niedziela, 28 grudnia 2014

One Shot. Revenge is sweet.

Na początek chcę powiedzieć, że może być pewien niedosyt tym one shotem, bo jest naprawdę krótki, ale taki miał być i nie planuję go modyfikować. Jest to mała niespodzianka na koniec roku dla wszystkich, który lubią sobie czytać takie rzeczy. Na końcu zobaczycie, że jest to całkowicie w moim stylu i z góry przepraszam za wszystkie niedogonienia umysłowe, które spowoduję.
Miłego czytania i szczęśliwego nowego roku!


__________________________________________________________




Otwieram oczy i od razu żałuję mojego ruchu. Mój kark jest ścierpnięty i ledwo mogę nim ruszyć. Postanawiam jednak przełamać się i poruszyć powiekami oraz szyją, lecz rażące światło drażni moje źrenice, a przy szyi czuję opór przez coś szorstkiego. Chcę pozbyć się nieprzyjemnego uczucia z mojej skóry, ale uzmysławiam sobie, że moje nadgarstki są przywiązane kurczowo do zimnego metalu. Gwałtownie poruszam moich ciałem i rozwieram przerażony oczy. Zajmuję mi to naprawdę wiele czasu zanim mogę cokolwiek zobaczyć. Odczuwam dyskomfort całego mojego organizmu i pragnę przemówić, lecz nie mogę wydusić z siebie nawet szeptu. Do moich uszu dobiega cichy jęk. Szarpię z całych sił chcąc oderwać się i ruszyć w poszukiwaniu tego dźwięku lecz na marne.
-Otwórz w końcu te swoje wielkie ślepia, bo czeka tu na ciebie małe przedstawienie. –odzywa się chrapliwy męski głos i zaczyna mnie piec policzek od silnego uderzenia ręką.
Otwieram na przymus oczy i staram się zlokalizować miejsce, w którym jestem. Wygląda jak piwnica lub stary garaż, ale nie ma tu nic oprócz krzeseł i komody z kilkoma szufladami. Światło lampy drażni moje spojówki, ale staram się je zignorować. Oprócz tego światła panuje tu ciemność, ale dostrzegam sylwetki dwóch osób. Podnoszę wzrok w górę na swoje dłonie, które są przykute kajdankami do drewnianej belki, szyję mam przywiązaną prawdopodobnie sznurem do prostopadłej belki, a nogi rozstawione szeroko i podparte ciężarkami, żebym nie mógł nimi poruszyć. Podczas gdy badałem moją sytuację postacie przemieściły się znacznie i ustawiły się przede mną w odległości mniej więcej pięciu metrów. Nie widziałem drugiej osoby, która była za szerokimi plecami mężczyzny. Przymocowywał małe nadgarstki do belki w ten sam sposób jak moje. Odwrócił się w moją stronę i zobaczyłem w końcu się z nim twarzą w twarz. Nieopanowany napływ gniewu i szaleństwa owładnął moim ciałem i jęknąłem ze zdenerwowania. Mój dawny, uważany za dobrego kumpla, przyjaciel stał i szczerzył się złowrogo w moją stronę. Podszedł do mnie i rozluźnił lekko węzeł na szyi. Od razu nabrałem porządniejszego oddechu.
-Było troszkę za ciasno? –pyta z udawaną troską w głosie i klepie mnie po policzku.
-Pierdol się –odpyskuję cicho i zaczynam kaszleć.
-Oh, dlaczego jesteś taki nie miły? No tak zapomniałem, zawsze taki byłeś, od kiedy zacząłeś gwałcić czyjeś laski! –wrzeszczy i ponownie dostaję od niego w policzek, tak mocno że głowa odskakuje mi na bok.
-O czym ty mówisz?! Ja nikogo nie zgwałciłem, Adam. –tłumaczę i patrzę na niego niezrozumiale.
-Vivien sama się zgwałciła, pobiła, zabiła i zakopała, tak?! –wydziera się jeszcze głośniej i ponownie słyszę cienki, zduszony jęk.
-Mówiłem ci setki razy, że jej nawet nie dotknąłem!
-I tak ci nie wierzę –wypluwa te słowa prosto w moją twarz i oddala się ode mnie- Dlatego mam tu dla ciebie niespodziankę. –kontynuuje i gdy jestem świadom tego co mu pokazuje jestem bliski zawału. Serce niemal wyrywa się z mojej klatki piersiowej i krzyczę przeraźliwie. Momentalnie czuję ucisk w żołądku, a drwiąca krew w uszach przeszkadza w funkcjonowaniu.
-Nie waż się jej dotknąć! Błagam, zostaw ją, zostaw!!! –powtarzam non stop te same słowa, ale jakby w ogóle ich nie słyszał.
Rozwiązuje z jej ust chustę i rzuca ją przed moje nogi. Dziewczyna szarpie za kajdanki i sapie bezbronnie. Adam zbliża do jej policzka dłoń i lekko ją dotyka. Robi mi się niedobrze i za wszelką cenę staram się poruszyć w ich stronę.
-To co Jodie zafundujemy twojemu chłopakowi małe przedstawienie, prawda?  
Jodie szarpie się ze wszystkich sił, ale Adam jedynie prycha rozbawiony i powoli rozsuwa zamek od swoich spodni. Zaczynam bluźnić w jego stronę i grożę mu najbardziej złowieszczo jak tylko potrafię, lecz on jakby mnie tu w ogóle nie było, ignoruje moje słowa całkowicie.
-Nie dotykaj jej! Nie! –wrzeszczę gdy dźwięk rozrywanych ubrań dziewczyny wypełnia pomieszczenie. Zaczynam płakać. Płakać lamentacyjnie widząc jak zrywa z niej resztki koszulki, a później bielizny. Całkowicie bezbronna niemal dusi się własnymi łzami prosząc, żeby przestał.
-Proszę zrobię wszystko tylko jej nie dotykaj! –jęczę żałośnie. Moje mięśnie są tak słabe, że każdy ruch jaki nimi wykonuję sprawia mi ból. Głos zawodzi pod każdą postacią i brzmię naprawdę beznadziejnie. Do tego wszystkiego oczy szczypią niewiarygodnie i mrugam zdecydowanie za często, żeby je choć trochę nawilżyć.
Adam sunie dłońmi po jej nagim ciele wywołując dreszcze i niekontrolowane odgłosy obrzydzenia. Jodie krzyżuje swoje nogi razem i zaciska oczy by na niego nie patrzeć. Jestem wykończony i nie mogę normalnie oddychać. Jedyne co robię to patrzenie na nich i chęć wykonania mordu na tym człowieku nawet gołymi rękoma.
Przybliża się do niej znacznie i masuje dłońmi jej piersi. Od razu przypomina mi się jak Jodie uwielbia gdy ja to robię. Bierze wtedy głęboki wdech i dzięki temu odejmuję całe jej miękkie piersi. Sunę delikatnie kciukami po jej sutkach wywołując rozkoszne skomlenie. Gdy robi to Adam łzy nie przestają wypływać z jej oczu i potrząsa lekko głową ponownie prosząc by przestał.
On zaciska jednak swoje dłonie jeszcze ciaśniej na jej skórze przyciskając ją do belki. Wędruje powoli jedna ręką w dół do zwieńczenia jej nóg. Natychmiast się krzywi i zanosi się płaczem. Nie mogę na to patrzeć, ale jednocześnie nie mogę patrzeć gdziekolwiek indziej. Gdy jego palce wkradają się w jej delikatną kobiecość, Jodie piszczy. Nigdy nie piszczała w ten sposób, jakby sprawiano jej dotykiem ból i wołała przez to o pomoc. Gdy ja lekko pocieram o nią opuszkami palców mruczy słodko, ale zawsze kontroluje moje poczynania swoją dłonią. Teraz nie ma takiej możliwości, bo jej ręce są wysoko w górze przypięte kajdankami.
Ruch dłoni Adama jest silny, drastyczny i brutalny. Jodie wije się przy nim i jej płacz jest coraz bardziej bezbronny. Patrzę obrzydzony na jego dłoń i mam ochotę wyrwać mu ją ze stawów, lecz nie mogę. Przenoszę jedynie wzrok na cierpiącą twarz dziewczyny, która błaga o pomoc.
-Wystarczy Adam, przestań. –warczę w jego stronę, ale w odpowiedzi dostaję  jego śmiech.
-Nawet nie zacząłem najlepszego –mówi i podnosi za biodra Jodie przylegając swoim ciałem do niej. Krótki jęk wydobywa się w jej ust i chwilę później słyszę przerażający wrzask, który długo brzmi w całym pomieszczeniu. Nie mogę znieść tego dźwięku i tego, że właśnie mój były kumpel wypchnął biodra wchodząc w moją kobietę. –Jezu, jest niesamowicie ciasna. –skomli przy jej uchu i ponownie wypycha pewnie biodra w jej stronę.
Łapie ją pod kolana i nieustannie się porusza. Wolałbym, żeby mnie zabił niż, żeby jej dotykał. A on ją pieprzy, na moich oczach. Jodie z trudem łapie kolejne oddechy i krzyczy z bólu, który jej sprawia.
-Adam przysięgam, ja nie zabiłem Vivien, to nie byłem ja ! Proszę przestań, przestań… -błagam go płacząc jak dziecko, ale on ma moje zapewnienia głęboko w dupie.
Kolejny pisk Jodie trafia do moich uszu i fala łez zamazuje wszystko wokół. Napotykam niewyraźnym wzrokiem jej delikatną twarz, która ubrana jest teraz w cierpienie. Przygryza mocno wargę i wbija paznokcie w swoją skórę, z której zaczyna cieknąć krew. Kopie swojego oprawcę po plecach, ale na tyle lekko, że nawet na to nie reaguje. Adam warczy w jej szyje i kąsa ją mocno wywołując kolejny wrzask. Przystawia sfrustrowany rękę do jej gardła i dusi, nieustannie dociskając się do jej ciała. Twarz robi jej się najpierw czerwona na później purpurowa. Ciche westchnięcie wydostało się z jej ust, a Adam sapnął ciężko prawdopodobnie dochodząc. Jodie spojrzała na mnie z litością i zamknęła oczy.
-Nie, nie, nie!!! –zacząłem szarpać całym swoim ciałem chcąc rozerwać jakimś cudem metal, który mnie trzymał, lecz cały mój wysiłek poszedł na marne. Adam opuścił nogi dziewczyny na dół, a jej ciało momentalnie opadło bezwładnie na dół, utrzymując jedynie ręce w górze. Parzyłem na nią i wrzeszczałem w całych sił, ale nic nie słyszałem. Tak jakby czas zatrzymał się w miejscu. Jakbym przestał istnieć.
Przestałem istnieć.
Jej klatka piersiowa nie unosiła się i nie opadała. Z jej nagiego wykończonego ciała odleciało życie. Zabrał je mężczyzna, który klęknął przede mną i spoglądał jak cały drżę ze złości i rozpaczy. Złapał mocno dłonią za moją zapłakaną twarz, rozkazując bym na niego spojrzał. Gdy to robię, widzę cień uśmiechu, który wstępuję na jego twarz.
-Zemsta jest słodka, Zayn. –szepcze. Nie widzę nic innego oprócz wszechogarniającej ciemności i pustki.




-Zayn, skarbie, obudź się. To tylko sen. – Jodie wtula się w moje spocone ciało i głaszcze powolnie włosy.

sobota, 6 grudnia 2014

The Love Promise. Harry and Michelle. Part 7.

