszam za wszystkie niedogonienia umysłowe, które spowoduję.
Miłego czytania i szczęśliwego nowego roku!


__________________________________________________________




Otwieram oczy i od razu żałuję mojego ruchu. Mój kark jest ścierpnięty i ledwo mogę nim ruszyć. Postanawiam jednak przełamać się i poruszyć powiekami oraz szyją, lecz rażące światło drażni moje źrenice, a przy szyi czuję opór przez coś szorstkiego. Chcę pozbyć się nieprzyjemnego uczucia z mojej skóry, ale uzmysławiam sobie, że moje nadgarstki są przywiązane kurczowo do zimnego metalu. Gwałtownie poruszam moich ciałem i rozwieram przerażony oczy. Zajmuję mi to naprawdę wiele czasu zanim mogę cokolwiek zobaczyć. Odczuwam dyskomfort całego mojego organizmu i pragnę przemówić, lecz nie mogę wydusić z siebie nawet szeptu. Do moich uszu dobiega cichy jęk. Szarpię z całych sił chcąc oderwać się i ruszyć w poszukiwaniu tego dźwięku lecz na marne.
-Otwórz w końcu te swoje wielkie ślepia, bo czeka tu na ciebie małe przedstawienie. –odzywa się chrapliwy męski głos i zaczyna mnie piec policzek od silnego uderzenia ręką.
Otwieram na przymus oczy i staram się zlokalizować miejsce, w którym jestem. Wygląda jak piwnica lub stary garaż, ale nie ma tu nic oprócz krzeseł i komody z kilkoma szufladami. Światło lampy drażni moje spojówki, ale staram się je zignorować. Oprócz tego światła panuje tu ciemność, ale dostrzegam sylwetki dwóch osób. Podnoszę wzrok w górę na swoje dłonie, które są przykute kajdankami do drewnianej belki, szyję mam przywiązaną prawdopodobnie sznurem do prostopadłej belki, a nogi rozstawione szeroko i podparte ciężarkami, żebym nie mógł nimi poruszyć. Podczas gdy badałem moją sytuację postacie przemieściły się znacznie i ustawiły się przede mną w odległości mniej więcej pięciu metrów. Nie widziałem drugiej osoby, która była za szerokimi plecami mężczyzny. Przymocowywał małe nadgarstki do belki w ten sam sposób jak moje. Odwrócił się w moją stronę i zobaczyłem w końcu się z nim twarzą w twarz. Nieopanowany napływ gniewu i szaleństwa owładnął moim ciałem i jęknąłem ze zdenerwowania. Mój dawny, uważany za dobrego kumpla, przyjaciel stał i szczerzył się złowrogo w moją stronę. Podszedł do mnie i rozluźnił lekko węzeł na szyi. Od razu nabrałem porządniejszego oddechu.
-Było troszkę za ciasno? –pyta z udawaną troską w głosie i klepie mnie po policzku.
-Pierdol się –odpyskuję cicho i zaczynam kaszleć.
-Oh, dlaczego jesteś taki nie miły? No tak zapomniałem, zawsze taki byłeś, od kiedy zacząłeś gwałcić czyjeś laski! –wrzeszczy i ponownie dostaję od niego w policzek, tak mocno że głowa odskakuje mi na bok.
-O czym ty mówisz?! Ja nikogo nie zgwałciłem, Adam. –tłumaczę i patrzę na niego niezrozumiale.
-Vivien sama się zgwałciła, pobiła, zabiła i zakopała, tak?! –wydziera się jeszcze głośniej i ponownie słyszę cienki, zduszony jęk.
-Mówiłem ci setki razy, że jej nawet nie dotknąłem!
-I tak ci nie wierzę –wypluwa te słowa prosto w moją twarz i oddala się ode mnie- Dlatego mam tu dla ciebie niespodziankę. –kontynuuje i gdy jestem świadom tego co mu pokazuje jestem bliski zawału. Serce niemal wyrywa się z mojej klatki piersiowej i krzyczę przeraźliwie. Momentalnie czuję ucisk w żołądku, a drwiąca krew w uszach przeszkadza w funkcjonowaniu.
-Nie waż się jej dotknąć! Błagam, zostaw ją, zostaw!!! –powtarzam non stop te same słowa, ale jakby w ogóle ich nie słyszał.
Rozwiązuje z jej ust chustę i rzuca ją przed moje nogi. Dziewczyna szarpie za kajdanki i sapie bezbronnie. Adam zbliża do jej policzka dłoń i lekko ją dotyka. Robi mi się niedobrze i za wszelką cenę staram się poruszyć w ich stronę.
-To co Jodie zafundujemy twojemu chłopakowi małe przedstawienie, prawda?  
Jodie szarpie się ze wszystkich sił, ale Adam jedynie prycha rozbawiony i powoli rozsuwa zamek od swoich spodni. Zaczynam bluźnić w jego stronę i grożę mu najbardziej złowieszczo jak tylko potrafię, lecz on jakby mnie tu w ogóle nie było, ignoruje moje słowa całkowicie.
-Nie dotykaj jej! Nie! –wrzeszczę gdy dźwięk rozrywanych ubrań dziewczyny wypełnia pomieszczenie. Zaczynam płakać. Płakać lamentacyjnie widząc jak zrywa z niej resztki koszulki, a później bielizny. Całkowicie bezbronna niemal dusi się własnymi łzami prosząc, żeby przestał.
-Proszę zrobię wszystko tylko jej nie dotykaj! –jęczę żałośnie. Moje mięśnie są tak słabe, że każdy ruch jaki nimi wykonuję sprawia mi ból. Głos zawodzi pod każdą postacią i brzmię naprawdę beznadziejnie. Do tego wszystkiego oczy szczypią niewiarygodnie i mrugam zdecydowanie za często, żeby je choć trochę nawilżyć.
