sobota, 31 stycznia 2015

One Shot. Part 2. Say my name if you know who I am.

~*~
Rozwieram lekko oczy i wplątuję sobie palce we włosy masując tył głowy. Czyjś oddech łaskocze delikatnie moją twarz i czuję zimną dłoń na biodrze, która je głaszcze. Przestraszona i zniecierpliwiona mina Luka jest pierwszą rzeczą jaką dostrzegam i jęczę na ten widok.

-Mówiłam ci, żebyś sobie poszedł. –mamroczę i podnoszę się do siadu. Dopiero teraz zauważam, że jestem w salonie na kanapie, a Luke klęczy na podłodze.
-Nie jestem taki głupi, żeby zostawić dziewczynę, która przed sekundą zemdlała wprost w moje ramiona, samą w domu, Kathy… Katherine! –poprawia się szybko i siada tuż koło mnie. –Dobrze się już czujesz? Dlaczego w ogóle zemdlałaś?
-Skąd ja mam to do cholery wiedzieć? Zemdlałam i tyle, nic się przecież nie stało. A teraz idź już… -doskonale wiem dlaczego straciłam przytomność, ale dzielenie się z takim idiotą informacjami o mnie, naprawdę jest złym wyjściem. Jeszcze tego by brakowało, żeby zaczął wszystkim rozpowiadać, że… -Czuję się lepiej. –zapewniam go i wstaję ignorując ponowny zawrót głowy i ciemny obraz przed oczami.
-Jesteś pewna? –zapytał i stanął przede mną.
-Luke… Czemu cię to tak obchodzi? –pytam z zaciekawieniem i mrugam oczami, żeby pozbyć się dziwnego uczucia.
-Nie wiem… po prostu się martwię.
-Ty?! O mnie? –zaśmiałam się sarkastycznie i podeszłam do drzwi otwierając je szeroko, poczym zaprosiłam gestem dłoni, żeby posłusznie wyszedł. Westchnął tylko cicho i stanął w progu, zerkając na mnie.
-Powinnaś odpocząć. –sugeruje.
-Cały czas o tym mówię. –wzdycham kręcąc głową.
-Czy jest coś co mógłbym dla ciebie zrobić?
-Nie, po prostu wyjdź. –jęczę i pcham go w stronę schodków.
-Chcę cię jakoś przeprosić.
-Nie potrzebuję tego.
-Daj mi szansę. –prosi, zaskakując mnie tym wyznaniem. –Nie taki był cel tego wszystkiego, przysięgam. Zupełnie inaczej miała wyglądać nasza relacja.
-To niby jak ?! –wrzeszczę z irytacji.

Nim mogę cokolwiek przeanalizować zostaję przyciśnięta do ściany przez jego ciało i ciepłe usta przylegają do moich. Lekko nimi porusza i czuję dreszcze przechodzące po moim kręgosłupie. Są szorstkie, cieplejsze niż jego dłonie i dodatkowo nadzwyczaj zachłanne. Dłonie Luka zsuwają się po moich nagich ramionach i gdy dociera do dłoni kładzie je sobie w pasie, natomiast jego obejmują moje plecy i nasila pocałunek. Jestem oszołomiona i nie potrafię się sprzeciwić chociaż wiem, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Stoję, po prostu stoję i poddaję się temu, żeby mnie całował. Chce mnie zachęcić bym zrobiła to samo, ale nie dam mu tej satysfakcji. I tak robię za dużo, pozwalając mu na jakieś idiotyczne wybryki. Nie powinien tego robić, nie powinien się do mnie przywiązywać, bo skrzywdzi tym mnie… i siebie również. Widząc, że nie reaguję w żaden sposób na jego zachłanność i pasję jaką wkłada w te pocałunki, postanawia zwolnić tempo i muska słodko moje wargi, leciutko drażniąc je językiem. Łapię pewniej za jego koszulkę i odsuwam go od siebie. Oddech ma nierówny i przygląda mi się z niezrozumieniem. Wypuszczam z siebie powietrze i odstawiam ręce od jego ciała.