Tęsknię. Tęsknię za tym pieprzonym miejscem, które nazywałam przez ostatnie dwadzieścia lat, domem. Za ciocią i mamą. Za szkołą, która wbrew pozorom nie była taka zła. Za przyjaciółmi, dzięki którym choć na chwilę mogłam zapomnieć o wszystkich zmartwieniach. Nie tęsknie tylko za jedną osobą, przez którą siedzę teraz w nowym mieszkaniu w Harrow, 65 mil od Andover. Piję herbatę i wycieram powoli płynące łzy z policzków. Wpatruję się tępo w widok za oknem i staram się przestać myśleć.
Podoba mi się nowe miejsce. Jest przytulne, przestronne i całkowicie nieznane. Jedyną osobą, którą znam jest Zayn i sprzedawczyni ze sklepu, Loren, która uważa, że jesteśmy prześliczną, ale dość smutną parą. Nigdzie jeszcze nie wyszłam sama, więc pewnie dlatego te podejrzenia. Dodatkowo Zayn nie puszcza mojej dłoni nawet na sekundę, więc wcale jej się nie dziwię.
Odstawiam pusty kubek na blat stolika i spoglądam za siebie. Zayn rozmawia z kimś przez telefon, gestykulując nerwowo i co chwile drapiąc się po głowie. Jest nerwowy i impulsywny od czasu naszej przeprowadzki i wydaje mi się jedynym obiektem jego myśli jestem ja. Ciągle pyta się czy czegoś nie potrzebuję, czy dobrze się czuję i czy jest coś co mógłby dla mnie zrobić. Ja natomiast stałam się bardziej zamknięta w sobie i nadzwyczaj cicha, bo jedyne słowa jakie wypowiadam w ciągu dnia to ‘tak’, ‘nie’, ‘dziękuję’ i ‘nie jestem głodna, Zayn’.
Chcę tam wrócić i jednocześnie nie. Nie wiem co jest dla mnie lepsze. Myśl, że moja matka jest właśnie gwałcona, czy że to ja mogłabym być na jej miejscu? Przygryzam wargę i zakładam włosy za ucho. Zaczyna boleć mnie całe ciało na wspomnienie przeszywającego cierpienia. Zayn podchodzi do mnie i uśmiecha się delikatnie na pocieszenie. Wydycha głośno powietrze i całuje mnie w czoło.
-Michelle, musimy porozmawiać. –mówi i siada naprzeciw mnie przeczesując włosy do tyłu.
-Tak. –odpowiadam jedynie i czekam, aż zacznie mówić. Mija dobra chwila zanim znajduje w sobie siłę głosu i w końcu przemawia.
-Pamiętasz tego chłopaka, na którego ostatnio wpadłem przez przypadek w markecie? –kręcę głową na znak, że nie wiem o czym mówi, więc kontynuuje –Rzeczywiście możesz go nie kojarzyć, ale mniejsza o to. Spotkałem go wczoraj na stacji benzynowej i zapytałem czy nie zna może kogoś kto potrzebuje ludzi do pracy. Nic nie przyszło mu do głowy, ale wymieniliśmy się numerami i powiedział, że postara mi się pomóc. Właśnie do mnie zadzwonił i powiedział, że może uda mu się, mnie gdzieś wkręcić, ale musimy to obgadać przy piwie. Teraz u niego jest impreza i prosił, żebym przyszedł. –mówi cicho i głaszcze mnie po policzku, oczekując z mojej strony jakiegoś komentarza. Przełykam ślinę i mrugam kilkakrotnie.
-Jedź więc. –szeptam i wzruszam ramionami.
-Michelle nie zostawię cię samej w domu. Nie wiem ile mi tam zejdzie. Nie chcę, żebyś siedziała tutaj sama. Jak pojedziesz ze mną będę przynajmniej pewny, że nic ci nie jest.
-Zayn, ja naprawdę nie mam ochoty na imprezy. –marudzę i podciągam koc pod brodę.
-Wiem. Cholera, wiem. Ale muszę mieć jakąś prace, skarbie, a ten cały Harry wydaje się jakimś biznesmenem, który ma wtyki dookoła świata, więc mi pomoże. Chodź ze mną, żebym się nie martwił. Proszę, dobrze ci to zrobi, zobaczysz.
-Ale wrócimy, tak szybko jak to tylko możliwe. –ostrzegam i wyplątuję się z koca.
-Dobrze. Pewnie. Oczywiście. –potwierdza i masuje szybko moje ramię, po czym biegnie na górę i przynosi mi sweter. Wzdycham i wchodzę do łazienki poprawić makijaż. Nakładam bez słowa buty i narzucam wolno okrycie na ramiona.
-Dobrze? –pytam i odrzucam włosy w tył.
-Tak, skarbie. Chodź. –odpowiada i łapie mnie za rękę. Pomaga mi wejść do samochodu i zaraz ruszamy. Opieram głowę o szybę i patrzę na linie, które przesuwają się szybko po jezdni. Zayn spogląda na mnie co jakiś czas kątem oka i gładzi moją dłoń, którą trzymam na udzie.
-Kocham cię –szeptam i patrzę na jego profil. Unosi lekko kąciki ust, ale nadal jest skupiony na drodze.
-Nikt cię tam nie dotknie, Michelle, rozumiesz? Nie pozwolę, żeby ktokolwiek cię skrzywdził. Nigdy więcej. –obiecuje i podnosi moją dłoń, żeby ją ucałować.
Kiwam jedynie głową i kilka minut później wjeżdżamy na podjazd cudownego domu. Leniwie wysiadam z auta, a Zayn natychmiast do mnie podchodzi i splątuje mocno nasze palce. Od razu słyszę dudniącą muzykę, kiedy przekraczamy próg domu. Wszędzie jest pełno ludzi, którzy śpiewają, piją i całują się przy ścianach. Zayn przeciska się przez nich wszystkich i rozgląda się nerwowo po pomieszczeniach. Posłusznie za nim podążam ze spuszczoną głową. Jakaś laska przewraca się między nami i połączenie naszych rąk zostaje zerwane. W jednej sekundzie poczułam, że moje bezpieczeństwo przestało istnieć, a chwilę później była pewna, że miałam całkowitą rację. Silne ramiona oplatają moją talię i piszczę przestraszona szykując się psychicznie na najgorszy scenariusz z możliwych. Mój napastnik zostaje przyciśnięty do ściany przez mojego brata, cały szum imprezy cichnie odrobinę. Jestem biska płaczu, ale przygryzam wargę, żeby się opanować.
-Zayn? Michelle? Co wy tu, kurwa, robicie?! –serce bije mi jak oszalałe słysząc te słowa i podchodzę nieśmiało do chłopaków. Zayn odsuwa się od naszego mówcy, mierzwi go wzrokiem od góry do dołu i wpada mu w ramiona.
-Co ty tu to cholery robisz?! –wydziera się Zayn i łapie mnie szybko za rękę, tylko gdy się od siebie odsuwają.
-Mieszkam tu? No właściwie kilka domów dalej… a wy? –pyta blondyn i przygląda mi się uważnie. –Cholera, Michelle, ale się z ciebie zrobiła laska. –komplementuje i uśmiecha się zadziornie.
-Stary, nawet o tym nie myśl –wyrzuca z siebie oschle Zayn i przyciąga mnie do swojego boku. –Nie dawno się przeprowadziliśmy. –odpowiada na pytanie przyjaciela już całkiem grzecznie –Nie sądziłem, że spotkam cię po prawie sześciu latach w tym samym mieście stary. Dobrze ci się tutaj żyje?
-Jeszcze się pytasz?! Tu jest świetnie! Cieszę się, że znowu mam was przy sobie. Mam nadzieję, że zostaliście nadal rodzeństwem nie na przykład, no nie wiem… -patrzy na nasze splecione ręce i drapie się po czole –Bo to by było dziwne, kurwa.
-Niall idioto, oczywiście, że nie! To długa historia, musimy wszystko obgadać, ale jak na razie mam małą prośbę.
-Wal śmiało Malik. –przełożył ciężar ciała z jednej nogi na drugą i oblizał usta.
-Mógłbyś uważać chwilę na Michelle? Posiedźcie chwile razem, a ja załatwię kilka spraw i zaraz przyjdę, okay? –pyta Zayn, a mina Nialla mówi sama za siebie. –Tylko jej nie dotykaj, rozumiesz? –pyta ciszej w nadziei, że nie słyszę –Powiem ci wszystko, ale dzisiaj masz zakaz dotykania jej, czaisz?
-Ojojoj, jaki jestem troskliwy, ojejku patrzcie, kurwa jaki jestem kochany awh! –jęczy nasz przyjaciel i podchodzi do mnie przerzucając rękę na moje ramię.
Natychmiast się napinam i cichutki pisk wydziera się z mojego gardła. Horan tego nie zauważa i delikatnie pociera dłonią o moje włosy. Na twarzy Zayna maluje się gniew i jest gotowy rozpocząć bójkę, gdybym tylko dała mu jakikolwiek znak. Zamiast tego wysilam się, żeby sformułować na ustach uśmiech.
-Stary, przecież jej nie zgwałcę. –prycha Niall i oboje z Zaynem bledniemy.
Ostrożnie się odsuwam i staram się oddychać spokojnie. Niall robi zaskoczoną minę, a Zayn ze wszystkich sił trzyma nerwy na wodzy. Wystarczy jeszcze jedno nieodpowiednie słowo i wybuchnie jak bomba. Rozglądam się po domu i kieruję się w stronę kanapy. Zwracam na siebie uwagę chłopców i jestem pewna, że za mną podążają. Zamykam oczy biorąc głęboki wdech i uderzam barkiem o czyjeś ramię.
-Harry! –krzyczą razem i unoszę głowę, żeby przeprosić osobę, z którą się zderzyłam.
Jest to wysoki mężczyzna, ubrany w białą koszulę. Trzy górne guziki są odpięte i mogę zauważyć jego nagą skórę. Wyraźne kości żuchwy idealne ogolone na gładko. Lekko zaróżowione usta, które delikatnie rozwiera wymieniają powietrze i łaskocze nim moją twarz. Hipnotyzujący urok zielonych oczu, które się we mnie wpatrują, przyprawia mnie o zawrót głowy. Wszystko to podkreślają szatynowe loki, które są zagarnięte do tyłu, jakby ich właściciel dbał o to, żeby były cały czas na swoim miejscu.
Nim mogę wykrztusić choćby jedno słowo, między nami staje Zayn i otula moje policzki dłońmi. Szepcze mi do ucha, żebym została z Niallem i obiecuje, że wróci za moment. Ostatni raz obdarowuje mnie spojrzeniem i całuje mnie w kącik ust. Odwraca się do chłopaka i ściska jego dłoń na powitanie. Ten patrzy na mnie z zainteresowaniem i niechętnie zaczyna rozmowę z moim bratem podczas krótkiego spaceru w stronę schodów na górę.
Niall proponuje mi grę w piwnego ping ponga, ale odmawiam i dodaję, że chętnie zobaczę jak on gra. Patrzę jak w trzeciej rundzie Niall i jakiś Liam, usilnie próbują przekonać samych siebie, że nie są pijani. Cieszę się, że odmówiłam Horanowi, bo jego zdolności w tej grze są nikłe i prawdopodobnie leżałam bym pod tym stołem zalana w trupa, gdybym wypiła tyle co oni. Zaczyna mnie to nudzić, więc postanawiam się chwile przewietrzyć. Niall najwyraźniej nie zauważa mojej nieobecności i wcale mu się nie dziwię, bo po tym jak otwieram drzwi na balkon, ląduje na kanapie i zasypia.
Marcowe, wieczorne powietrze jest mroźnie do tego stopnia, że od razu stukam zębami z zimna. Opieram łokcie o balustradę i wpatruję się z krajobraz. Grupka osób leży bezsilnie nad brzegiem basenu, a wokół nich leżą puste butelki po tequili. Kłęby mojego wydychanego powietrza, uświadamiają mi, że nie powinnam tyle stać, bo jest cholernie zimno, ale nie chcę też wracać do środka.
Słyszę kliknięcie klamki i natychmiast odwracam głowę, żeby zobaczyć, kto odnalazł moją kryjówkę. Prostuję się i wstrzymuję powietrze w płucach. Przede mną znowu stoi ten chłopak. Ma na sobie jeszcze granatową bluzę z kapturem i na jego ustach jest lekki uśmiech, dzięki czemu dostrzegam dołeczki w policzkach. Zamyka drzwi i podchodzi do barierki bardzo wolno. Cofam się w bok, gdy tylko widzę, że jest bliżej. Nie ufam żadnemu innemu mężczyźnie, oprócz Zayna, więc boję się, że wykorzysta mój strach i zrobi mi coś złego.
-Nie bój się. –prosi błagalnie, a dźwięk jego głosu przechodzi przez całe moje ciało, wywołując dreszcze. Czuję jak moje oczy zaczynają szczypać i pragnę natychmiast stąd uciec.
-Gdzie jest Zayn? –jęczę niewyraźnie i cofam się od niego jeszcze bardziej.
-Rozmawia z moim przyjacielem w sprawie pracy. –odpowiada łagodnie, ale jego głos jest tak pełny, tajemniczy i głęboki, że mimo wszystko nie ufam jego słowom. Przygryzam wargę i robię krok w stronę drzwi, ale prostuje się i patrzy na mnie uważnie. –Nie jest ci zimno? –pyta i podchodzi do mnie. Mam ochotę wołać o pomoc, ale uznałby mnie za wariatkę, bo przecież nic mi nie robi. To ja mam fobię, nie on.
-Nie. -kłamię i odwracam głowę w drugą stronę. Kątem oka widzę jak przeciąga przez głowę bluzę i zaraz poprawia swoje włosy. Niepokój rośnie we mnie z każdą sekundą, gdy jest coraz bliżej mnie. Zaczynam oddychać głęboko i już czuję łzy w kącikach oczu. Jestem już na skraju balkonu i nie mogę się bardziej przesunąć.
-Posłuchaj. -zaczyna i ja przykładam dłoń do ust, żeby nie wrzasnąć na myśl, że jest zaledwie pół metra ode mnie –Zayn powiedział, żebym nie ważył się choćby cię dotknąć. Jest zazdrosnym chłopakiem, widać to na pierwszy rzut oka, ale przysięgam, że nie zrobię ci krzywdy, Michelle. Chcę ci nałożyć tylko bluzę, żebyś nie zamarzła tu na śmierć, tak?
-On nie jest moim chłopakiem. –czuję potrzebę wytłumaczenia i widzę, że zdziwiłam go tym wyznaniem.
-Trochę się tak zachowuje i… -zaczął, ale pokręcił jedynie głową i uśmiechnął się triumfalnie. –Okay, to daj ręce, pomogę ci to nałożyć. –potrząsa materiałem bluzy i nakłada mi ją przez głowę. Jest ciepła i przepięknie pachnie męskimi perfumami. Zaciągam się jej zapachem i zapominam o mrozie, który jest na dworze. Spoglądam na niego i uśmiecham się skromnie w ramach wdzięczności.
-Dziękuję. –szepczę tak cicho, że ledwo ja to słyszę i staram się od niego odsunąć.
-Nie bój się. –mówi po raz kolejny i unosi dłoń, żeby dotknąć mojego policzka.
-Proszę, nie. –niemal błagam i próbuję odchylić się maksymalnie. Zimny metal wbija się w moje plecy, a ciarki przebiegają przez moje ciało. Opuszcza rękę na dół i wzdycha.
-Michelle, ja… nie musisz się mnie bać. Nic ci nie zrobię, Zayn wyraził się dość jasno, że nie jesteś na ‘to’ gotowa. Nie będę naciskał, obiecuję. Chcę po prostu trochę cię poznać.  –poprawił kaptur swojej bluzy, która na mnie była. –Ktoś cię skrzywdził? –pyta ostrożnie i odgarnia kosmyki moich włosów. Jest delikatny. Nie czuję się zagrożona, przez łagodność i troskę, które mogę dostrzec w jego oczach. Kiwam głową w odpowiedzi na pytanie i spuszczam wzrok na dół. –Chcesz o tym porozmawiać? –od razu kręcę nią nerwowo i zamykam oczy. –Dobrze. –mówi spokojnie i czuję ciepło bijące od jego ciała.
Jest bliżej. Oddycha delikatnie tuż przy mnie. Ponowny dreszcz przechodzi przez moje ciało i postanawiam unieść w górę powieki. Widzę jego cienką koszulę. Martin nigdy nie nosił koszul. Zawsze miał dziurawy, czerwony t-shirt i brązowe spodnie. Postanawiam dotknąć białego materiału, żeby zbadać czy jest przyjemny w dotyku. Jest nadzwyczaj miękki. Cieszę się, że nawet odrobinę nie przypomina czerwonego szorstkiego t-shirtu, który od siebie odpychałam. Zaczynam bawić się maleńkim guzikiem tej koszuli i wciskam go jednym palcem w brzuch chłopaka. Ponosi moją dłoń i lekko sunie kciukiem po jej zewnętrznej stronie. To miłe uczucie. Nie sprzeciwiam się temu, żeby kontynuował. Spoglądam na niego chwilę potem i widzę jak się uśmiecha. Słodko, jak mały chłopczyk.
-Jezu, jesteś tak cholernie śliczna. –mówi i kładzie drugą dłoń na moim ramieniu. Nie wzdrygam się, chociaż oczekiwałam takiej reakcji. Jest inny. Zupełnie inny, niż on. Chcę w jakiś sposób się przekonać, czy mam rację. Biorę lekki wdech i przysuwam się do niego minimalnie.
-Możesz mnie przytulić? –pytam cicho i patrzę się w jego usta, oczekując z nich odpowiedzi. Nie dostaję jej jednak.
 Przyciąga mnie ostrożnie do swojego ciała i otula wokół mnie ramiona. Czuję jak jego policzek przesuwa się delikatnie po moich włosach. Wydaje mi się, że jestem w najbezpieczniejszym miejscu na ziemi, mimo że nie znam go ani trochę. Już wiem, że nic mi nie grozi. Odwzajemniam delikatnie uścisk i zamykam oczy, z których wypływają łzy.

