sobota, 31 stycznia 2015

One Shot. Part 3. Say my name if you know who I am.

*Katherine POV*

Jestem zwinięta w kulkę i leżę na kuchennych kafelkach błądząc myślami w odrealnione miejsca. Porozrzucane przeze mnie przedmioty psują porządek, który zrobiłam rano przed pójściem do szkoły. Patrzę w górę na zegarek wiszący na ścianie i uświadamiam sobie, że byłam nieprzytomna przez jakieś pół godziny. Ponownie przenoszę wzrok na podłogę, gdzie jest błękitne pudełko, rozsypane płatki śniadaniowe, roztrzaskany na drobne kawałki talerz, plastikowa miska w której zawsze robię ciasteczka czekoladowe, torebeczki herbaty i trzynaście pustych strzykawek. Podnoszę rękę, żeby jedną dosięgnąć, dokładnie tą którą miałam niedawno w biodrze. Obracam ją kilkakrotnie w dłoni, do czasu aż nie zaczyna ponownie drżeć.

Niepewnie podnoszę się z podłogi i na moje szczęście nie kręci mi się już w głowie. Podciągam swoje spodnie i poprawiam włosy. Biorę z blatu szafek jabłko i zaczynam je powoli jeść, żeby dostarczyć organizmowi trochę witamin. Omijam bałagan, który narobiłam i idę do salonu. Później będę się przejmować sprzątaniem. Miękka kanapa odpręża moje napięte mięśnie i nie mam ochoty się już nigdy z niej ruszać.

Słyszę szelest lub coś w rodzaju drapania w drzwi. To pewnie znowu ten zasrany kot sąsiadki rysuje mi pazurami po drzwiach. Nie jestem pewna czy chce mi się to sprawdzać i czy jestem na tyle silna, żeby chodzić sobie swobodnie, gdy pół godziny temu wykonałam zastrzyk przed kolejny atak, ale dźwięk ten irytuje mnie do tego stopnia, że postanawiam zobaczyć co się dzieje.

Podnoszę nie powoli stając chwiejnie na nogach. Nie jest źle, przynajmniej wszystko widzę. Lekkie zawroty głowy do których się przyzwyczaiłam nie przeszkadzały mi w funkcjonowaniu. Drapanie nie ustawało, a ja na szczęście uczułam się na tyle dobrze, żeby w końcu odpędzić tego przeklętego kocura z mojej posesji. Przekręcam klucz w zamku i otwieram na rozcież drzwi. Biały puchaty kot miałczy na mojej wycieraczce, po czym odchodzi spokojnie najzwyczajniej w świecie.

Moje serce staje na moment, gdy widzę Luka siedzącego na pierwszym schodku z głową spuszczoną w dół i dłońmi położonymi na ramionach. Nie jestem pewna czy mam się odzywać, by na niego nawrzeszczeć za to, że nie odszedł, czy po prostu zamknąć drzwi i nie dać mu żadnego znaku, że go widziałam. Obie opcje wydają mi się dobre, więc postanawiam zmieszać jedną z drugą, więc podchodzę do niego cicho i siadam na tym samym schodku. Nie zauważa, że koło niego siedzę, więc przyjmuję tą samą pozycję co on i czekam cierpliwie. Najwyraźniej ma zamknięte oczy i błądzi gdzieś myślami.

Całkiem przyjemnie jest z nim siedzieć, w całkowitej ciszy, kiedy nawet nie wie, że siedzę koło niego. Nie rzuca żadnych podtekstów, nie szczypie mnie po dupie, po prostu jest. Jego towarzystwo w tej chwili pomaga mi odetchnąć i uspokoić oddech spowodowany moim stanem. Mam ochotę go nawet przytulić, za to że tutaj jest. Że nie odszedł tak na dobre jak go o to prosiłam, ale uszanował na tyle moje słowa, że nie wparował mi do domu.