Adam sunie dłońmi po jej nagim ciele wywołując dreszcze i niekontrolowane odgłosy obrzydzenia. Jodie krzyżuje swoje nogi razem i zaciska oczy by na niego nie patrzeć. Jestem wykończony i nie mogę normalnie oddychać. Jedyne co robię to patrzenie na nich i chęć wykonania mordu na tym człowieku nawet gołymi rękoma.
Przybliża się do niej znacznie i masuje dłońmi jej piersi. Od razu przypomina mi się jak Jodie uwielbia gdy ja to robię. Bierze wtedy głęboki wdech i dzięki temu odejmuję całe jej miękkie piersi. Sunę delikatnie kciukami po jej sutkach wywołując rozkoszne skomlenie. Gdy robi to Adam łzy nie przestają wypływać z jej oczu i potrząsa lekko głową ponownie prosząc by przestał.
On zaciska jednak swoje dłonie jeszcze ciaśniej na jej skórze przyciskając ją do belki. Wędruje powoli jedna ręką w dół do zwieńczenia jej nóg. Natychmiast się krzywi i zanosi się płaczem. Nie mogę na to patrzeć, ale jednocześnie nie mogę patrzeć gdziekolwiek indziej. Gdy jego palce wkradają się w jej delikatną kobiecość, Jodie piszczy. Nigdy nie piszczała w ten sposób, jakby sprawiano jej dotykiem ból i wołała przez to o pomoc. Gdy ja lekko pocieram o nią opuszkami palców mruczy słodko, ale zawsze kontroluje moje poczynania swoją dłonią. Teraz nie ma takiej możliwości, bo jej ręce są wysoko w górze przypięte kajdankami.
Ruch dłoni Adama jest silny, drastyczny i brutalny. Jodie wije się przy nim i jej płacz jest coraz bardziej bezbronny. Patrzę obrzydzony na jego dłoń i mam ochotę wyrwać mu ją ze stawów, lecz nie mogę. Przenoszę jedynie wzrok na cierpiącą twarz dziewczyny, która błaga o pomoc.
-Wystarczy Adam, przestań. –warczę w jego stronę, ale w odpowiedzi dostaję  jego śmiech.
-Nawet nie zacząłem najlepszego –mówi i podnosi za biodra Jodie przylegając swoim ciałem do niej. Krótki jęk wydobywa się w jej ust i chwilę później słyszę przerażający wrzask, który długo brzmi w całym pomieszczeniu. Nie mogę znieść tego dźwięku i tego, że właśnie mój były kumpel wypchnął biodra wchodząc w moją kobietę. –Jezu, jest niesamowicie ciasna. –skomli przy jej uchu i ponownie wypycha pewnie biodra w jej stronę.
Łapie ją pod kolana i nieustannie się porusza. Wolałbym, żeby mnie zabił niż, żeby jej dotykał. A on ją pieprzy, na moich oczach. Jodie z trudem łapie kolejne oddechy i krzyczy z bólu, który jej sprawia.
-Adam przysięgam, ja nie zabiłem Vivien, to nie byłem ja ! Proszę przestań, przestań… -błagam go płacząc jak dziecko, ale on ma moje zapewnienia głęboko w dupie.
Kolejny pisk Jodie trafia do moich uszu i fala łez zamazuje wszystko wokół. Napotykam niewyraźnym wzrokiem jej delikatną twarz, która ubrana jest teraz w cierpienie. Przygryza mocno wargę i wbija paznokcie w swoją skórę, z której zaczyna cieknąć krew. Kopie swojego oprawcę po plecach, ale na tyle lekko, że nawet na to nie reaguje. Adam warczy w jej szyje i kąsa ją mocno wywołując kolejny wrzask. Przystawia sfrustrowany rękę do jej gardła i dusi, nieustannie dociskając się do jej ciała. Twarz robi jej się najpierw czerwona na później purpurowa. Ciche westchnięcie wydostało się z jej ust, a Adam sapnął ciężko prawdopodobnie dochodząc. Jodie spojrzała na mnie z litością i zamknęła oczy.
-Nie, nie, nie!!! –zacząłem szarpać całym swoim ciałem chcąc rozerwać jakimś cudem metal, który mnie trzymał, lecz cały mój wysiłek poszedł na marne. Adam opuścił nogi dziewczyny na dół, a jej ciało momentalnie opadło bezwładnie na dół, utrzymując jedynie ręce w górze. Parzyłem na nią i wrzeszczałem w całych sił, ale nic nie słyszałem. Tak jakby czas zatrzymał się w miejscu. Jakbym przestał istnieć.
Przestałem istnieć.
Jej klatka piersiowa nie unosiła się i nie opadała. Z jej nagiego wykończonego ciała odleciało życie. Zabrał je mężczyzna, który klęknął przede mną i spoglądał jak cały drżę ze złości i rozpaczy. Złapał mocno dłonią za moją zapłakaną twarz, rozkazując bym na niego spojrzał. Gdy to robię, widzę cień uśmiechu, który wstępuję na jego twarz.
-Zemsta jest słodka, Zayn. –szepcze. Nie widzę nic innego oprócz wszechogarniającej ciemności i pustki.




-Zayn, skarbie, obudź się. To tylko sen. – Jodie wtula się w moje spocone ciało i głaszcze powolnie włosy.

sobota, 6 grudnia 2014

The Love Promise. Harry and Michelle. Part 7.

Tęsknię. Tęsknię za tym pieprzonym miejscem, które nazywałam przez ostatnie dwadzieścia lat, domem. Za ciocią i mamą. Za szkołą, która wbrew pozorom nie była taka zła. Za przyjaciółmi, dzięki którym choć na chwilę mogłam zapomnieć o wszystkich zmartwieniach. Nie tęsknie tylko za jedną osobą, przez którą siedzę teraz w nowym mieszkaniu w Harrow, 65 mil od Andover. Piję herbatę i wycieram powoli płynące łzy z policzków. Wpatruję się tępo w widok za oknem i staram się przestać myśleć.