-Jesteś bezpieczna.


4 marca. Moja ulubiona data. Leżałam na łóżku i wspominałam pierwsze spotkanie z Harrym. Nigdy nie myślałam, że to wszystko tak się potoczy. Przytulając go po raz pierwszy, poczułam, że będę mogła mu zaufać. Prawie tak samo jak Zaynowi, ale nigdy nie sądziłam, że stanie się dla mnie najważniejszą osobą w moim życiu, bez której istnienia nie mogę sobie teraz wyobrazić.
Pogłaskałam ostrożnie, włosy Lilly, która leżała zwinięta jak kuleczka, na mojej lewej piersi. To najbardziej urocza istotka na tej planecie, przysięgam.  Podniosła główkę i ziewnęła przeciągle.
-Kiedy wróci tatuś? –zamruczała i przetarła swoje senne oczka.
-Już nie długo, malutka. Idź spać jeśli chcesz. –zaproponowałam, ale zrobiła smutną minę.
-Chcę, żeby mnie przytulił. –zamarudziła i oparła czoło o mój brzuch.
-Na pewno to zrobi. –powiedziałam i zgarnęłam jej brązowe loczki w kocyka.
-Ale ja chcę teraz. –klasnęła w dłonie i otuliła ramiona wokół mojej szyi. Ponownie ziewnęła wtulając się w moje ramię.
Usłyszałyśmy brzdęk kluczy w zamku i zaraz po tym upadającą torbę na podłogę. Lilly podniosła szybko głowę i krzyknęła z całych sił.
-Tatusiu!!!
Nie dostałyśmy odpowiedzi, dlatego dziewczynka, była zaniepokojona. Pogładziłam ją po policzku, żeby ją uspokoić, bo doskonale wiedziałam, że Harry tylko się z nami droczy. Lilly, schowała się pod kocem, a Harry sekundy później wszedł do salonu. Spojrzał na mnie z troską i po cichu do nas podszedł. Złożył na moich ustach słodki pocałunek.
-Mamusiu kto to? –usłyszeliśmy szept córeczki i Harry z trudem powstrzymał chichot.
-Nie wiem skarbie. –odpowiedziałam i podciągnęłam się na łokciach do siadu.
Na ustach Harrego formował się szeroki uśmiech i szykował się do łaskotkowego napadu na Lilly. Ta nieświadoma niczego wychyliła się spod koca i Harry natychmiast ją zaatakował przewracając ją na bok i łaskocząc po żebrach.
-Nie! Tatusiu, niee! –jęknęła i zaczęła się śmiać. Harry zaczął obdarowywać całe jej drobne ciało, pocałunkami, co jakiś czas warcząc w nie, co powodowało jeszcze większy chichot u nas wszystkich. Jej maleńkie rączki wplątały się w loki ojca i zaprotestowała ostatecznie krzycząc, że już nie może się śmiać. Harry chwycił ją pod ramiona i położył się obok mnie na plecach, usadawiając córkę na swoim brzuchu.
-Kocham cię, brzdącu. –powiedział Harry dysząc lekko i czochrając włosy dziewczynki.
-Ja ciebie też, tato. –powiedziała przesłodzonym tonem i położyła się na jego torsie.
-Jak się czujesz skarbie? –zapytał mnie i pocałował w ramię. Uśmiechnęłam się lekko i zmierzwiłam jego włosy.
-Zmęczona. –odpowiedziałam szczerze i wtuliłam się w koniec koca.
-Uśpię małą i znajdę sposób, żeby cię zrelaksować, dobrze? –zapytał i podrzucił ją do góry. Zapiszczała i zakryła oczka dłońmi. Wstał z nią szybko i przejechał nosem po jej policzku.
-Tatku. Chciałabym, żeby wujek Lou i ciocia El do nas przyszli z Johnnym. Możesz ich zaprosić? Albo przyprowadzić do domku takiego chłopczyka już na zawsze? –zapytała Lilly bawiąc się kołnierzykiem od koszuli Harrego. Nabrałam powietrza w płuca i spojrzałam na zdziwioną minę męża. Nie wiedział co ma jej odpowiedzieć. Przeniósł swoje spojrzenie w moją stronę, szukając pomocy. Zakaszlałam sztucznie i wstałam obejmując ramieniem talię Harrego.
-Chciałabyś mieć braciszka, skarbie? –szepnęłam w jej stronę i oparłam głowę o jego biceps.
-Mogłabyś mi go dać?! –krzyknęła radośnie i spojrzała z podekscytowaniem na ojca. Uśmiechnął się do niej i ścisnął lekko czubek jej noska.
-Koniec tego dobrego, młoda. Idziemy spać. –oznajmił i pocałował mnie odchodząc z naszą córeczką.
-Nie chcę! –usłyszałam jak jęczy z korytarza.
-A jak ci zaśpiewam to zaśniesz?
-No dobra. –cicha kapitulacja dziewczynki była ostatnią rzeczą jaką usłyszałam, przed wejściem do łazienki.
Napuściłam wody do wanny i powoli się rozebrałam. Stanęłam przed lustrem i uważnie przyglądałam się swojemu ciału. Przyłożyłam dłonie do podbrzusza i westchnęłam przeciągle. Pokręciłam jedynie głową i związałam włosy w niedbałego koka, wchodząc do wanny. Ciepła woda, z wonią pomarańczy i czekolady od płynu do kąpieli, przyjemnie działała na moje napięte mięśnie. Siedziałam tak z zamkniętymi oczami, kilka minut, nie myśląc kompletnie o niczym. Poziom wody w wannie podniósł się znacznie, dlatego otworzyłam jedno oko, żeby zobaczyć co to spowodowało. Nogi Harrego usilnie próbowały walczyć o miejsce w moimi, ale westchnął jedynie i przeciągnął całe moje ciało na swoje. Oparł się plecami o brzeg wanny, a ja ułożyłam się wygodnie na nim. Owinął wokół mnie ramiona i złożył lekki pocałunek na skroni.
Uwielbiałam takie chwile. Chwile, kiedy jesteśmy sami, tylko dla siebie. Milczymy, wtuleni w swoje ciała i wdychamy wzajemnie własne oddechy. Momenty te są jedyne i niepowtarzalne, bo coraz trudniej znaleźć nam czas i miejsce, gdzie możemy po prostu, jedynie istnieć.
Pocałował delikatnie moje ramię i odgarnął małe kosmyki włosów z mojej szyi. Nigdy nie przypuszczałam, że mężczyzna potrafi być tak opiekuńczy, troskliwy i subtelny. Nazwałabym Harrego mianem „drapieżnika” z dwóch powodów. Po pierwsze jest cholernie pewny siebie, władczy i mogę przysiądź, że sprawy naszej relacji seksualnej, są nie z tej ziemi, po prostu… idealnie. Po drugie, jeżeli coś do niego należy, to rzeczywiście do niego należy. Nie dopuszcza do siebie faktu, że mógłbym nas stracić. Lilly jest jego największym skarbem, promyczkiem słońca w pochmurny dzień, nadzieją bez której nie wyobraża sobie życia. To najukochańszy ojciec na świecie. Ochrona, tego co jest jego, stoi na pierwszym miejscu.
-Harry. –szepnęłam i przechyliłam głowę w bok, żeby ułatwić mu dostęp do mojej szyi. Przejechał wargami po ciepłej skórze, zostawiając na niej gęsią skórkę.
-Michelle, cały dzień o tobie myślałem. –wyznał i zacisnął ramiona jeszcze mocniej. –Gdy, tylko wyszedłem z domu miałem ochotę do ciebie wrócić, zedrzeć z ciebie moją wczorajszą koszulę i kochać się z tobą nawet na środku korytarza. –jęknął w moją szyję i zaczął błądzić niespokojnie dłońmi po moim ciele. –Nawet nie wiesz co chciałbym ci zrobić. A wiesz dlaczego? –zapytał, a ja zamruczałam z rozkoszy, którą sprawiał mi samym dotykiem- Bo jesteś tylko moja. Nikogo innego. Tylko moja. I kocham cię tak cholernie mocno, że aż boli.
-Oh Harry. Pamiętasz jak się poznaliśmy? –zapytałam i odwróciłam się w jego stronę, siadając na nim okrakiem i zarzucając ramiona na jego szyję.
-Nie zapomniałbym dnia, w którym pierwszy raz trzymałem w ramionach cały mój wszechświat. –przylgnęłam do jego ust zaraz po tym, gdy skończył mówić.
Uwielbiam jego pocałunki. Zwłaszcza te, które oferuje mi całkowicie niespodziewanie. Kocham te wolne. Te, od których się nie powstrzymuje, gdy nasze twarze są blisko siebie i staramy się rozmawiać, ale on nie może się oprzeć przed muśnięciem moich warg. Te delikatne i subtelne, gdy porusza się we mnie lekko, tuż po szczytowaniu, jakby chciał podziękować mi, że mu się oddałam po raz kolejny. Te, które doprowadzają mnie do obłędu, kiedy się ze mną droczy, prosząc tym samym, żebym była posłuszna. Kocham też te namiętne. Pełne pasji i intrygi, gdy zacieśniamy się w swoich objęciach, tak jak teraz. Te brutalne, którymi obdarza mnie podczas seksu, kiedy gryzie i ssie moje wargi.
Uwielbiam, każdą jego reakcję na dźwięk swojego imienia. Najbardziej, gdy krzyczę je z podniecenia. Duma w jego oczach wyraża, dużo więcej niż mogłabym to w jakikolwiek sposób przekazać. Wie, kiedy mówię ‘Harry’ z pożądaniem, a kiedy ze złością, chociaż wiele się od siebie nie różnią.
Przesunęłam językiem po jego dolnej wardze i odsunęłam się od niego. Było mu mało, bo zaskomlał i starał się przyciągnąć mnie powrotem do siebie, ale mu na to nie pozwoliłam. Nie protestował, ale wiedziałam, że najlepiej zmusiłbym mnie do posłuszeństwa, wobec niego. I to jej kolejna zaleta Harrego. Wie kiedy przestać.
-Kocham cię. –jęknął cicho i przyłożył czoło to mojej klatki piersiowej.
-Ja też cię kocham. –szepnęłam w jego włosy.
-Popracujmy nad małym Harrym juniorem dla Lilly. –zaproponował, całując mój dekolt. Uśmiechnęłam się lekko i zmierzwiłam palcami jego włosy.
-Możemy go jedynie dopracować. –odpowiedziałam, a mięśnie Harrego z twardych zmieniły się w stalowe. Uniósł głowę w górę i napotkał mój szczęśliwy wzrok. –Nie jestem pewna w stu procentach, bo nie robiłam żadnego testu, ale na to wychodzi, że będziemy mieli jeszcze jednego malucha. –kontynuowałam dalej, patrząc na szklane oczy męża.
-Mówisz poważnie?
-Skarbie, przecież bym nie żartowała w takiej sprawie.
-Michelle, ja… -zaczął, ale przerwałam mu kładąc palec na ustach.
-Cśśś… Harry. Myślałam, że chciałeś się ze mną kochać, a nie rozmawiać. Widzisz tak się składa, że ja też dużo o tobie dzisiaj myślałam, więc…
-Michelle jesteś w ciąży? –zapytał wciąż nie wierząc w moje zapewnienia. Wywróciłam oczami i pocałowałam delikatnie jego usta, kiwając głową potwierdzająco. Nasilił pocałunek i jęknął ze szczęścia. –Czyli, że to znaczy…? –zamruczał w moje wargi, ale nie dokończył zdania, ponieważ oplotłam się wokół niego  tak mocno, że nie był w stanie dodać nic więcej.
-Kocham cię. –sapnęłam cicho zatracając się w jego słodkich ustach.
Harry wyplątał się w mojego ciała i wyszedł z wanny porywając mnie za sobą. Owinął mnie ręcznikiem co chwile składając na mnie szybkie pocałunki. Uśmiech nie schodził z jego twarzy. Aż miło było na niego patrzeć. Bez słowa zaprowadził mnie do naszej sypialni i zrzucił w nas ręczniki. Chwycił mnie w ramiona i położył na łóżku. Ponownie zaczął mnie delikatnie całować, aż wreszcie ułożył głowę pod moją piersią i rozpoczął powolne głaskanie mojego brzucha.
-Jak się czujesz? –zapytał w końcu, ale nawet na chwilę na przestał gładzić mojej skóry.
-W porządku.
-Nie jest ci niedobrze?
-Nie. –odpowiedziałam spokojnie i zaczęłam mierzwić dłonią jego wilgotne włosy.
-Hormony ci nie szaleją? –zadał kolejne pytanie i z trudem powstrzymałam się przed wybuchnięciem śmiechem.
-Nie.
-Chce ci się jeść?
-Nie, Harry. –wywróciłam oczami i przeniosłam dłoń na jego policzek.
-Jest może coś, co chciałabyś, żebym dla ciebie zrobił?
-Tak. –powiedziałam i od razu na mnie spojrzał w oczekiwaniu.
-Co takiego?
-Proszę cię… pieprz mnie, a później chodźmy spać. –zaśmiał się na głos i ułożył się między moimi nogami. Potarł nosem o mój i westchnął.
-A jak skrzywdzę maluszka? –w jego oczach pojawił się strach i starał się ode mnie odsunąć.
-Harry, jestem pewna, że czterotygodniowe dziecko nie jest większe niż milimetr, więc naprawdę nie masz się czego bać. –wyjaśniłam i zaczęłam masować jego ramiona. –Proszę, skarbie. Tak bardzo cię teraz potrzebuję.
Nie musiałam nic więcej mówić. Wsunął się we mnie dość szybko, co wywołało u mnie przyjemny jęk. Za każdym razem, gdy wypycha biodra w moją stronę, wydaje mi się jakby robił to po raz pierwszy. To naprawdę dziwne, ale podoba mi się i za nic bym tego nie zmieniła.
-Kocham się z tobą kochać. –wyznał, zablokowując ręce w łokciach i patrząc na mnie z góry, poruszając się płynnie.
-Wzajemnie. –odparłam poprawiając się lekko na poduszkach.
-Tak dobrze cię czuję, skarbie. –szepnął i pocałował mnie w czoło, przyspieszając znacznie swoje ruchy.
-Wolniej. –rozkazałam cicho i natychmiast dostosował się do mojej prośby.
-Wiesz? Zawsze zastanawiałem się nad tym, co by było gdybym nie przyszedł do ciebie na ten balkon, tylko został w środku z Mattem i Zaynem? –odgarnął mi włosy z twarzy i pocałował czubek mojego nosa. –Pewnie ten niewyżyty kretyn, by mi cię odbił.
-Nie sądzę, żebym kiedykolwiek związała się z tak szaloną osobą jaką jest Niall. Poza tym znam go od dzieciństwa i wiem, że jest… pojebany. –dokończyłam zdanie i westchnęłam cienko.
Długo się we mnie poruszał, i to bardzo powoli, tak jak chciałam. Nie pchał zbyt mocno, ale i tak było mi dobrze. To była tylko rozgrzewka przed tym, czego oboje pragnieliśmy. Budowało napięcie, o którym myślałam dziś tak intensywnie.
-Wiesz, że cię kocham?
-Mhm… -uczucie ciepła obmyło moje ciało, że aż zamknęłam oczy z rozkoszy.
Oddech Harrego stał się przyśpieszony i napiął swoje mięśnie, poruszając się pewniej. Pojedyncze pocałunki podkreślały stan, w którym byliśmy oboje. Przyjemne tarcie o moje ścianki stało się mocniejsze niż chwilę temu. Harry wplótł dłonie w moje włosy i podparł się na łokciach. Dzięki temu nasze usta dzieliły milimetry. Ucisk na moje podbrzusze zaczął dawać o sobie mocno znać. Jęknęłam krótko i wbiłam paznokcie w plecy Harrego. Pocałował skórę za moim uchem i sapnął w nią ciężko.
-Uwielbiam czuć cię tak dobrze. –syknął, a moje ciało zadrżało na to wyznanie. –To jak drżysz, też uwielbiam. –dodał i sam zadrżał, wzdychając głośno.
-Kurwa, Harry… -wydusiłam ledwo słyszalnie i powstrzymałam się od ponownego jęku.
-I wiesz, co jeszcze uwielbiam? –zapytał patrząc mi w oczy, a ja za wszelką cenę starałam się utrzymać powieki ku górze. Przygryzłam wargę i otuliłam jego policzki dłońmi.
-Uwielbiam kiedy moja kobieta, moja kochana żona Michelle, nosi w swoim łonie, moje dziecko. –stęknął i poczułam jak rozlewa we mnie swoje spełnienie.
 Poczułam jego usta na swoich, gdy pragnęłam krzyknąć czując nadchodzący orgazm. Głośny stłumiony pomruk wydarł się z moich ust, gdy dochodziłam. Ciało Harrego mocno do mnie przylegało, jakby prosił o zainteresowanie z mojej strony. Utuliłam jego plecy, lekko przejeżdżając palcami po błyszczącej potem, skórze. Ułożyłam głowę na jego ramieniu, delikatnie go przedtem całując.