-Po co to zrobiłeś? Myślisz, że jednym pocałunkiem naprawisz wszystko? –pytam go spokojnie i znów zaczyna mi się kręcić w głowie.
-Nie. Chciałem ci pokazać, że nie jestem tylko bezczelnym dupkiem za którego mnie uważasz. Zrobiłem to, bo chciałem. Chciałem cię posmakować i sprawdzić czy moje przypuszczenia i marzenia o twoich ustach są prawdziwe. –tłumaczy i przejeżdża sobie dłonią o włosach.
-Sprawdziły się? –pytam i ponowy ból przechodzi przez moje ciało przez co ledwo co stoję na nogach.
-Nie zupełnie. –odpowiada niechętnie i gryzie sobie dolną wargę.
-To świetnie, na razie. –komentuję i chcę jak najszybciej wejść do domu. Gdy tylko się odwracam by przekroczyć próg, Luke łapie mnie za nadgarstek i powstrzymuje.
-Nic to dla ciebie nie znaczyło? –szepcze, a do moich oczu zaczynają napływać łzy. Spuszczam głowę na dół i pozwalam im spaść na werandę.
-Znaczyło zbyt wiele. I dlatego musisz już iść, zostawić mnie na zawsze samą, by nie zaczęło to coś znaczyć dla ciebie. Luke, nie angażuj się w to, żyj tak jakbym nigdy nie istniała i nie pokładaj nadziei w coś czego nie będziesz mógł w stanie znieść. –ostatnie słowa niemal szepczę i gdy dłoń chłopaka nareszcie mnie puszcza, bez słowa wchodzę do mieszkania i zamykam drzwi na klucz.


Idę szybko do kuchni i upadam na kolana przed szafką przeszukując jej zawartość. Wyrzucam na podłogę rzeczy które aktualnie nie są mi potrzebne. Jest mi coraz gorzej, świat zaczyna wirować i nie widzę już praktycznie niczego. Staram się powstrzymać łzy, ale marnie mi to wychodzi. W końcu znajduję błękitne pudełeczko i wysypuję jego zawartość na kuchenne kafelki. Sprawdzam każdą fiolkę, w której powinien być przeźroczysty płyn, ale wygląda na to, że wszystkie są puste.

-Nie, proszę nie dzisiaj. –jęczę sama do siebie i wstaję nieudolnie z podłogi.
Ręce zaczynają drżeć mi przeraźliwie, a nogi krzyczą bym pozostała na ziemi. Uchylam górną szafkę i na moje szczęście znajduję przedmiot, którego szukałam, niemal od razu. Zsuwam się boleśnie po drzwiach lodówki i układam swoje ciało do pozycji leżącej, jedynie głowę pozostawiam w  pionie, opierając ją o lodówkę. Podwijam koszulkę w górę i rozpinam szybko spodnie ciągnąc je w dół, aby odsłaniały moje ciało. Słyszę jak głośno sapię, a każdy oddech sprawia, że mam ochotę wyjąć nóż z szuflady i wbić go sobie w serce, żeby nie cierpieć już dłużej. Drżące ręce nie współpracują ze mną tak jak powinny i warczę z bezsilności w jakiej się teraz znajduję. Nie mogę dłużej czekać, dlatego z zamkniętymi oczami wybijam igłę strzykawki w miejsce nad moim biodrem i przyciskam kciukiem spust, żeby wprowadzić jej zawartość do mojego organizmu. Rozchylam jedno oko, by zobaczyć gdzie dokładnie trafiłam i dziękuję Bogu, że w miarę wszystko się udało. Odrzucam strzykawkę na bok i zamykam oczy, pogrążając się w śnie.

*Luke POV*

Cholera jasna. Sądziłem, że Kathy domyśli się, że nie chcę się z niej tylko ponaśmiewać. Posłuchałem „dobrej” rady Caluma o tym, że dziewczyny lubią jak się z nimi drażnisz i lecą do ciebie jak pszczoły do… kwiatków czy czegoś tam. Uznałem, że to dobry pomysł skoro Cal i Rita są ze sobą tak długo, a ten debil przekazał mi swoje wszystkie „cenne” wskazówki jak to poderwać dziewczynę, więc spróbowałem.