Podoba mi się nowe miejsce. Jest przytulne, przestronne i całkowicie nieznane. Jedyną osobą, którą znam jest Zayn i sprzedawczyni ze sklepu, Loren, która uważa, że jesteśmy prześliczną, ale dość smutną parą. Nigdzie jeszcze nie wyszłam sama, więc pewnie dlatego te podejrzenia. Dodatkowo Zayn nie puszcza mojej dłoni nawet na sekundę, więc wcale jej się nie dziwię.
Odstawiam pusty kubek na blat stolika i spoglądam za siebie. Zayn rozmawia z kimś przez telefon, gestykulując nerwowo i co chwile drapiąc się po głowie. Jest nerwowy i impulsywny od czasu naszej przeprowadzki i wydaje mi się jedynym obiektem jego myśli jestem ja. Ciągle pyta się czy czegoś nie potrzebuję, czy dobrze się czuję i czy jest coś co mógłby dla mnie zrobić. Ja natomiast stałam się bardziej zamknięta w sobie i nadzwyczaj cicha, bo jedyne słowa jakie wypowiadam w ciągu dnia to ‘tak’, ‘nie’, ‘dziękuję’ i ‘nie jestem głodna, Zayn’.
Chcę tam wrócić i jednocześnie nie. Nie wiem co jest dla mnie lepsze. Myśl, że moja matka jest właśnie gwałcona, czy że to ja mogłabym być na jej miejscu? Przygryzam wargę i zakładam włosy za ucho. Zaczyna boleć mnie całe ciało na wspomnienie przeszywającego cierpienia. Zayn podchodzi do mnie i uśmiecha się delikatnie na pocieszenie. Wydycha głośno powietrze i całuje mnie w czoło.
-Michelle, musimy porozmawiać. –mówi i siada naprzeciw mnie przeczesując włosy do tyłu.
-Tak. –odpowiadam jedynie i czekam, aż zacznie mówić. Mija dobra chwila zanim znajduje w sobie siłę głosu i w końcu przemawia.
-Pamiętasz tego chłopaka, na którego ostatnio wpadłem przez przypadek w markecie? –kręcę głową na znak, że nie wiem o czym mówi, więc kontynuuje –Rzeczywiście możesz go nie kojarzyć, ale mniejsza o to. Spotkałem go wczoraj na stacji benzynowej i zapytałem czy nie zna może kogoś kto potrzebuje ludzi do pracy. Nic nie przyszło mu do głowy, ale wymieniliśmy się numerami i powiedział, że postara mi się pomóc. Właśnie do mnie zadzwonił i powiedział, że może uda mu się, mnie gdzieś wkręcić, ale musimy to obgadać przy piwie. Teraz u niego jest impreza i prosił, żebym przyszedł. –mówi cicho i głaszcze mnie po policzku, oczekując z mojej strony jakiegoś komentarza. Przełykam ślinę i mrugam kilkakrotnie.
-Jedź więc. –szeptam i wzruszam ramionami.
-Michelle nie zostawię cię samej w domu. Nie wiem ile mi tam zejdzie. Nie chcę, żebyś siedziała tutaj sama. Jak pojedziesz ze mną będę przynajmniej pewny, że nic ci nie jest.
-Zayn, ja naprawdę nie mam ochoty na imprezy. –marudzę i podciągam koc pod brodę.
-Wiem. Cholera, wiem. Ale muszę mieć jakąś prace, skarbie, a ten cały Harry wydaje się jakimś biznesmenem, który ma wtyki dookoła świata, więc mi pomoże. Chodź ze mną, żebym się nie martwił. Proszę, dobrze ci to zrobi, zobaczysz.
-Ale wrócimy, tak szybko jak to tylko możliwe. –ostrzegam i wyplątuję się z koca.
-Dobrze. Pewnie. Oczywiście. –potwierdza i masuje szybko moje ramię, po czym biegnie na górę i przynosi mi sweter. Wzdycham i wchodzę do łazienki poprawić makijaż. Nakładam bez słowa buty i narzucam wolno okrycie na ramiona.
-Dobrze? –pytam i odrzucam włosy w tył.
-Tak, skarbie. Chodź. –odpowiada i łapie mnie za rękę. Pomaga mi wejść do samochodu i zaraz ruszamy. Opieram głowę o szybę i patrzę na linie, które przesuwają się szybko po jezdni. Zayn spogląda na mnie co jakiś czas kątem oka i gładzi moją dłoń, którą trzymam na udzie.
-Kocham cię –szeptam i patrzę na jego profil. Unosi lekko kąciki ust, ale nadal jest skupiony na drodze.
-Nikt cię tam nie dotknie, Michelle, rozumiesz? Nie pozwolę, żeby ktokolwiek cię skrzywdził. Nigdy więcej. –obiecuje i podnosi moją dłoń, żeby ją ucałować.
Kiwam jedynie głową i kilka minut później wjeżdżamy na podjazd cudownego domu. Leniwie wysiadam z auta, a Zayn natychmiast do mnie podchodzi i splątuje mocno nasze palce. Od razu słyszę dudniącą muzykę, kiedy przekraczamy próg domu. Wszędzie jest pełno ludzi, którzy śpiewają, piją i całują się przy ścianach. Zayn przeciska się przez nich wszystkich i rozgląda się nerwowo po pomieszczeniach. Posłusznie za nim podążam ze spuszczoną głową. Jakaś laska przewraca się między nami i połączenie naszych rąk zostaje zerwane. W jednej sekundzie poczułam, że moje bezpieczeństwo przestało istnieć, a chwilę później była pewna, że miałam całkowitą rację. Silne ramiona oplatają moją talię i piszczę przestraszona szykując się psychicznie na najgorszy scenariusz z możliwych. Mój napastnik zostaje przyciśnięty do ściany przez mojego brata, cały szum imprezy cichnie odrobinę. Jestem biska płaczu, ale przygryzam wargę, żeby się opanować.