-Jesteś bezpieczna. –szepnął, a potok wspomnień znowu nawiedził moje myśli. 

__________________________________________________________

Dziękuję ! 
Dziękuję wszystkim, którzy kiedykolwiek przeczytali, choćby jedną linijkę tego opowiadania. 

Mam nadzieję, że historia Hachelle w chociaż maleńkim stopniu wam się podobała. 
Wiem, że czasem jest w chuj nudnawo, ale dzięki, że jakoś to przetrwaliście ;) 

Kocham Was. xx

Miłego czytania na przyszłość. <3

poniedziałek, 10 listopada 2014

The Love Promise. Harry and Michelle. Part 6.

*Zayn POV*

-Nienawidzę tego idioty –jęknąłem pocierając dłonią o czoło, a następnie usiadłem na krzesło i zdjąłem buta uciskając obolałe palce.
-Jak ją nazwiemy? –zapytał radośnie Niall i objął twarz Lux, wykrzywiając ją śmiesznie.
-Niall –zasepleniła dziewczyna i pociągnęła dłonie Horana w dół. –To chyba nie nasza sprawa jak będzie się nazywać córka Styles’ów. Zastanów się debilu. –zaśmiała się i cmoknęła szybko blondyna. Objął ją w talii i uśmiechnął się delikatnie.
-Przepraszam. –powiedział skromny głos, który zbudził w moim umyśle silne uczucie bezpieczeństwa i tęsknoty.
-Nic się na stało, to ja przepraszam. –powiedział Niall i dotknął łokcia kobiety z którą się zderzył.
Uniosłem głowę i przestałem oddychać. Nogi miałem jak z waty, ale postanowiłem się podnieść. But spadł z krzesła na podłogę, wytwarzając głośny, przynajmniej dla mnie, huk. Kobieta nie zwróciła na mnie uwagi i przeszła nawet na mnie nie zerkając. Głos uwiązł mi w gardle, ale wiedziałem, że jeżeli się nie odezwę stracę swoją szansę. Zamrugałem gwałtownie i nabrałem w końcu powietrza w płuca.

-Mamo. –powierzałem o wiele za cicho, niż miałem to z zamiarze, ale reakcja była taka, jakiej oczekiwałem.
Stanęła w bezruchu i upuściła teczkę z papierami, którą trzymała w dłoniach. Dopiero teraz zauważyłem, że jest ubrana jak pielęgniarka. Niall położył mi dłoń na ramieniu, ale natychmiast ją od siebie odsunąłem i zrobiłem krok w stronę kobiety. Powoli odwróciła głowę i pociągnęła sporą część powietrza do płuc, tylko gdy nasze oczy się spotkały. To były one. Te same, które płakały każdej nocy, przed i po wizycie Martina, te same, które patrzyły na mnie z dumą i wdzięcznością za wstawienie się za Michelle, te same, które były ostatnią rzeczą jaką widziałem przed snem. Przystawiła dłoń do ust, żeby ukryć szloch i łzy wypłynęły z jej oczu jak za sprawą pstryknięcia palców.
-Mamo. –powtórzyłem, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę przede mną stoi.
Dawno pogodziłem się z myślą, że już nigdy więcej jej nie zobaczę. Nie wiedziałem gdzie uciekła, jaki miała numer telefonu, a nawet czy nadal żyje. A teraz stoi przede mną, w mieście w którym żyję bez niej przed sześć lat. Poczułem serce, które pragnie się wyrwać z piersi wiedząc, że osoba, która dała mi życie jest tak blisko. Puściłem się biegiem w jej stronę. Nie obchodziło mnie jak banalnie to wyglądało. Ukazało to moją słabość i bezradność, musiałem ją mieć przy sobie. Nasze ciała zderzyły się z ogromną siłą, ale od razu przygarnąłem ją do siebie najciaśniej jak tylko potrafiłem. Natychmiast wciągnąłem zapach jej włosów i załaskotał on przyjemnie moje nozdrza, wywołując falę przyjemnych wspomnień.

-Ciociu, Zayn znowu zabrał ostatnie ciastko. –skomle Michelle, gdy mlaskam jej nad uchem, żując ciastko.
-Zayn –karci mnie mama –Dlaczego zawsze zabierasz siostrze jedzenie? Przecież nie możesz być cały czas głodny. Ona też potrzebuje jeść. Przeproś ją i nie rób tak więcej. –wzdycham, wywracając oczami i całuję Michelle w policzek, a ta wskakuje mi na kolana i przewala na plecy, po czym kładzie swoją małą głowę na mojej piersi.
-Ble –jęczę i próbuję ją odepchnąć, ale ona przyczepia się do mnie jeszcze bardziej. –Jesteś jak żaba. –mówię, a ona podnosi powoli głowę i na jej twarzy maluje się chytry uśmiech.
-Ja przynajmniej pewnego dnia zamienię się w księżniczkę, a ty na zawsze zostaniesz osłem. –odpyskuje, a nasze mamy zanoszą się śmiechem.
-Co? –krzyczę i podnoszę ją do siadu.
-Będziesz gruby jak osioł, zjadając moje ciastka! A słyszałeś, żeby w jakiejś bajce osioł się w coś zamieniał, bo ja nie! –wystawia mi język i próbuję go pociągnąć, ale jest szybsza i go chowa.
Zeskakuje z moich nóg i śmiejąc się, ucieka do mamy. Mam ochotę ją udusić, ale jedyne co robię, to znajduję najbezpieczniejsze miejsce na ziemi. Wyciągnięte w moją stronę ramiona mojej mamy i wtulam się w nią głaszcząc jej lśniące włosy.