-Luke… -odzywam się nieśmiało, a on podskakuje na dźwięk swojego imienia wydobywającego się z moich ust.
-Przepraszam, że ciągle tu jestem, powinienem iść, nie chcę ci przeszkadzać! –wykrzykuje i wstaje jak poparzony. –Ja… przepraszam za dzisiaj, za wszystkie inne dni i wszystko co ci zrobiłem, Katherine…
-Ta… -mówię tylko i patrzę na niego. Wydaje się być zmieszany całą tą sytuacją. Nie wie co teraz powiedzieć, co zrobić, podobnie jak ja.
-Myślałem o tym, dlaczego straciłaś przytomność… Jadłaś coś dzisiaj? –pyta łagodnie, a mnie robi się niedobrze na samo wspomnienie tego co się przed chwila wydarzyło.
-Oczywiście –odpowiadam, naginając lekko prawdę, bo jedzeniem nie można nazwać kawałka jabłka i gryza kanapki od koleżanki o dziewiątej rano.
-To może jesteś w ciąży..? –pyta głupio i pewnie gryzie się teraz w język, że coś takiego wyszło z jego ust.
-W przeciwieństwie do każdej laski w naszej szkole, jestem dziewicą, więc jeśli cudowne zapłodnienie przez Anioła Gabriela naprawdę wybrało mnie na wychowanie małego Jezusa, to można powiedzieć, że tak. W przeciwnym razie jest to nie możliwe. –mówię, a ja jego twarzy widać zdziwienie, ekscytację, pożądanie i na koniec zmusza się, żeby być na powrót poważnym.
-Okay, to może…? –zaczyna i drapie się po głowie wymyślając kolejną przyczynę mojego omdlenia. –Ćpiesz? –pyta poważnie, a mi wnętrzności przewracają się na drugą stronę. Ucisk sprawia, że mam ochotę zwymiotować cały żołądek, żeby się tylko pozbyć nieprzyjemnego uczucia.
-Lepiej jak już wejdę do środka. –mówię cicho i wstaję ze swojego miejsca idąc w stronę wejścia.
-Kathy… -zaczyna cicho i podąża za mną.
-Katherine –poprawiam go natychmiast i dodaję –Nie powinno cię tu być.
-Pozwól mi wejść, sprawdzić czy wszystko gra.
-Oszalałeś?! Nie wpuszczę cię… -krzyczę, będąc już w progu i toruję swoim ciałem wejście do mieszkania.
-Katherine, chcę tylko się upewnić… -nie ustępuje i próbuje mnie przesunąć na bok.
-Upewnić, czego? Luke, to naprawdę nie czas i miejsce na twoje debilne wybryki, proszę, nie…! –chcę go zatrzymać, ale jest silniejszy. Wchodzi do środka i skanuje salon. Wszystko jest w jak największym porządku, jedynie nadgryzione jabłko leżące na stoliku kawowym, psuje cały efekt. –Wyjdź! –mówię ostro i modlę się, żeby nie spojrzał w prawo w stronę kuchni. Aniołowie i wszyscy święci ze mną nie współpracują i spojrzenie Luke jest wryte w podłogę w kuchni. Idzie w stronę bałaganu nie reagując kompletnie na moje prośby.
-Miałem… miałem rację? –pyta trącając czubkiem buta strzykawki. Nie chcę nawet na niego patrzeć czując wstyd i zażenowanie. –Odpowiedz!!! –wrzeszczy tak głośno, że aż piszczę z przerażenia i czuję łzy pragnące wypłynąć z kącików oczu.
-To nie tak jak myślisz… -szepczę cicho i spuszczam wzrok na dół.
-Kurwa mać, Kathy!!! Jak możesz to robić, co ci to daje?! Jest ci lepiej jak dasz sobie w żyłę?!
-A co cię to w ogóle obchodzi? Nic o mnie nie wiesz! Nie obchodzę cie przecież, więc po co się odzywasz?
-Kretynko, odchodzisz mnie i to bardzo, nie po to czekałem na schodach jak pies, żeby powiedzieć ci że gówno mnie obchodzisz, tylko po to, że się w tobie zakochałem i nie pozwolę, żebyś spieprzyła sobie życie! –wykrzykuje wszystkie słowa na jednym tchu i jestem pewna, że po przeanalizowaniu nich ma ochotę zakopać się pod ziemię. Stoję oszołomiona z lekko otwartymi ustami i wstrzymuję powietrze w płucach. Jest zdrowo pierdolnięty.

-Nie nazywaj mnie Kathy… -mówię jedynie, a on przewraca teatralnie oczami.
-Czy ty mnie, kurwa, w ogóle słyszałaś?
-A czy ty słyszałeś mnie?
-Dlaczego to robisz, Kathy? –pyta wskazując ręką na strzykawki.
-Nie twój zasrany interes, będę ćpała ile mi się podoba, Lukas. –chcę zakończyć rozmowę, ale podchodzi do mnie i mocno chwyta za ramiona lekko potrząsając.
-Ani mi się waż… -grozi i niemal mnie paraliżuje swoim ostrym spojrzeniem.
-Nie mogę cię tak nazywać? Ojejku dlaczego? –udaję głos przejętej dziewczynki i uśmiecham się zadziornie.
-Nie, nie możesz! Wiesz, że mówił na mnie tak, mój skurwysyński ojciec, który pobił mnie miliard razy i nie życzę sobie, żeby kiedykolwiek „Lukas” wyszło w twoich ust. Zrozumiałaś?! –krzyczy i czuję, że trafiłam w najczulszy z jego punktów.
-Nie wiedziałam, przepraszam. –szepczę i naprawdę jest mi przykro, że go zraniłam.
-Więc skoro ty do wiedziałaś się czegoś o mnie, ja oczekuję tego samego od ciebie. –rozgrywa to sprytnie i jego uścisk trochę łagodnieje. Wzdycham i kapituluję.
-Mój brat nazywał mnie Kathy –tłumaczę zwięźle i nie chcę dłużej ciągnąć tego tematu chociaż wiem, że Luke tak szybko nie odpuści.
-I co z tego? Tylko on może cię tak nazywać? To niepojęte! Własny brat mówi tak słodko do narkomanki?
-Już nie mówi. –dodaję, lekceważąc nazwanie mnie narkomanką, bo naprawdę nie mam ochoty mu tłumaczyć, co te wszystkie strzykawki robią na podłodze.
-Zrozumiał w końcu, że na to nie zasługujesz? –kpi, zakładając ręce na piersi.

-Nie. Po prostu nie żyje. 

_____________________
Ciąg dalszy nastąpi. 

1 komentarz:

  1. ŁOOOOOOO CHRYSTE PANIE


    Dobra, moje złe przeczucia się sprawdziły.
    Moje dobre przeczucia też się sprawdziły.
    A moje uczucia zostały wyruchane przez niejaką Agnieszkę Bębacz.

    ja rozumiem, musiało być konkretniei chwytająco za serce i za cycki.
    ALE ZEBY TAK NARAZ?
    TU OJCIEC
    TU BRAT
    O BOZE
    ty mnie chwyciłaś nie tylko za serce, za cycki, za dupe ale i za,...
    NIEWAŻNE
    KOBITO calm down your tits ok



    I JESZCZE ON JEST W NIEJ ZAKOCHANY
    I ONA JEST DZIEWICO
    ALE NIE NA DŁUGO if u know what i mean

    WIĘC DROGA AGNES
    WYRUCHAŁAŚ MNIE TĄ CZĘŚCIĄ OKEJ?

    OdpowiedzUsuń