-Zayn? Michelle? Co wy tu, kurwa, robicie?! –serce bije mi jak oszalałe słysząc te słowa i podchodzę nieśmiało do chłopaków. Zayn odsuwa się od naszego mówcy, mierzwi go wzrokiem od góry do dołu i wpada mu w ramiona.
-Co ty tu to cholery robisz?! –wydziera się Zayn i łapie mnie szybko za rękę, tylko gdy się od siebie odsuwają.
-Mieszkam tu? No właściwie kilka domów dalej… a wy? –pyta blondyn i przygląda mi się uważnie. –Cholera, Michelle, ale się z ciebie zrobiła laska. –komplementuje i uśmiecha się zadziornie.
-Stary, nawet o tym nie myśl –wyrzuca z siebie oschle Zayn i przyciąga mnie do swojego boku. –Nie dawno się przeprowadziliśmy. –odpowiada na pytanie przyjaciela już całkiem grzecznie –Nie sądziłem, że spotkam cię po prawie sześciu latach w tym samym mieście stary. Dobrze ci się tutaj żyje?
-Jeszcze się pytasz?! Tu jest świetnie! Cieszę się, że znowu mam was przy sobie. Mam nadzieję, że zostaliście nadal rodzeństwem nie na przykład, no nie wiem… -patrzy na nasze splecione ręce i drapie się po czole –Bo to by było dziwne, kurwa.
-Niall idioto, oczywiście, że nie! To długa historia, musimy wszystko obgadać, ale jak na razie mam małą prośbę.
-Wal śmiało Malik. –przełożył ciężar ciała z jednej nogi na drugą i oblizał usta.
-Mógłbyś uważać chwilę na Michelle? Posiedźcie chwile razem, a ja załatwię kilka spraw i zaraz przyjdę, okay? –pyta Zayn, a mina Nialla mówi sama za siebie. –Tylko jej nie dotykaj, rozumiesz? –pyta ciszej w nadziei, że nie słyszę –Powiem ci wszystko, ale dzisiaj masz zakaz dotykania jej, czaisz?
-Ojojoj, jaki jestem troskliwy, ojejku patrzcie, kurwa jaki jestem kochany awh! –jęczy nasz przyjaciel i podchodzi do mnie przerzucając rękę na moje ramię.
Natychmiast się napinam i cichutki pisk wydziera się z mojego gardła. Horan tego nie zauważa i delikatnie pociera dłonią o moje włosy. Na twarzy Zayna maluje się gniew i jest gotowy rozpocząć bójkę, gdybym tylko dała mu jakikolwiek znak. Zamiast tego wysilam się, żeby sformułować na ustach uśmiech.
-Stary, przecież jej nie zgwałcę. –prycha Niall i oboje z Zaynem bledniemy.
Ostrożnie się odsuwam i staram się oddychać spokojnie. Niall robi zaskoczoną minę, a Zayn ze wszystkich sił trzyma nerwy na wodzy. Wystarczy jeszcze jedno nieodpowiednie słowo i wybuchnie jak bomba. Rozglądam się po domu i kieruję się w stronę kanapy. Zwracam na siebie uwagę chłopców i jestem pewna, że za mną podążają. Zamykam oczy biorąc głęboki wdech i uderzam barkiem o czyjeś ramię.
-Harry! –krzyczą razem i unoszę głowę, żeby przeprosić osobę, z którą się zderzyłam.
Jest to wysoki mężczyzna, ubrany w białą koszulę. Trzy górne guziki są odpięte i mogę zauważyć jego nagą skórę. Wyraźne kości żuchwy idealne ogolone na gładko. Lekko zaróżowione usta, które delikatnie rozwiera wymieniają powietrze i łaskocze nim moją twarz. Hipnotyzujący urok zielonych oczu, które się we mnie wpatrują, przyprawia mnie o zawrót głowy. Wszystko to podkreślają szatynowe loki, które są zagarnięte do tyłu, jakby ich właściciel dbał o to, żeby były cały czas na swoim miejscu.
Nim mogę wykrztusić choćby jedno słowo, między nami staje Zayn i otula moje policzki dłońmi. Szepcze mi do ucha, żebym została z Niallem i obiecuje, że wróci za moment. Ostatni raz obdarowuje mnie spojrzeniem i całuje mnie w kącik ust. Odwraca się do chłopaka i ściska jego dłoń na powitanie. Ten patrzy na mnie z zainteresowaniem i niechętnie zaczyna rozmowę z moim bratem podczas krótkiego spaceru w stronę schodów na górę.
Niall proponuje mi grę w piwnego ping ponga, ale odmawiam i dodaję, że chętnie zobaczę jak on gra. Patrzę jak w trzeciej rundzie Niall i jakiś Liam, usilnie próbują przekonać samych siebie, że nie są pijani. Cieszę się, że odmówiłam Horanowi, bo jego zdolności w tej grze są nikłe i prawdopodobnie leżałam bym pod tym stołem zalana w trupa, gdybym wypiła tyle co oni. Zaczyna mnie to nudzić, więc postanawiam się chwile przewietrzyć. Niall najwyraźniej nie zauważa mojej nieobecności i wcale mu się nie dziwię, bo po tym jak otwieram drzwi na balkon, ląduje na kanapie i zasypia.
Marcowe, wieczorne powietrze jest mroźnie do tego stopnia, że od razu stukam zębami z zimna. Opieram łokcie o balustradę i wpatruję się z krajobraz. Grupka osób leży bezsilnie nad brzegiem basenu, a wokół nich leżą puste butelki po tequili. Kłęby mojego wydychanego powietrza, uświadamiają mi, że nie powinnam tyle stać, bo jest cholernie zimno, ale nie chcę też wracać do środka.
Słyszę kliknięcie klamki i natychmiast odwracam głowę, żeby zobaczyć, kto odnalazł moją kryjówkę. Prostuję się i wstrzymuję powietrze w płucach. Przede mną znowu stoi ten chłopak. Ma na sobie jeszcze granatową bluzę z kapturem i na jego ustach jest lekki uśmiech, dzięki czemu dostrzegam dołeczki w policzkach. Zamyka drzwi i podchodzi do barierki bardzo wolno. Cofam się w bok, gdy tylko widzę, że jest bliżej. Nie ufam żadnemu innemu mężczyźnie, oprócz Zayna, więc boję się, że wykorzysta mój strach i zrobi mi coś złego.