Od moich uchu dobiegł szloch matki, która przywarła do mnie i ścisnęła kurczowo moją bluzę. Dreszcz przeszedł przez moje ciało, ale się od mniej nie oderwałem. Umieściłem swoją głowę na jej ramieniu i zacząłem się lekko kołysać. Usłyszałem krzyk, można powiedzieć radości, który stawał się w każdej chwili coraz głośniejszy. Rozpoznałem osobę, która go wydawała i podniosłem nieznacznie wzrok w górę. Największy debil na tej ziemi powtórzył mój błąd i przyjebał barkiem w to samo miejsce co ja.
-Auć! Ja pierdole, kto normalny stawia ścianę w takim miejscu!? –wykrzyczał Louis i potarł obolałą skórę. Odsunąłem się o matki i wysłałem jej przepraszające spojrzenie. Pogłaskała mnie po policzku i odwróciła się w stronę Lou. Maleńki chłopczyk dreptał w jego stronę, ale zawadził się o własne stopy i wywrócił przed nogami ojca. –Ale głupia podłoga, co nie synu?! –wzniósł ręce w powietrze i schylił się po Johnnego. Trzymał go jedną ręką, a drugą miział kolano.
-Tata! –powiedział chłopczyk i uderzył Louisa w głowę.
-Tak, tak, zajebiście. –szepnął i ruszył w naszą stronę.
-Mama, em… blllly, puk, hm… -zastanowił się dwulatek i zakrył rączkami oczy, aż nagle roześmiał się przyłożył otwarte usta do szyi ojca, śliniąc go.
-Mama praca, ty nie ślinić tata, i do Harrego tup, tup, hura! –wytłumaczył Louis, a Johnny wydał z siebie dźwięk zachwytu i potarł o siebie dłońmi.
-To jest najbardziej szalony dzień w historii. –powiedział Niall, a wszyscy odwróciliśmy w jego stronę.
-Kurwa –skomentował Johnny, a Louis zakrył sobie dłonią twarz z zażenowania.
-Nie rozumiem pewnych rzeczy i twojego haniebnego zachowania synu –zaczął Louis i zerknął na chłopca – Ale! Czy możemy się już zobaczyć z Michelle, bo zaraz oszaleję z niewiedzy.
-Michelle tu jest? –zapytała mama jednocześnie ciesząc się z tej wiadomości i martwiąc się co jej jest.
-Mamo, właśnie urodziła córeczkę. –uśmiechnąłem się do niej i uścisnąłem pokrzepiająco.
-No i tego właśnie się chciałem dowiedzieć… whoa! Co?! Malik coś ty powiedział!? –jęknął Lou i podszedł bliżej nas.
-Michelle urodzi…
-Nie to palancie! To jest twoja mama?! –kiwnąłem tylko głową i spojrzałem na nią z troską. Przygarnąłem ją do swego boku i ponownie zaciągnąłem się jej zapachem. Louis pocałował jej dłoń i kazał Johnnemu zrobić to samo. Mama zaśmiała się.
-Chodźmy do niej –Lux klasnęła i pociągnęła Nialla za ramię. Louis i Johnny zaczęli machać rękami idąc w stronę sali. Poczułem chude palce, które próbują się połączyć z moimi. Spojrzałem ciepło na matkę, której łzy spływały powoli po policzkach.
-Nie mogę uwierzyć, że tu jesteście. Oboje. –szepnęła cicho, a jej dolna warga zadrżała.

Wpadam do mieszkania i mam ochotę roztrzaskać temu sukinsynowi ryj o podłogę. Podążam za zniszczeniami, które rozpościerają się dosłownie wszędzie jakby przeszło tu przed chwilą tornado. Kopię połamane krzesełko i warczę ze wściekłości. Stłumiony krzyk pomieszany z płaczem dochodzi w sypialni mamy. Otwieram gwałtownie drzwi i widzę jak skulona kolebię się z jednej strony na drugą. Jęczy niewyraźnie, żebym odszedł, żebym jej nie dotykał. Łapie za swoje uszy i płacze błagając bym jej nie ruszał. Łapię ją w objęcia i gdy jest pewna, że to ja, płacze jeszcze głośniej.
-Mamo, już poszedł. Jestem tylko ja. –wyjaśniam i gładzę jej plecy.
-Zayn, posłuchaj mnie uważnie. –mówi i łapie mnie za policzki nakazując, żebym na nią patrzył. –Jeżeli jeszcze raz to przyjedzie, choćby nie wiem co się działo, choćbym błagała cię, żebyś został, masz zabrać stąd Michelle i wyjechać jak najdalej.
-Ale… -zaczynam kręcąc głową, ale nie pozwala mi mówić.
-W samochodzie są pieniądze, schowane pod tylnim siedzeniem w zielonej folii, rozumiesz? Pakujesz Michelle do auta i jedziesz przed siebie, nie oglądając się w tył. Nie możesz wrócić do Andover, nigdy. Nie pozwalam ci synu. Musicie zacząć nowe życie, z dala od niego. –jej warga drży niebezpiecznie, a ja przytakuję nie chcąc podważać jej zdania.

-Mamo. –przeciągnąłem to słowo specjalnie i potarłem kciukiem jej policzek. –Nawet nie wiesz jak ja się cieszę. Michelle będzie przeszczęśliwa.
-Stary! –zawołał Niall, którego wyproszono z sali tak jak i resztę, nawet Harrego, który, kurwa, wyglądał jak z kreskówki z przyczepionym bananem na ustach i podrzucał Johnnego do góry mówiąc mu, że niedługo zobaczy śliczną dziewczynkę.
-Co jest? –zapytałem i odgarnąłem włosy do tyłu.
-Chyba powinienem ci to powiedzieć, przy okazji wykorzystując to, że jest tu twoja mama. Miło panią poznać tak w ogóle. –Horan wyciągnął rękę i uścisnął dłoń mamy.
-Jaśniej… -mruknąłem.
-Ja przywiozłem Michelle do szpitala… -zaczął, a ja wywróciłem jedynie oczami i westchnąłem.
-To dobrze, przecież ty byś nie odebrał porodu, Niall. –jęknąłem, a w odpowiedzi dostałem zdegustowaną minę przyjaciela, ale zaraz pacnął mnie w głowę i warknął.
-Nie musiałbym tego robić, gdyby na wpadła na Martina. –opowiedział, a mama pisnęła z przerażenia. Odruchowo odsunąłem ją za siebie i napiąłem mięśnie ze zdenerwowania. –Nic jej podobno nie zrobił, ale i tak była zaniepokojona i zadzwoniła po mnie, bo zaczęły się u niej skurcze. Na szczęście jest wszystko w porządku z nią i z małą, więc nie spinaj się tak Malik. –pocieszył i poklepał mnie po policzku. Nie zmieniłem ani trochę wyrazu swojej twarzy, dlatego zarzucił ramię na moją szyję i przyciągnął mnie do uścisku. –Przysięgam na Boga, że jesteś najlepszym bratem na tej ziemi, frajerze.
Drzwi od sali otworzyły się i wyjechała z nich Michelle z maleństwem na rękach, a za nią lekarz i dwie pielęgniarki. Mama jęknęła krótko i podskoczyła, ciągle trzymając mnie za rękę. Michelle odwróciła głowę i rozwarła usta, gdy tylko nas zobaczyła. Harry oddał Johnnego Louisowi i popchnął wózek w naszą stronę.
-Michelle, skarbie. –szepnęła moja mama i podbiegła do niej i od razu ucałowała ją w policzek. Dotknęła delikatnie główki dziewczynki i złapała się za usta. Michelle miała łzy w oczach i wyraźnie odebrało jej mowę. Harry spojrzał na mnie zdziwiony, ale nic nie powiedział.
-Ciociu. –zaskomlała moja siostra i wtedy otworzył szeroko oczy ze zdumienia i ponownie na mnie spojrzał. Kiwnąłem głową potwierdzając jego niewypowiedziane pytanie. Nim mogłem choćby mrugnął, mój przyjaciel trzymał w objęciach mamę, która wisiała niemal w powietrzu, bo Harry był od niej o wiele wyższy. Zachichotała tylko i odwzajemniła uścisk. Podszedłem do Michelle i kucnąłem przed wózkiem.
-Uznali, że jesteś już taka stara, że usadzili cię na wózku. –powiedziałem i pogłaskałem jej dłoń.
-Przed chwilą urodziłam dziecko, ośle. –odpysknęła i nachyliła się, żeby mnie pocałować.
-Ble. –wystawiłem język, a ona złapała go w dwa palce i pociągnęła. Zaśmiałem się, gdy go puściła i dotknąłem delikatnie jej córeczki. –Jest taka śliczna. –przyznałem i puściłem jej oczko. –Tak śliczna ja ty. I twoja mama. –dodałem po chwili.
-Dlatego ma na imię Lilly. –szepnęła cicho, a ja uśmiechnąłem się delikatnie.

-Ciociu, jesteś taka ładna –mówię do niej i bawię się jej lokami.
-Oh, dziękuję ci kochanie.-odpowiada i zaczyna rozczesywać włosy Michelle.
-Chciałbym mieć taką samą żonę, jak ty. –staję przed nią i przyglądam się uważnie, jak zaplątuje warkocza na głowie mojej siostry. –Może za mnie wyjdziesz? –zaczyna się śmiać, a Michelle wysyła mi wrogie spojrzenie.
-Nie mogę za ciebie wyjść Zayn –mówi –Ale masz moje pozwolenie, żeby nazwać kiedyś jakąś dziewczynkę moim imieniem. Cieszysz się? –zapytała.


-Tak. –odpowiedziałem szczerze i usiadłem naprzeciwko Michelle, zaczynając grać z nią w łapki. 

niedziela, 9 listopada 2014

The Love Promise. Harry and Michelle. Part 5.

*Cztery lata później*

Leży obok mnie i przytula mnie do swego ciała. Delikatnie głaszcze opuszkami palców moje dłonie. Jej ciepłe usta przylegają do mojego ramienia. Otwieram oczy i patrzę przed siebie. Widzę Zayna, który usilnie próbuje nałożyć spodenki przez głowę. Od zawsze wiedziałam, że jest z nim coś nie tak. Uśmiecham się delikatnie i wtulam się w rękę mamy. Zayn jęczy zrezygnowany nieudaną próbą ubrania się, a mama zanosi się śmiechem i podnosi się z kanapy, żeby pomóc mojemu bratu zdjąć nogawkę z czoła. Nakłada na niego czwartą parę szortów i targa jego włosy. Zayn zaczyna kręcić biodrami, zadowolony ze swojego przebrania, ale gdy jego oczy spotykają osobę na mną, natychmiast rzędnie mu mina. Szklane, od napływających łez oczy mamy, zerkają na mnie i wysila się, żeby posłać mi uśmiech. 