Od samego początku nie podobało mi się to, ale postanowiłem dać wszystkiemu szansę. Kathy jest zupełnie inna niż Rita, co utrudniało mój plan i musiałem się nieźle nagimnastykować, żeby cokolwiek wskórać. Najwyraźniej spierdoliłem po całej linii, bo ma mnie dość i sądząc po jej zachowaniu, znienawidziła mnie jeszcze bardziej w ciągu dosłownie jednej godziny.

Jeszcze ten pocałunek. Co ty do cholery myślałeś Hemmings?! Że rzuci ci się na szyję i wyzna miłość po tym jak nazwałeś ją ostatnią brzytwą którą możesz się chwycić, bo nikt inny nie chce się z tobą przeruchać. Eh, może nie nikt… To ja nie chcę nikogo innego. Chcę tylko jej ust. Nawet tych kamiennych i lodowatych, które całowałem przed chwilą. Teraz gdy zamknęła mi drzwi przed nosem, uświadomiłem sobie jak cudownie smakuje. Mimo, że za wszelką cenę chciałem pobudzić jej wargi by ze mną współgrały, cieszę się, że jednak tego nie zrobiły. To było by dla mnie zbyt łatwe. Powinienem przegrać, by nauczyć się, że nie powinienem jej tak traktować.

Jestem debilem. Nie wiem czy mam wyważyć drzwi i powiedzieć jej, że zachowywałem się jak skończony idiota czy odejść posłusznie tak jak mnie prosiła i chociaż raz w życiu, być jej uległym. Od początku powinienem taki być, ale za cholerę nie wiedziałem, że tak ją ranię całym tym pieprzonym zachowaniem. Nigdy nie dawała tego po sobie poznać. Jedynie wywracała oczami, wzdychała lub odchodziła… i dziś dowiedziałem się że odchodziła z płaczem.  Idealnie to w sobie ukrywała, dlatego jej oschłe słowa raniły moją duszę i nie mogłem uwierzyć, że to przeze mnie jest taka smutna.

Płakała. Płakała na moich oczach. Nie mogłem znieść widoku łez płynących po jej policzkach, dlatego od razu zapragnąłem je zetrzeć. I odepchnęła mnie. Teraz jej się nie dziwię, bo po raz pierwszy dotknąłem ją jako prawdziwy ja, nie jako robot zaprogramowany przez Caluma. Poczułem jakby ktoś wbił mi nóż w serce i zaczął nim kręcić jak kołowrotkiem.


Po całej tej przygodzie ze mdleniem, całowaniem i odepchnięciem mnie przez jedyną dziewczynę, na którą naprawdę mam ochotę, nie tylko cielesną, ale także mentalną zostałem sam na werandzie Kathy z moimi myślami. Kurwa, nie powinienem jej tak nazywać skoro nie chce. Zastanawiam się co musi teraz robić? Jak się czuje i czy znowu płacze? Chciałbym być teraz z nią i wszystko wyjaśnić, ale wzdycham głęboko i schodzę wolno po schodkach. 

___________________
Ciąg dalszy nastąpi. 

2 komentarze:

  1. O CHOLERA

    dobra, zaskoczyłaś mnie w tym momencie totalnie,
    KATHERINE CO TY CZYNISZ


    takie tam czytam sobie czytam, POCAŁUNEK SOŁ EMOŁSZYNS a tu nagle jeb strzykawka a ja jestem jak:


    CO TU SIE PRZEPRASZAM ODPIERDALA?!


    i szczerze? sama nie wiem co myślę.
    tzn owszem, ja kocham wszystko co wychodzi spod twoich palców (ja wcale nie myślę w złym kierunku) ale po tym co odwaliła Karherine... OHOHO.

    żadam żeby Hemmo tam wbił, dowiedział sie konkretnie co i jak, kto może mówić do niej ,,Kathy" I ŻEBY JĄ OGARNĄŁ I ŻEBY SIĘ KISSNELI OK

    love you
    za tydzień o tej porze będziemy razem O JACIESZPIERDZIELE ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. ojoj się dzieje <3
    kocham <3

    OdpowiedzUsuń