-Nie bój się. –prosi błagalnie, a dźwięk jego głosu przechodzi przez całe moje ciało, wywołując dreszcze. Czuję jak moje oczy zaczynają szczypać i pragnę natychmiast stąd uciec.
-Gdzie jest Zayn? –jęczę niewyraźnie i cofam się od niego jeszcze bardziej.
-Rozmawia z moim przyjacielem w sprawie pracy. –odpowiada łagodnie, ale jego głos jest tak pełny, tajemniczy i głęboki, że mimo wszystko nie ufam jego słowom. Przygryzam wargę i robię krok w stronę drzwi, ale prostuje się i patrzy na mnie uważnie. –Nie jest ci zimno? –pyta i podchodzi do mnie. Mam ochotę wołać o pomoc, ale uznałby mnie za wariatkę, bo przecież nic mi nie robi. To ja mam fobię, nie on.
-Nie. -kłamię i odwracam głowę w drugą stronę. Kątem oka widzę jak przeciąga przez głowę bluzę i zaraz poprawia swoje włosy. Niepokój rośnie we mnie z każdą sekundą, gdy jest coraz bliżej mnie. Zaczynam oddychać głęboko i już czuję łzy w kącikach oczu. Jestem już na skraju balkonu i nie mogę się bardziej przesunąć.
-Posłuchaj. -zaczyna i ja przykładam dłoń do ust, żeby nie wrzasnąć na myśl, że jest zaledwie pół metra ode mnie –Zayn powiedział, żebym nie ważył się choćby cię dotknąć. Jest zazdrosnym chłopakiem, widać to na pierwszy rzut oka, ale przysięgam, że nie zrobię ci krzywdy, Michelle. Chcę ci nałożyć tylko bluzę, żebyś nie zamarzła tu na śmierć, tak?
-On nie jest moim chłopakiem. –czuję potrzebę wytłumaczenia i widzę, że zdziwiłam go tym wyznaniem.
-Trochę się tak zachowuje i… -zaczął, ale pokręcił jedynie głową i uśmiechnął się triumfalnie. –Okay, to daj ręce, pomogę ci to nałożyć. –potrząsa materiałem bluzy i nakłada mi ją przez głowę. Jest ciepła i przepięknie pachnie męskimi perfumami. Zaciągam się jej zapachem i zapominam o mrozie, który jest na dworze. Spoglądam na niego i uśmiecham się skromnie w ramach wdzięczności.
-Dziękuję. –szepczę tak cicho, że ledwo ja to słyszę i staram się od niego odsunąć.
-Nie bój się. –mówi po raz kolejny i unosi dłoń, żeby dotknąć mojego policzka.
-Proszę, nie. –niemal błagam i próbuję odchylić się maksymalnie. Zimny metal wbija się w moje plecy, a ciarki przebiegają przez moje ciało. Opuszcza rękę na dół i wzdycha.
-Michelle, ja… nie musisz się mnie bać. Nic ci nie zrobię, Zayn wyraził się dość jasno, że nie jesteś na ‘to’ gotowa. Nie będę naciskał, obiecuję. Chcę po prostu trochę cię poznać.  –poprawił kaptur swojej bluzy, która na mnie była. –Ktoś cię skrzywdził? –pyta ostrożnie i odgarnia kosmyki moich włosów. Jest delikatny. Nie czuję się zagrożona, przez łagodność i troskę, które mogę dostrzec w jego oczach. Kiwam głową w odpowiedzi na pytanie i spuszczam wzrok na dół. –Chcesz o tym porozmawiać? –od razu kręcę nią nerwowo i zamykam oczy. –Dobrze. –mówi spokojnie i czuję ciepło bijące od jego ciała.
Jest bliżej. Oddycha delikatnie tuż przy mnie. Ponowny dreszcz przechodzi przez moje ciało i postanawiam unieść w górę powieki. Widzę jego cienką koszulę. Martin nigdy nie nosił koszul. Zawsze miał dziurawy, czerwony t-shirt i brązowe spodnie. Postanawiam dotknąć białego materiału, żeby zbadać czy jest przyjemny w dotyku. Jest nadzwyczaj miękki. Cieszę się, że nawet odrobinę nie przypomina czerwonego szorstkiego t-shirtu, który od siebie odpychałam. Zaczynam bawić się maleńkim guzikiem tej koszuli i wciskam go jednym palcem w brzuch chłopaka. Ponosi moją dłoń i lekko sunie kciukiem po jej zewnętrznej stronie. To miłe uczucie. Nie sprzeciwiam się temu, żeby kontynuował. Spoglądam na niego chwilę potem i widzę jak się uśmiecha. Słodko, jak mały chłopczyk.
-Jezu, jesteś tak cholernie śliczna. –mówi i kładzie drugą dłoń na moim ramieniu. Nie wzdrygam się, chociaż oczekiwałam takiej reakcji. Jest inny. Zupełnie inny, niż on. Chcę w jakiś sposób się przekonać, czy mam rację. Biorę lekki wdech i przysuwam się do niego minimalnie.
-Możesz mnie przytulić? –pytam cicho i patrzę się w jego usta, oczekując z nich odpowiedzi. Nie dostaję jej jednak.
 Przyciąga mnie ostrożnie do swojego ciała i otula wokół mnie ramiona. Czuję jak jego policzek przesuwa się delikatnie po moich włosach. Wydaje mi się, że jestem w najbezpieczniejszym miejscu na ziemi, mimo że nie znam go ani trochę. Już wiem, że nic mi nie grozi. Odwzajemniam delikatnie uścisk i zamykam oczy, z których wypływają łzy.

-Jesteś bezpieczna.