Dźwięk alarmu Harrego doprowadza mnie codziennie do szaleństwa. Miałam ochotę rozbić ten telefon o ścianę, a później wyrzucić przez okno, żeby nigdy więcej nie zadzwonił. Usłyszałam przeciągłe mruknięcie i ramiona, które mnie oplatały zniknęły z mojego ciała. Potarłam dłońmi oczy, ale ich nie otworzyłam. Denerwujący sygnał ustał. Harry ponownie przyciągnął mnie do swojego torsu i wtulił twarz w moje włosy. Chwyciłam jego dłoń i przystawiłam ją sobie do ust, żeby złożyć na niej pocałunek. 
-Kocham cię. –szepnął cichutko i pocałował mnie między łopatkami. 
Uśmiechnęłam się po nosem i odwróciłam się do niego przodem. Mój brzuch naciskał na jego mięśnie. Przesunęłam ręką po jego żebrach i uzyskałam od niego oczekiwany dźwięk przyjemności. Otworzyłam lekko oczy i ujrzałam Harrego, który uśmiechał się szeroko. Złączył nasze usta i objął dłonią mój policzek.
-Nienawidzę wstawać do pracy. –poskarżył się i zrobił nadąsaną minę. – Może chcesz, żebym został dzisiaj z tobą?
-Właściwie to umówiłam się dzisiaj z Lux. Nie sądzę, żeby twój szef był zadowolony z tego, że znowu cię nie będzie. –powiedziałam i musnęłam jego usta.
-Zawiozę cię do niej. –odpowiedział, kompletnie ignorując drugą część mojej wypowiedzi.
-Nie Harry, spokojnie. Przejdę się, to dobrze mi zrobi. –uniosłam niewinnie kąciki ust i przysunęłam się do niego bliżej.
-Nie możesz tak sama chodzić po mieście. –powiedział zatroskany –A jeśli coś ci się stanie? –zaczął całować moją skórę przy szyi i ramionach.
-Skarbie, to tylko spacer. –szepnęłam. 
Uniósł głowę, żeby spojrzeć mi w oczy i nakazał dłonią bym położyła się na placach. Zrobiłam to, a on od razu zaczął głaskać mój brzuch. Odchylił kołdrę i uniósł się na łokciach, żeby wstać. Najdelikatniej jak potrafił pocałował moją skórę i ponownie zaczął ją lekko gładzić. Wplotłam dłoń w jego włosy i powoli je mierzwiłam. 
-Wstała? –zapytał cicho, nie przestając mnie dotykać.
-Chyba nie. –odpowiedziałam patrząc na niego i przygryzając wargę. –Zaśpiewaj jej, może się obudzi. –zasugerowałam, na co Harry natychmiast poprawił się na łóżku i odchrząknął. 
-So honey now...- zaczął cicho, a ja od razu się uśmiechnęłam.
Take me into your lovin' arms
Kiss me under the light of a thousand stars –zrobił tak komiczną minę, że zaśmiałam się na głos.- 
Place your head on my beating heart
I'm thinking out loud
That maybe we found love right where we are…* -przycisął usta do mojego brzucha, a wtedy mała istotka, która we mnie żyła, poruszyła się znacząco, a Harry z dumą na mnie spojrzał.
-Zawsze działa. –przyznał,  przyłożył do mnie dłonie i uśmiechał się za każdym razem by poczuł kopnięcie. Otulał nimi właściwie cały mój brzuch, więc czuł wszystko, dokładnie to co ja. 
-Niall może po mnie przyjechać. –powiedziałam, wyrywając go z zadumy. 
-Jeszcze nie zgłupiałem, żeby powierzyć takiemu debilowi jak on, moją przepiękną, ciężarną żonę, kochanie. –odpowiedział i ułożył policzek na moim brzuchu.

Czuję się okropnie. Powinnam być wypoczęta, zrelaksowana i maksymalnie odprężona po miesiącu miodowym. Tymczasem wszystko mnie boli, jest mi nie dobrze, a na dodatek spóźnia mi się okres, co podnieca niepokój jaki we mnie siedzi. Jestem w drodze do apteki. Muszę sprawdzić czy moje obawy co do ciąży się prawdziwe. Oby nie. Znaczy, chcę mieć dziecko, ale nie sądziłam, że stanie się to tak szybko. Ledwo co wyszłam za Harrego, nie mogę pozwolić sobie na takie coś. Jesteśmy jeszcze młodzi, powinniśmy się bawić i cieszyć sobą. A jeżeli nie będzie zadowolony? W ogóle jak miałabym mu to powiedzieć? To przecież kompletnie niedorzeczne. Nie mam pojęcia jak zareaguje na wiadomość o dziecku. Jak ja na nią zareaguję? Ciągnę za klamkę od apteki, a miła kobieta w średnim wieku odwraca się zza lady w moją stronę. Proszę o test ciążowy i chowam go do kieszeni płaszcza zaraz po zapłaceniu za niego. Wychodzę stamtąd jak najszybciej, nie zabierając nawet reszty. Jadę do domu, zaciskając dłonie na kierownicy. Staram się szukać pozytywów płynących ze stanu w którym się prawdopodobnie znajduję, lecz jedyne co chodzi mi po głowie to, w jaki sposób zareaguje Harry. Nie wspominam już o innych osobach czy nawet o samej sobie. Gdy tylko parkuję pod domem, wpadam do niego i biegnę do łazienki. Rzucam płaszcz na ziemię i biorę test. Pukanie przerywa mi czytanie instrukcji, przez co przestraszona upuszczam opakowanie na ziemię.
-Michelle, wszystko w porządku? –pyta zatroskanym głosem Lux. Cholera jasna, jeszcze jej i pewnie Nialla tu brakowało. 
-Tak. Jest okay. –odpowiadam nadzwyczaj spokojnie. Sama dziwię się, że zabrzmiałam tak naturalnie.
-To dobrze. Harry zrobił kolację, więc zejdź jak będziesz mogła. Trochę się martwił, dlaczego cię tak długo nie było… -mówi śpiewnym głosem i słyszę jak schodzi po schodach. 
Patrzę na biały patyczek z dwoma czerwonymi kreskami. Siadam na podłodze i nie mogę uwierzyć w to, że w moim ciele rozwija się właśnie maleńka istotka. Łza spływa po moim policzku. Nie wiem czy jest ona łzą szczęścia, strachu czy innej emocji, której nie potrafię określić. Wiem jedno, że muszę to powiedzieć swojemu mężowi. 
Schodzę na dół, a Niall podrywa się z miejsca. Wysyłam mu uśmiech i chwilę później ląduję w jego ramionach. 
-Tak długo cię nie widziałem! –wykrzykuje –Mam nadzieję, że Hazza nie wykończył cię doszczętnie w ciągu tego miesiąca co? –rzuca wesoło, a mnie gula formuję się w gardle i jedyne na co mnie stać to skromny uśmiech. 
-Spieprzaj od niej, Horan. – mówi łagodnie Harry i przyciąga mnie do swego boku, drażniąc wystające biodro, przez co jęczę krótko i karcę go spojrzeniem. 
-Harry, chyba musimy porozmawiać. –szepczę cicho i otrzymuję od chłopaka niezrozumianą minę. –Zaraz przyjdziemy! –krzyczę do gości, którzy w ogóle nie zwracająca nas uwagi, obściskując się na kanapie. Zamykam drzwi od naszej sypialni i siadam na łóżku.
-Co się stało? –natychmiast pyta z pewnego rodzaju przerażeniem w głosie.
-Cóż… -zaczynam i od razu żałuję, że postanowiłam to przekazać właśnie teraz. –Nie wiem jak mam ci to powiedzieć –przyznaję i odgarniam włosy do tyłu. 
-Hej. –podchodzi do mnie i łapie moje dłonie w swoje. –Spokojnie skarbie, możesz mi powiedzieć. 
-Wydaje mi się, że… właściwie to jestem prawie pewna… Bo, to… ja… -urywam i panuje między nami cisza. Taka cisza, że słyszę swój własny oddech. Spoglądam na Harrego i wzdycham ciężko. –Harry, będziesz tatą. –wyrywa się z moich ust, a wyraz twarz Harrego nie zmienia się w ogóle. Przez chwilę myślę, że nie usłyszał tego co powiedziałam i rozwieram usta, żeby to powtórzyć, ale mi przerywa.
-Co? –pyta lekko zmieszany, nie wierząc w moje słowa.
-Jestem w ciąży. –odpowiadam i z niecierpliwością patrzę na niego. Łzy są przygotowane, żeby w każdej chwili wypłynąć spod moich powiek, ale powstrzymuję je ze wszystkich sił. 
-Kurwa –mówi, a ja zamykam oczy chcąc zatrzymać potop płaczu, który zaraz nastąpi.  Podnosi mnie gwałtownie z łóżka i obejmuje tak mocno, że tracę dech w piersiach. Zaczyna kręcić się ze mną wokół własnej osi i słyszę jego śmiech. Najszczerszy śmiech jaki kiedykolwiek u niego słyszałam. Nim mogę cokolwiek powiedzieć, przylega do mnie ustami i rzuca się plecami na materac. Chichoczę układając wygodniej nogi, a on przyciąga moją twarz jeszcze bliżej swojej. 
-Tak cholernie się cieszę! –wykrzykuje i przewraca mnie na plecy dzięki czemu może na mnie patrzeć z góry. –Michelle… Jezu będę tatą! –ponownie się wydziera i wstaje. Zaczyna chodzić po pokoju jak opętany, a ja nie mogę powstrzymam śmiechu. –Kurwa mać! –klęka na kolana przede mną i przykłada czoło do mojego brzucha. –Tam jesteś skarbie. –mówi w moją koszulkę i po chwili znów mnie podnosi od góry i mocno przytula.

-Jesteś przewrażliwiony, kochanie. A teraz pomóż mi wstać. - powiedziałam, na co zerwał się jak poparzony i pomógł mi się podnieść.
-Po prostu, bardzo was kocham. –odpowiedział i pocałował mnie w czubek nosa nie przestając głaskać okrągłego niczym balonik brzuszka. 
-My ciebie też. –przytuliłam się do jego ciała i pocałowałam nagi tors. –Idę zrobić śniadanie, a ty marsz pod prysznic. 
-Na odwrót. Ja robię śniadanie, a ty się relaksujesz. –zaczął się ze mną droczyć, więc stęknęłam tylko i poszłam w stronę łazienki.
Gdy tylko wyszłam spod prysznica i wysuszyłam szybko włosy, zeszłam do kuchni. Harry właśnie dekorował naleśniki malinami. 
-Cudownie pachnie, kochanie. –pochwaliłam męża i pocałowałam go szybko w policzek. 
-Specjalnie dla moich księżniczek: królewskie śniadanie! –zachichotałam gdy wskazał gestem dłoni na talerze i usiadłam przy stole, zaciągając się waniliowo-malinowym zapachem.
Harry pochłonął swoją część bardzo szybko i pobiegł na górę się umyć. Gdy tylko zjadłam, zapakowałam brudne naczynia do zmywarki i w tym samym momencie usłyszałam jak Harry zbiegł ze schodów. 
-Wiedziałam, że będziesz latał po tym domu jak dziwak. Nigdy mnie nie słuchasz, gdy mówię ci, że się spóźnisz jeżeli nie zaczniesz się szykować na czas. –westchnęłam i wytarłam dłonie o papierowy ręcznik.
-Za to kocham cię na zabój! I to rekompensuje wszystkie moje niedociągnięcia! –zawołał z salonu i po chwili wpadł do kuchni, żeby mnie pożegnać. –Kocham cię Michelle – powiedział i pocałował mnie szybko, ale namiętnie. –Uważaj na siebie. Dzwoń jakby się coś działo. –ponownie mnie pocałował i pogłaskał moją głowę. 
-Dobrze –odpowiedziałam i poprawiłam jego krawat, a on nachylił się i pocałował mój brzuch, po czym wybiegł z domu.