4 marca. Moja ulubiona data. Leżałam na łóżku i wspominałam pierwsze spotkanie z Harrym. Nigdy nie myślałam, że to wszystko tak się potoczy. Przytulając go po raz pierwszy, poczułam, że będę mogła mu zaufać. Prawie tak samo jak Zaynowi, ale nigdy nie sądziłam, że stanie się dla mnie najważniejszą osobą w moim życiu, bez której istnienia nie mogę sobie teraz wyobrazić.
Pogłaskałam ostrożnie, włosy Lilly, która leżała zwinięta jak kuleczka, na mojej lewej piersi. To najbardziej urocza istotka na tej planecie, przysięgam.  Podniosła główkę i ziewnęła przeciągle.
-Kiedy wróci tatuś? –zamruczała i przetarła swoje senne oczka.
-Już nie długo, malutka. Idź spać jeśli chcesz. –zaproponowałam, ale zrobiła smutną minę.
-Chcę, żeby mnie przytulił. –zamarudziła i oparła czoło o mój brzuch.
-Na pewno to zrobi. –powiedziałam i zgarnęłam jej brązowe loczki w kocyka.
-Ale ja chcę teraz. –klasnęła w dłonie i otuliła ramiona wokół mojej szyi. Ponownie ziewnęła wtulając się w moje ramię.
Usłyszałyśmy brzdęk kluczy w zamku i zaraz po tym upadającą torbę na podłogę. Lilly podniosła szybko głowę i krzyknęła z całych sił.
-Tatusiu!!!
Nie dostałyśmy odpowiedzi, dlatego dziewczynka, była zaniepokojona. Pogładziłam ją po policzku, żeby ją uspokoić, bo doskonale wiedziałam, że Harry tylko się z nami droczy. Lilly, schowała się pod kocem, a Harry sekundy później wszedł do salonu. Spojrzał na mnie z troską i po cichu do nas podszedł. Złożył na moich ustach słodki pocałunek.
-Mamusiu kto to? –usłyszeliśmy szept córeczki i Harry z trudem powstrzymał chichot.
-Nie wiem skarbie. –odpowiedziałam i podciągnęłam się na łokciach do siadu.
Na ustach Harrego formował się szeroki uśmiech i szykował się do łaskotkowego napadu na Lilly. Ta nieświadoma niczego wychyliła się spod koca i Harry natychmiast ją zaatakował przewracając ją na bok i łaskocząc po żebrach.
-Nie! Tatusiu, niee! –jęknęła i zaczęła się śmiać. Harry zaczął obdarowywać całe jej drobne ciało, pocałunkami, co jakiś czas warcząc w nie, co powodowało jeszcze większy chichot u nas wszystkich. Jej maleńkie rączki wplątały się w loki ojca i zaprotestowała ostatecznie krzycząc, że już nie może się śmiać. Harry chwycił ją pod ramiona i położył się obok mnie na plecach, usadawiając córkę na swoim brzuchu.
-Kocham cię, brzdącu. –powiedział Harry dysząc lekko i czochrając włosy dziewczynki.
-Ja ciebie też, tato. –powiedziała przesłodzonym tonem i położyła się na jego torsie.
-Jak się czujesz skarbie? –zapytał mnie i pocałował w ramię. Uśmiechnęłam się lekko i zmierzwiłam jego włosy.
-Zmęczona. –odpowiedziałam szczerze i wtuliłam się w koniec koca.
-Uśpię małą i znajdę sposób, żeby cię zrelaksować, dobrze? –zapytał i podrzucił ją do góry. Zapiszczała i zakryła oczka dłońmi. Wstał z nią szybko i przejechał nosem po jej policzku.
-Tatku. Chciałabym, żeby wujek Lou i ciocia El do nas przyszli z Johnnym. Możesz ich zaprosić? Albo przyprowadzić do domku takiego chłopczyka już na zawsze? –zapytała Lilly bawiąc się kołnierzykiem od koszuli Harrego. Nabrałam powietrza w płuca i spojrzałam na zdziwioną minę męża. Nie wiedział co ma jej odpowiedzieć. Przeniósł swoje spojrzenie w moją stronę, szukając pomocy. Zakaszlałam sztucznie i wstałam obejmując ramieniem talię Harrego.
-Chciałabyś mieć braciszka, skarbie? –szepnęłam w jej stronę i oparłam głowę o jego biceps.
-Mogłabyś mi go dać?! –krzyknęła radośnie i spojrzała z podekscytowaniem na ojca. Uśmiechnął się do niej i ścisnął lekko czubek jej noska.
-Koniec tego dobrego, młoda. Idziemy spać. –oznajmił i pocałował mnie odchodząc z naszą córeczką.
-Nie chcę! –usłyszałam jak jęczy z korytarza.
-A jak ci zaśpiewam to zaśniesz?
-No dobra. –cicha kapitulacja dziewczynki była ostatnią rzeczą jaką usłyszałam, przed wejściem do łazienki.
Napuściłam wody do wanny i powoli się rozebrałam. Stanęłam przed lustrem i uważnie przyglądałam się swojemu ciału. Przyłożyłam dłonie do podbrzusza i westchnęłam przeciągle. Pokręciłam jedynie głową i związałam włosy w niedbałego koka, wchodząc do wanny. Ciepła woda, z wonią pomarańczy i czekolady od płynu do kąpieli, przyjemnie działała na moje napięte mięśnie. Siedziałam tak z zamkniętymi oczami, kilka minut, nie myśląc kompletnie o niczym. Poziom wody w wannie podniósł się znacznie, dlatego otworzyłam jedno oko, żeby zobaczyć co to spowodowało. Nogi Harrego usilnie próbowały walczyć o miejsce w moimi, ale westchnął jedynie i przeciągnął całe moje ciało na swoje. Oparł się plecami o brzeg wanny, a ja ułożyłam się wygodnie na nim. Owinął wokół mnie ramiona i złożył lekki pocałunek na skroni.
Uwielbiałam takie chwile. Chwile, kiedy jesteśmy sami, tylko dla siebie. Milczymy, wtuleni w swoje ciała i wdychamy wzajemnie własne oddechy. Momenty te są jedyne i niepowtarzalne, bo coraz trudniej znaleźć nam czas i miejsce, gdzie możemy po prostu, jedynie istnieć.
Pocałował delikatnie moje ramię i odgarnął małe kosmyki włosów z mojej szyi. Nigdy nie przypuszczałam, że mężczyzna potrafi być tak opiekuńczy, troskliwy i subtelny. Nazwałabym Harrego mianem „drapieżnika” z dwóch powodów. Po pierwsze jest cholernie pewny siebie, władczy i mogę przysiądź, że sprawy naszej relacji seksualnej, są nie z tej ziemi, po prostu… idealnie. Po drugie, jeżeli coś do niego należy, to rzeczywiście do niego należy. Nie dopuszcza do siebie faktu, że mógłbym nas stracić. Lilly jest jego największym skarbem, promyczkiem słońca w pochmurny dzień, nadzieją bez której nie wyobraża sobie życia. To najukochańszy ojciec na świecie. Ochrona, tego co jest jego, stoi na pierwszym miejscu.
-Harry. –szepnęłam i przechyliłam głowę w bok, żeby ułatwić mu dostęp do mojej szyi. Przejechał wargami po ciepłej skórze, zostawiając na niej gęsią skórkę.
-Michelle, cały dzień o tobie myślałem. –wyznał i zacisnął ramiona jeszcze mocniej. –Gdy, tylko wyszedłem z domu miałem ochotę do ciebie wrócić, zedrzeć z ciebie moją wczorajszą koszulę i kochać się z tobą nawet na środku korytarza. –jęknął w moją szyję i zaczął błądzić niespokojnie dłońmi po moim ciele. –Nawet nie wiesz co chciałbym ci zrobić. A wiesz dlaczego? –zapytał, a ja zamruczałam z rozkoszy, którą sprawiał mi samym dotykiem- Bo jesteś tylko moja. Nikogo innego. Tylko moja. I kocham cię tak cholernie mocno, że aż boli.
-Oh Harry. Pamiętasz jak się poznaliśmy? –zapytałam i odwróciłam się w jego stronę, siadając na nim okrakiem i zarzucając ramiona na jego szyję.
-Nie zapomniałbym dnia, w którym pierwszy raz trzymałem w ramionach cały mój wszechświat. –przylgnęłam do jego ust zaraz po tym, gdy skończył mówić.
Uwielbiam jego pocałunki. Zwłaszcza te, które oferuje mi całkowicie niespodziewanie. Kocham te wolne. Te, od których się nie powstrzymuje, gdy nasze twarze są blisko siebie i staramy się rozmawiać, ale on nie może się oprzeć przed muśnięciem moich warg. Te delikatne i subtelne, gdy porusza się we mnie lekko, tuż po szczytowaniu, jakby chciał podziękować mi, że mu się oddałam po raz kolejny. Te, które doprowadzają mnie do obłędu, kiedy się ze mną droczy, prosząc tym samym, żebym była posłuszna. Kocham też te namiętne. Pełne pasji i intrygi, gdy zacieśniamy się w swoich objęciach, tak jak teraz. Te brutalne, którymi obdarza mnie podczas seksu, kiedy gryzie i ssie moje wargi.
Uwielbiam, każdą jego reakcję na dźwięk swojego imienia. Najbardziej, gdy krzyczę je z podniecenia. Duma w jego oczach wyraża, dużo więcej niż mogłabym to w jakikolwiek sposób przekazać. Wie, kiedy mówię ‘Harry’ z pożądaniem, a kiedy ze złością, chociaż wiele się od siebie nie różnią.
Przesunęłam językiem po jego dolnej wardze i odsunęłam się od niego. Było mu mało, bo zaskomlał i starał się przyciągnąć mnie powrotem do siebie, ale mu na to nie pozwoliłam. Nie protestował, ale wiedziałam, że najlepiej zmusiłbym mnie do posłuszeństwa, wobec niego. I to jej kolejna zaleta Harrego. Wie kiedy przestać.
-Kocham cię. –jęknął cicho i przyłożył czoło to mojej klatki piersiowej.
-Ja też cię kocham. –szepnęłam w jego włosy.
-Popracujmy nad małym Harrym juniorem dla Lilly. –zaproponował, całując mój dekolt. Uśmiechnęłam się lekko i zmierzwiłam palcami jego włosy.
-Możemy go jedynie dopracować. –odpowiedziałam, a mięśnie Harrego z twardych zmieniły się w stalowe. Uniósł głowę w górę i napotkał mój szczęśliwy wzrok. –Nie jestem pewna w stu procentach, bo nie robiłam żadnego testu, ale na to wychodzi, że będziemy mieli jeszcze jednego malucha. –kontynuowałam dalej, patrząc na szklane oczy męża.
-Mówisz poważnie?
-Skarbie, przecież bym nie żartowała w takiej sprawie.
-Michelle, ja… -zaczął, ale przerwałam mu kładąc palec na ustach.
-Cśśś… Harry. Myślałam, że chciałeś się ze mną kochać, a nie rozmawiać. Widzisz tak się składa, że ja też dużo o tobie dzisiaj myślałam, więc…
-Michelle jesteś w ciąży? –zapytał wciąż nie wierząc w moje zapewnienia. Wywróciłam oczami i pocałowałam delikatnie jego usta, kiwając głową potwierdzająco. Nasilił pocałunek i jęknął ze szczęścia. –Czyli, że to znaczy…? –zamruczał w moje wargi, ale nie dokończył zdania, ponieważ oplotłam się wokół niego  tak mocno, że nie był w stanie dodać nic więcej.
-Kocham cię. –sapnęłam cicho zatracając się w jego słodkich ustach.