Siedziałam przed telewizorem i malowałam sobie paznokcie, do czasu gdy Lux nie napisała mi sms’a, że mogę śmiało do niej wpaść. Odpisałam, że będę za godzinę i zaczęłam się szykować. Wyglądałam dziś naprawdę przyzwoicie. Włosy układały się w fale, uśmiech wychodził bardzo naturalnie, mimo że dziecko dostało chyba zbyt dużo emocji do krwiobiegu, bo kopało mnie jak oszalałe. Pogłaskałam miejsce, które najwyraźniej upodobało sobie najbardziej i trafiało tam nóżką co chwile. Uśmiechnęłam się na myśl, że będę je mogła trzymać w ramionach już za dwa tygodnie. Ubrałam zwiewną sukienkę i marynarkę, bo pogoda była śliczna. Wyszłam z uśmiechem z domu i spacerkiem szłam do butki niedaleko parku, żeby kupić smootie dla mnie i pan Johnsona. Od kiedy zaszłam w ciążę przerzuciliśmy się na coś zdrowszego. Kupiłam dwa duże truskawkowe koktajle i skierowałam się w stronę ‘naszej’ ławki. Siedział na niej, oczywiście rozmawiając przez telefon i zapisując coś w kalendarzu. Przez ostatnie cztery lata trochę osiwiał i zapuścił lekką bródkę, ale nadal wyglądał tak samo. Podskoczył na dźwięk mojego głosu i zaraz zakończył rozmowę. 
-Jesteś aniołem, Michelle. –powiedział i pociągnął spory łyk napoju. Zamruczał delektując się smakiem i zaraz uścisnął mnie w podziękowaniu. –Jak tam dzidziuś? –zapytał i zastukał palcem w mój brzuch. Uśmiechnęłam się i pogładziłam materiał sukienki.
-Całkiem dobrze. –odpowiedziałam –Coraz bardziej dokazuje, niegrzeczna. Chyba ma to po tatusiu. –zażartowałam i przystawiłam do ust słomkę. 
-A właśnie, gdzie masz Harrego? –zapytał drapiąc się za uchem –Ja bym nie puszczał żony, żeby sama włuczyła się po mieście i spotykała takich starych zgredów jak ja. 
-Niech pan nie przesadza! Jestem w drodze po przyjaciółki, a Harry jest w pracy. Zaraz do niego zadzwonię, bo i tak pewnie umiera ze strachu. Nie chciał mnie wypuścić samej. –wytłumaczyłam i zarzuciłam pasemko włosów za ucho. 
-Wcale mu się nie dziwię. –uśmiechnął się skromnie i pogładził mój brzuch. –Do zobaczenia, Michelle. Trzymaj się. –dodał i oddalił się wykrzykując coś do swojego telefonu. To najbardziej zabiegany człowiek jakiego znam, słowo. Wyciągnęłam komórkę przesunęłam palcem po liście kontaktów, klikając na twarz Harrego. Odebrał po trzech sygnałach.
-Cześć skarbie. –rzucił o wiele za głośno i wyraźnie zdyszany.
-Cześć. Jestem już w drodze do Lux i pomyślałam, że cię powiadomię.
-Bardzo mądrze! Ale cholera, za sekundę mam mega ważne zebranie i muszę wyłączyć telefon. Strasznie chciałbym z tobą jeszcze porozmawiać, ale muszę kończyć, kochanie. Strasznie cię kocham, zadzwonię jak tylko się skończy, dobrze? –wypuścił powietrze do słuchawki, ponieważ całą wypowiedz powiedział na jednym tchu.
-Dobrze, leć. Też cię kocham. –powiedziałam, ale Harry nie odpowiedział, jedyne co usłyszałam do donośnie ‘Dzień dobry’ obcego mi mężczyzny i ciche pikanie po przerwanym połączeniu. Westchnęłam. Już miałam schować telefon do torebki, gdy silne ciało zderzyło się ze mną, a komórka wyleciała mi z rąk roztrzaskując się na części. Ukłucie w moich brzuchu stało się silne, niemal nie do wytrzymania, więc odruchowa się za niego złapałam. Spojrzałam w górę na osobę, która spowodowała nasz wypadek i niemal nie zemdlałam z przerażenia. W jednej chwili cały mój wszechświat przestał istnieć, a wszystkie najmroczniejsze wspomnienia, które starałam się wyzbyć z głowy przez wiele lat, powróciły ze zdwojoną siłą. Przestałam oddychać, tak jak zawsze to robiłam. Nie mogłam uwierzyć moim oczom w to co teraz przed sobą widzę. Mężczyzna zebrał części telefonu, złożył go i wepchnął w moją torebkę. Ogromna dłoń dotknęła delikatnie mojego policzka, a ja niemal jęknęłam na ten gest, który sprawił mi ból. Nie fizyczny, lecz psychiczny. Moja podświadomość podpowiada mi, żebym puściła się biegiem przed siebie, lecz zdrowy rozum wiedział, że nie uda mi się uciec. 
-Dobrze, że się mnie nadal boisz. -powiedział chrypliwym głosem, a ja zadrżałam. –Widzę, że ktoś chytrze mnie wyprzedził. –zaskomlał sztucznie, obejmując dłońmi cały mów brzuch. –Myślałem, że nie pozwolisz się nikomu choćby dotknąć, po tym co ci zrobiłem, moja słodka mała Michelle. –zbliżył twarz do mojej, a ja odruchowo oddaliłam ją od niego. 

-Wasze matki są już zmęczone i nie sprawią mi przyjemności. Twoja kolej młoda. Zobaczymy jak ciasna jesteś. –ciągnie mnie za ramię, a ja próbuję ze wszystkich sił się od niego uwolnić. Zaczynam szlochać, więc od razu mnie policzkuje. Łapię za piekące miejsce i nie wydaje z siebie żadnego dźwięku. Zayn podrywa się z miejsca, lecz tylko gdy jest w zasięgu Martina, ląduje na podłodze pod wpływem jego uderzenia. Krzyczę jego imię, gdy leży bezwładnie na podłodze, ale zostaję natychmiast uciszona. Rzuca mnie na ścianę i przysuwa do mnie maksymalnie twarz. Staram się odsunąć, lecz nie udaje mi się to. –Bądź grzeczna, skarbie –mówi przesłodzonym tonem i wzdrygam się na sam odór wydobywający się z jego ust. 
-Proszę. –szepczę najciszej jak potrafię i spuszczam na dół głowę.
-Obiecałbym ci, że będę delikatny, kotku –mówi i gładzi mnie po policzku –ale nie będę. –dokańcza zdanie i ściąga brutalnie moją koszulkę. Powtarzam w głowie jak mantrę ‘nie bój się, niedługo się to skończy’, ale nie wierzę we własne słowa. Patrzę po raz ostatni na Zayna, który z trudem podnosi się z ziemi i drzwi od pokoju, w którym się znajduje, zostają zatrzaśnięte. Martin rozbiera się do naga i zaczyna nakładać na siebie prezerwatywę. Odwracam wzrok i cała się trzęsę. Nie patrzę jak ściąga ze mnie spodnie i majtki. Otulam się speszona ramionami i jęczę z obrzydzenia, gdy jego ogromna dłoń ląduje na mojej nagiej skórze. Pcha mnie mocno i ląduję na materacu leżącym na ziemi. Nie chcę wydawać z siebie choćby pomruku, żeby nie uderzył mnie ponownie, więc zaciskam zębami wargę tak mocno, że boję się, że ją przegryzę do krwi, gdy rozchyla nerwowo moje nogi na boki. Nim mogę cokolwiek spostrzec przeszywający całe moje ciało ból włada każdym nerwem, każdą kością i mięśniem jaki posiadam. Siła uderzenia jego bioder o moje jest potężna, nie do zniesienia. Rzucam się na materacu, ale na szczęście nie wydaję z siebie nic oprócz cichutkiego sapnięcia. –Moja słodka mała Michelle. 

-Kim jest ten szczęśliwiec? –zapytał wyraźnie zaciekawiony –O, i co u Zayna? Nadal jest tak samo zawziętym sukinsynem jak… czekaj, czekaj… to już będzie sześć lat, nieprawdaż? –przełożył ciężar ciała z jednej nogi na drugą i odgarnął swoje przydługie włosy do tyłu –Powiedz coś Michelle, tak dawno nie słyszałem twojego głosiku, albo cichego krzyku, gdy na ciebie napierałem. Przepraszam, że byłem taki brutalny, ale sama rozumiesz. Tak ciasnej kobiety jeszcze nie spotkałem. Musiałem to troszeczkę wykorzystać –powiedział puszczając mi bezczelnie oczko. 
-Co ty tutaj robisz? –pytam w końcu, zdobywając się na odwagę. 
-Sprawy osobiste, ale nie martw się nie będę chciał cię szukać, nie obawiaj się mojego powrotu. Już dość cię wykorzystałem. Mam teraz inne kobiety, których nie muszę już zmuszać. Jestem jednak dobrym nauczycielem, moja słodka. Same robią to, czego oczekuję. Gdyby Zayn cię nie wywiózł, jestem pewien, że byłabyś moją najlepszą dziwką, ale muszę się zadowolić tym co mam. Mniejsza z tym, miło cię było zobaczyć –skłamał i uśmiechnął się szyderco. –Pozdrów ode mnie tego skurwysyna. 
Zaczęłam dyszeć niekontrolowanie patrząc jak odchodzi. Drżącą dłonią poszukałam telefonu w torebce i włączym go pośpiesznie. Przytrzymałam się ściany jakiegoś budynku, żeby nie stracić równowagi. Chciałam wybrać numer Harrego, ale przypomniałam sobie, że jest na spotkaniu i ma wyłączony telefon. Zastanawiam się kto z moich znajomych jest teraz najbliżej mnie. Emocje rodzące się w moim ciele bombardują mnie z każdą sekundą coraz bardziej. Obraz przed moimi oczami pokrywa mgła, która jest spowodowana moimi łzami. Wybrałam numer Zayna, lecz nie odebrał. Zrezygnowana jęknęłam i oparłam się o ścianę plecami, a silny ból przeszył moje ciało. Złapałam za brzuch i stęknęłam głośno czując ponowny skurcz. O nie, tylko nie teraz. Kolejną osobą która przyszła mi na myśl był Niall.
-Hej piękna! Gdzie ty jesteś? Martwimy się o ciebie z Lux. –wyrzucił słowa jak z torpedy, ale ja mogłam mu odpowiedzieć jedynie krzykiem. Ponowny skurcz. –Michelle, gdzie jesteś? Co się dzieje?! 
-Niall, chyba… -powstrzymałam kolejny krzyk i zacisnęłam oczy. –Chyba rodzę. 
-CO?! Gdzie jesteś? Już po ciebie jadę. Luxy! 
-Nie daleko restauracji, w której pracowałam. –odpowiedziałam i nie mogłam utrzymać się na nogach dlatego osunęłam się powoli po ścianie. Ból ponownie wstrząsnął moim ciałem. –Niall proszę, szybko. 
-Już jadę, nie martw się. Zaraz będę. –odstawiłam komórkę od ucha i zamknęłam oczy. 
Mała dłoń znalazła się na moim ramieniu, dlatego podniosłam gwałtownie głowę w górę. Przede mną stała nastolatka i uśmiechała się do mnie zatroskana. 
-Mogę pani jakoś pomóc? –zapytała spokojnie i kucnęła przede mną. Skrzywiłam się ponownie czując wiercenie się dziecka. 
-Możesz przy mnie zostać po póki nie przyjedzie po mnie przyjaciel? –zapytałam i chwyciłam przeraźliwie mocno jej dłoń. Spojrzała na nią zaskoczona, ale kiwnęła jedynie głową za znak, że się zgadza. 
Odgarnęła moje włosy z czoła i zebrała je wszystkie w kucyka. Starałam się w tym czasie dodzwonić do Zayna, albo Harrego, ale obaj mieli wyłączone telefony. Kilka minut później Niall z piskiem opon zaparkował na krawężniku i wyskoczył z auta. Nie pytając o nic podniósł mnie szybko i ruszył w stronę samochodu. Odkrzyknęłam marne ‘dziękuję’ w stronę dziewczyny zanim Niall nie zamknął drzwi. Uśmiechnęła się jedynie i pomachała w naszą stronę. 
-Co się stało? Gdzie jest do cholery Harry? Wszystko w porządku? Michelle, zejdę przez ciebie na zawał! Co z Zaynem, wie? O mój Boże, co się stało? Boli cię? –potok pytań wypływał z ust Horana niczym z karabinu maszynowego i nawet jeżeli chciałam na coś odpowiedzieć nie miałam takiej możliwości. Przed pytaniami uchronił mnie jedynie krzyk, który opuścił moje gardło, ponieważ kolejny skurcz zawładnął moim ciałem. –Michelle! –jęknął Niall, nie wiedząc kompletnie co zrobić. Odrzuciłam głowę o oparcie i zacisnęłam dłonie na materiale sukienki. 
-Ja pierdole, dziecko, czemu mi to robisz!? –wrzasnęłam rozkładając bezradnie ręce i patrząc podejrzliwie na brzuch. –Ow… kurwa –wymsknęło się z moich warg. Starałam się opanować oddech, biorąc powolne i długie wdechy, ale niekontrolowany płacz przeszkadzał mi, w każdej próbie. Niall był przerażony. Nigdy w życiu nie widziałam go tak przejętego i przestraszonego. Jego ręce drżały jakby dostał padaczki. Spośród moich sapnięć mogłam wychwycić jęki bezradności chłopaka. Powoli zaczęłam przyzwyczajać się do częstych skurczy i przestałam wierzgać się na fotelu. Zapanowałam nad oddechem, mimo że cały czas rozdzierało mnie od środka. 
-Mów coś Niall. –zachęciłam i złapałam za jego dłoń.
-Michelle, to najbardziej popieprzona rzecz jaką kiedykolwiek robiłem. Nie wiem jak mam się zachować do cholery, Harry jak się dowie to chyba mnie po kroi na kawałki, dobrze że Lux załatwia już to całe gówno w szpitalu, także jak tylko tam dotrzemy to nie będziesz długo cierpiała. Masakra, kurwa mać, Michelle serio musiałaś zacząć rodzić teraz?!
-To nie moja wina, że wpadł na mnie Martin. –Niall zahamował z piskiem na światłach, przez co poderwaliśmy się oboje z foteli do przodu i odwrócił gwałtownie głowę w moją stronę.
-Ten Martin?! –wykrzyczał, ciągnąc się za włosy.
-Tak i skoro przeżyłam spotkanie z ‘tym Martinem’ to błagam, chociaż ty mnie dzisiaj nie zabij, okay?! –jęknęłam i poczułam znów nieprzyjemne uczucie na dole brzucha.
 Nie odezwał się przerażony do końca naszej podróży. Gdy tylko zaparkował pod szpitalem, wyskoczył z samochodu i wziął mnie na ręce. Kopnął nogą drzwi i wparował do szpitala. Niósł mnie do samej sali porodowej, nie zwracając uwagi na propozycje lekarzy i pielęgniarek, żeby usadził mnie na wózku. Lux biegła przy nas chcą dorównać szybkiemu krokowi swojego chłopaka.
-Niall proszę dodzwoń się do Harrego. –jęknęłam cicho, gdy kładł mnie na łóżku.
-Już jest w drodze. –wtrąciła Lux i potarła pocieszająco ramię Horana. 
-Nie martw się skarbie, wszystko będzie dobrze. –gdy tylko słowa wyszły z ust Nialla, na całej sali rozległ się mój rozpaczliwy krzyk. 