Harry wyplątał się w mojego ciała i wyszedł z wanny porywając mnie za sobą. Owinął mnie ręcznikiem co chwile składając na mnie szybkie pocałunki. Uśmiech nie schodził z jego twarzy. Aż miło było na niego patrzeć. Bez słowa zaprowadził mnie do naszej sypialni i zrzucił w nas ręczniki. Chwycił mnie w ramiona i położył na łóżku. Ponownie zaczął mnie delikatnie całować, aż wreszcie ułożył głowę pod moją piersią i rozpoczął powolne głaskanie mojego brzucha.
-Jak się czujesz? –zapytał w końcu, ale nawet na chwilę na przestał gładzić mojej skóry.
-W porządku.
-Nie jest ci niedobrze?
-Nie. –odpowiedziałam spokojnie i zaczęłam mierzwić dłonią jego wilgotne włosy.
-Hormony ci nie szaleją? –zadał kolejne pytanie i z trudem powstrzymałam się przed wybuchnięciem śmiechem.
-Nie.
-Chce ci się jeść?
-Nie, Harry. –wywróciłam oczami i przeniosłam dłoń na jego policzek.
-Jest może coś, co chciałabyś, żebym dla ciebie zrobił?
-Tak. –powiedziałam i od razu na mnie spojrzał w oczekiwaniu.
-Co takiego?
-Proszę cię… pieprz mnie, a później chodźmy spać. –zaśmiał się na głos i ułożył się między moimi nogami. Potarł nosem o mój i westchnął.
-A jak skrzywdzę maluszka? –w jego oczach pojawił się strach i starał się ode mnie odsunąć.
-Harry, jestem pewna, że czterotygodniowe dziecko nie jest większe niż milimetr, więc naprawdę nie masz się czego bać. –wyjaśniłam i zaczęłam masować jego ramiona. –Proszę, skarbie. Tak bardzo cię teraz potrzebuję.
Nie musiałam nic więcej mówić. Wsunął się we mnie dość szybko, co wywołało u mnie przyjemny jęk. Za każdym razem, gdy wypycha biodra w moją stronę, wydaje mi się jakby robił to po raz pierwszy. To naprawdę dziwne, ale podoba mi się i za nic bym tego nie zmieniła.
-Kocham się z tobą kochać. –wyznał, zablokowując ręce w łokciach i patrząc na mnie z góry, poruszając się płynnie.
-Wzajemnie. –odparłam poprawiając się lekko na poduszkach.
-Tak dobrze cię czuję, skarbie. –szepnął i pocałował mnie w czoło, przyspieszając znacznie swoje ruchy.
-Wolniej. –rozkazałam cicho i natychmiast dostosował się do mojej prośby.
-Wiesz? Zawsze zastanawiałem się nad tym, co by było gdybym nie przyszedł do ciebie na ten balkon, tylko został w środku z Mattem i Zaynem? –odgarnął mi włosy z twarzy i pocałował czubek mojego nosa. –Pewnie ten niewyżyty kretyn, by mi cię odbił.
-Nie sądzę, żebym kiedykolwiek związała się z tak szaloną osobą jaką jest Niall. Poza tym znam go od dzieciństwa i wiem, że jest… pojebany. –dokończyłam zdanie i westchnęłam cienko.
Długo się we mnie poruszał, i to bardzo powoli, tak jak chciałam. Nie pchał zbyt mocno, ale i tak było mi dobrze. To była tylko rozgrzewka przed tym, czego oboje pragnieliśmy. Budowało napięcie, o którym myślałam dziś tak intensywnie.
-Wiesz, że cię kocham?
-Mhm… -uczucie ciepła obmyło moje ciało, że aż zamknęłam oczy z rozkoszy.
Oddech Harrego stał się przyśpieszony i napiął swoje mięśnie, poruszając się pewniej. Pojedyncze pocałunki podkreślały stan, w którym byliśmy oboje. Przyjemne tarcie o moje ścianki stało się mocniejsze niż chwilę temu. Harry wplótł dłonie w moje włosy i podparł się na łokciach. Dzięki temu nasze usta dzieliły milimetry. Ucisk na moje podbrzusze zaczął dawać o sobie mocno znać. Jęknęłam krótko i wbiłam paznokcie w plecy Harrego. Pocałował skórę za moim uchem i sapnął w nią ciężko.
-Uwielbiam czuć cię tak dobrze. –syknął, a moje ciało zadrżało na to wyznanie. –To jak drżysz, też uwielbiam. –dodał i sam zadrżał, wzdychając głośno.
-Kurwa, Harry… -wydusiłam ledwo słyszalnie i powstrzymałam się od ponownego jęku.
-I wiesz, co jeszcze uwielbiam? –zapytał patrząc mi w oczy, a ja za wszelką cenę starałam się utrzymać powieki ku górze. Przygryzłam wargę i otuliłam jego policzki dłońmi.
-Uwielbiam kiedy moja kobieta, moja kochana żona Michelle, nosi w swoim łonie, moje dziecko. –stęknął i poczułam jak rozlewa we mnie swoje spełnienie.
 Poczułam jego usta na swoich, gdy pragnęłam krzyknąć czując nadchodzący orgazm. Głośny stłumiony pomruk wydarł się z moich ust, gdy dochodziłam. Ciało Harrego mocno do mnie przylegało, jakby prosił o zainteresowanie z mojej strony. Utuliłam jego plecy, lekko przejeżdżając palcami po błyszczącej potem, skórze. Ułożyłam głowę na jego ramieniu, delikatnie go przedtem całując.


-Jesteś bezpieczna. –szepnął, a potok wspomnień znowu nawiedził moje myśli. 

__________________________________________________________

Dziękuję ! 
Dziękuję wszystkim, którzy kiedykolwiek przeczytali, choćby jedną linijkę tego opowiadania. 

Mam nadzieję, że historia Hachelle w chociaż maleńkim stopniu wam się podobała. 
Wiem, że czasem jest w chuj nudnawo, ale dzięki, że jakoś to przetrwaliście ;) 

Kocham Was. xx

Miłego czytania na przyszłość. <3