*Harry POV*
Gdy tylko wyszedłem z konferencji, włączyłem telefon. Chciałem dowiedzieć się czy Michelle bezpiecznie trafiła do Lux i Nialla. Ledwo co zobaczyłem tapetę i przesunąłem palcem, żeby odblokować ekran, zobaczyłem przychodzące połączenie od Lux. Zdziwiłem się trochę, ale przystawiłem telefon do ucha.
-Halo? 
-Harry! Nareszcie! Niall jest już w drodze do szpitala, musisz natychmiast tu przyjechać, Michelle chyba będzie rodzić… -powiedziała szybko, a mój żołądek zacisnął się kurczowo. Przypływ adrenaliny w moich żyłach spowodował, że puściłem się od razu biegiem do wyjścia. Szef, który stanął przede mną nie zdołał mnie zatrzymać, nawet nie wiem co powiedział.
-O czym ty mówisz?! Jak to… teraz? Już? –zapytałem wybiegając na ulicę. Cholera jasna, jeszcze w życiu nie widziałem tak ogromnego korka. Nie dam razy stąd wyjechać. Nie mogąc zrobić nic lepszego, nogi same porwały się do biegu.
-Nie pytaj, po prostu musisz tutaj być, Harry. Na razie. –rozłączyła się, więc wrzuciłem telefon do kieszeni marynarki i najszybciej jak mogłem, biegłem z całych sił.
Gdy tylko wpadłem do szpitala, złapałem przypadkowego lekarza za ramiona i skanując jego przestraszoną twarz wzrokiem, zapytałem nabuzowany emocjami do granic możliwości.
-Michelle Styles?! Gdzie jest ona jest? –popatrzył na mnie zdziwiony i zerknął na duży notes, który trzymał w dłoni. 
-Sala porodowa nr 7, pierwsze piętro, korytarzem na prawo. –nie dziękując mu za informację, pognałem w kierunku, który mi wskazał. Nie sądziłem, że potrafię tyle przebiec i móc biec jeszcze więcej. Nie przestawałem nawet na sekundę, liczyło się tylko to, żeby jak najszybciej znaleźć się koło mojej żony. 
Obiłem się boleśnie o równoległą ścianę, ponieważ nie do końca rozważyłem czas hamowania. Wiedziałem, że jestem w dobrym miejscu, bo zauważyłem Nialla, który chodził jak pojebany w tą i z powrotem, od jednej ściany do drugiej. Gdy tylko mnie zauważył, przystanął.
-Stary, jak dobrze, że jesteś! –jęknął i przeciągnął dłonią po całej swojej twarzy. Klepnąłem po w policzek, w ramach podziękowań i już otwierałem usta, żeby zapytać jak się czuje Michelle, gdy przerażający wrzask wydobył się zza drzwi sali obok nas. Wysłałem krótkie spojrzenie przyjacielowi.
-Harry, nie, poczekaj! Nie! –krzyknęli oboje z Lux, ale żadne słowa nie powstrzymałyby mnie przed wtargnięciem do tej sali. Otworzyłem drzwi gwałtownie i natychmiast tam wparowałem. 
-Nie może pan tutaj być. –powiedziała pielęgniarka i starała się mnie odepchnął z powrotem. 
-Harry. –moje imię błagalnie wypłynęło ze słodkich ust mojej kobiety, tak że od razu zmiękły mi nogi i choćby mieli mnie tu zabić, nie wyjdę z tego miejsca dopóki ona tu jest. 
-Jest pan kimś z rodziny? –zapytał lekarz, który stał między nogami Michelle z jakimiś dziwnymi przyrządami. 
-Jestem mężem –odpowiedziałem pewnie w jego stronę, a kobieta przede mną odsunęła się w bok, dzięki czemu podszedłem do Michelle i nie czekając na nic innego przywarłem do jej warg. Mocno, żeby poczuła, że jestem tutaj i nigdzie się nie wybieram. –Kocham cię. –jęknąłem w jej usta i złapałem małą dłoń, którą głaskałem i całowałem na zmianę. 
-Jesteś tu. –jęknęła i ponownie zawrzeszczała głośno.
-Cśśś… skarbie. Oddychaj, spokojnie. –powiedziałem pocieszająco i oparłem swoje czoło o jej. 
-Harry, on mnie widział. Martin. –sapnęła płaczliwie i zaczęła kręcić nerwowo głową i przysięgam, że krew przestała płynąć w moich żyłach, gdy wypowiedziała to imię. –Kochanie proszę, nie zostawiaj mnie. –w oczach miała łzy i coraz mocniej wbijała paznokcie w moją dłoń. Serce kroiło mi się na kawałki widząc jak walczy o każdy oddech, jak kolejny skurcz przejmuje kontrolę nad jej ciałem. Do tego to zdarzenie, które próbowała mi przekazać, ale ból nie pozwalał jej na to. 
-Michelle, hej. Pamiętasz jak obiecałem ci, że będę przy tobie zawsze, że nic ci się nie stanie, jak zapewniałem cię przy ołtarzu, że nie opuszczę cię w zdrowiu i chorobie, w szczęściu i nieszczęściu, jak podczas pierwszego tańca przylegałaś do mojego ciała tak mocno, bojąc się, że jeżeli odsuniesz się ode mnie choćby o milimetr, wszystko zniknie i okaże się snem, pamiętasz? –pokiwała głową i zacisnęła oczy. –A ja opowiedziałem ci, że nic innego nie liczy się tak jak ty, i że jeśli cały wszechświat zniknie ja nigdy cię nie opuszczę. Jesteś dla mnie najważniejszą osobą na tej ziemi. –powiedziałem dobitnie i wytarłem spływające po jej policzkach łzy. –Gdziekolwiek jesteś, to jest to miejsce do którego należę. Każdy krok który zrobisz, każdy gest który wykonasz, każde słowo jakie wypowiesz, jest dla mnie nagrodą. Moje imię, które wypływa z twoich ust, jest najpiękniejszym dźwiękiem jaki mogę sobie wyobrazić nieważne czy na mnie krzyczysz, czy karcisz, czy szeptasz je z przyjemności. –pielęgniarka, która próbowała mnie wyprosić, wytarła wierzchem gumowej rękawiczki oczy i zachlipała nosem. Sam zacząłem płakać, nie wiedząc do końca dlaczego. –Tak strasznie cię kocham Michelle. –dodałem i pocałowałem jej czoło. 
-Poproszę teraz panią, aby unormowała swój oddech do jak najspokojniejszego i zaczniemy przeć, dobrze? Dam pani znać, kiedy. Jak na razie nie ma żadnych zagrożeń. Dziecko jest już odpowiednio ułożone, tętno w normie, rozwarcie dziewięć centymetrów, więc a dobrą sprawę możemy zaczynać. Spokojnie, to nie będzie długo trwało, pani przyjaciółka wyraźnie dała nam do zrozumienia, żebyśmy byli ostrożny i szybcy, bo inaczej marny nasz los. –uśmiechnął lekarz i zaczął gładzić spokojnie kolana Michelle. –Gotowa? –zapytał ostrożnie i zerknął na nas oboje. Michelle kiwnęła lekko głową no i się zaczęło. 

*Niall POV* 
-Gdzie tej azjatycki pedał, do cholery?! –Zayn jak zwykle miał w dupie swój  telefon i łaskawie odebrał o jakiejś pięćdziesiątej próbie dodzwonienia się do niego.
-Już jedzie. –stęknęła po raz setny blondynka.
-Zaraz mnie tu szlag jasny trafi! –jęknąłem i przywaliłem pięściami w ścianę. Kolejny krzyk Michelle dotarł do moich uszu i znów przeszedł mnie dreszcz. –Czemu to tak długo trwa?! Siedzą tam prawie dwie godziny… 
-Ja już nie chce wiedzieć, jak ty będziesz przeżywał poród twojego dziecka, Niall. Będą cię musieli napakować prochami na uspokojenie. –westchnęła Lux i przeciągnęła się na krześle. –Nic jej nie będzie. Lekarz jest spoko kolesiem, który odebrał nie jeden poród, więc wszystko będzie dobrze.
-Wiem, ale i tak się denerwuję. Ona jest dla mnie jak siostra. –szepnąłem i usiadłem na krześle obok mojej dziewczyny. Ścisnęła mnie za rękę i przełożyła nogi na moje kolana. Zacząłem powoli masować jej kostki, dzięki czemu mruczała cicho. Uśmiechnąłem się, że nawet w tak prosty sposób potrafię sprawić jej przyjemność. Przybliżyłem usta do jej policzka i złożyłem na nim delikatny pocałunek. –Chcę mieć dziecko z tobą. –powiedziałem, a Lux zrobiła zaskoczoną minę. Nim mogliśmy cokolwiek do siebie powiedzieć, ciszę przerwał donośny płacz dziecka. Lux poderwała się natychmiast w miejsca, a ja zrobiłem to odruchowo za nią. Spojrzałem na jej błyszczące z podekscytowania oczy, a ona rzuciła mi się na szyję całując prosto w usta. 
-Też chcę mieć z tobą dziecko. –powiedziała odrywając się ode mnie. Uśmiechnąłem się zadziornie i odstawiłem ją na podłogę. 
Na korytarz wpadł Zayn obijając się o ścianę równie mocno co Harry. Gdy tylko znalazł się blisko nas, Harry z całym impetem otworzył drzwi od sali i uderzył nim Zayna, który runą na podłogę łapiąc się za głowę. Głośne przekleństwo wyleciało z naszych ust, a Harry wskoczył na bruneta i leżeli na ziemi przed dobrą chwilę przytulając się do siebie. Nie obchodziły go bluźnierstwa, którymi obdarowywał go kumpel. Hazza pociągnął za ramiona Zayna i siedząc mu na kolanach, podskakiwał jak pojebany wykrzykując, że ma córkę. Nie zwracając większej uwagi na to, że o mało nie zabił przyjaciela wstał, stając mu na stopę i wywołując u niego jęk, podbiegł do Lux i podrzucił ją za żebra do góry. Ta pisnęła i złapała go za ramiona, a później objęła nogami jego biodra, żeby się nie przewrócili. Harry wykorzystując jej położenie na sobie, zaczął biegać po korytarzu i okręcać się wokół własnej osi, a Lux asekurowała ich rękoma, żeby nie wpadali zbyt często w ściany. Zayn podniósł się nareszcie z podłogi, gdy Harry zaliczał ostatnią prostą z końca korytarza. Przerzucił sobie Lux przez ramię i odstawił ją obok mnie, śmiejąc się ciągle jak niedorozwinięty. I tyle go widzieliśmy, bo ponownie wpadł do sali porodowej. 

*Michelle POV* 
Gdy tylko Harry ponownie wpadł do sali, rzucił się w ramiona lekarza. Wyglądało to komicznie, ponieważ był on o wiele niższy i mniej postawny niż mój mąż, a mimo tego Harry niemal na nim wisiał jak koala. Zaśmiałam się cicho i cała uwaga przeszła na mnie. Harry pochylił się nade mnie i zaczął mnie całować dosłownie wszędzie gdzie tylko mógł. Uśmiechał się przez cały czas. Nigdy nie widziałam go szczęśliwszego. Podniosłam dłoń i zgarnęłam włosy z jego czoła. Chwycił moją rękę i muskał każdy jej milimetr ustami. 
-Kocham cię –wyznał i złączył nasze wargi razem. 
-Przepraszam państwa. –powiedziała pielęgniarka trzymająca nasze maleństwo. Uśmiechnęła się niewinnie i ułożyła ostrożnie dziecko na moim ramieniu. 
Harry drżącą dłonią dotknął jej maleńkiej rączki i wtedy otworzyła sennie swoje niebiesko-zielone oczka. Spojrzała na niego i ziewnęła wtulając się w kocyk. Harry wypuścił ze świstem powietrze i zakrył dłonią twarz, nie mogąc uwierzyć w prawdziwość tych zdarzeń. Pocałowałam córeczkę w czubek główki. Pachniała tak przyjemnie, a jej włoski były takie delikatne. Przygarnęłam głowę Harrego do swojej piersi i delikatnie głaskałam skórę nad kołnierzykiem koszuli. Jego ciało zadrżało pod wpływem emocji i załkał przyciskając palce do oczu. Podniósł głowę i pokręcił nią z niedowierzaniem, uśmiechając się szeroko. 
-Tak bardzo cię kocham. –wyszeptał i spojrzał na maleństwo –I ciebie też, skarbie. –nachylił się i pocałował ją po raz pierwszy.

*Thinking out loud –Ed Sheeran.