Siedzę w
trzeciej ławce pod oknem i za wszelką cenę próbuję nie zasnąć, gdy pani Bloom
po raz kolejny tłumaczy Ricie zadanie z geometrii. Opieram się na dłoni i
wzdycham przeciągle, robiąc dziwne wzorki na tyle zeszytu. Moja głowa jest
zmuszona odchylić się w tył, przez pociągnięcie mojego kucyka. Łapię za włosy i
wyrywam się w objęć osoby za mną. Słyszę cichy, zduszony chichot, a zaraz po
nim chrząknięcie. Kręcę jedynie głową i wracam do rysowania. Pani Bloom podnosi
głos z irytacji tym, że Rita nadal nie rozumie i niemal rwie sobie włosy z
głowy. Poprawia okulary i słyszę jak jeszcze raz wpaja w umysł dziewczyny to
przeklęte zadanie. Moje włosy ponownie znajdują się w garści Luka i zaczyna za
nie ciągnąć bardzo powoli, ale na tyle mocno, że nie udałoby mi się po prostu
za nie pociągnąć, żebym się uwolniła. Moja głowa jest niemal na jego ławce, gdy
przewracam oczami i spoglądam na jego rozbawioną twarz.
-Puść.
–warczę i nie mam zamiaru kolejny raz z nim walczyć. Ma po ludzku odpuścić, bo
naprawdę nie mam ochoty używać siły.
-Nie.
–odpowiada spokojnie i opiera się łokciem na ławce, dzięki czemu nasze twarze
dzieli może piętnaście centymetrów.
-Luke, to
nie jest śmieszne. –mówię niewyraźnie i poddaję się w swoim postanowieniu,
ponieważ wędruję dłońmi do jego nadgarstków, żeby odepchnąć ode mnie jego ręce.
-Nie masz
pojęcia jak zajebiście to wygląda. Moje myśli erotyczne wchodzą właśnie na
poziom dla zaawansowanych. –uśmiecha się zadziornie i kładzie lewą rękę na moim
ramieniu sunąc nią w stronę dekoltu.
-Luke! –karcę
go i w tym samym momencie słyszę krzyk pani Bloom.
-Hemmings,
na litość boską, puść Kathy!
-Katherine. –poprawiam ją cicho masując tył głowy, gdy chłopak nareszcie
mnie puszcza.
-Pani profesor –zaczyna wzniośle Luke i uwaga wszystkich osób w klasie
spada na niego.- Gdyby była pani tak niewyżytym nastolatkiem jak ja… -zaczyna a
kilka osób zaczyna rechotać, pani Bloom natomiast kiwa rękami na znak, żeby
nawet nie raczył kontynuować. –Naprawdę trudno jest powstrzymać swój pociąg
seksualny, zwłaszcza, że przeważająca jest liczba dziewcząt, które uczęszczają
na lekcje matematyki wraz ze mną…
-Hemmings, proszę w tej chwili przestać! –wydziera się bezsilnie i siada
ciężko na krześle.
-Jak to powiadają, tonący brzytwy się chwyta, a ja zostałem dzisiaj sam
z moją pulsującą głębią, która jest już TAK ogromna… -kontynuuje, a ja zrywam
się z miejsca, podnoszę torbę z ziemi i zamaszystym krokiem wychodzę z sali,
trzaskając drzwiami. Mam gdzieś słowa prośby nauczycielki, żebym nie
wychodziła.
Zasrany kretyn. „Tonący brzytwy się chwyta”. Świetnie!
Luke Hemmings to najbardziej specyficzny człowiek na ziemi. Każdego dnia
doprowadza mnie do szaleństwa. Zostałam jego ulubioną zabawką do naśmiewania
się. Uwielbia mnie ośmieszać i to przy całej szkole. Robi mi non stop kawały,
które śmieszą tylko jego, a ja mam ochotę zapaść się pod ziemię. Ja na dobrą
sprawę nawet go nie znam. Nigdy nie rozmawiałam z nim w normalny sposób, nie
dałam mu żadnego powodu, dla którego mógłby mnie tak poniewierać. Do tego
wszystkiego, gdy tylko go mijam, klepie mnie w tyłek, podszczypuje, ciągnie za
włosy i ociera się o mnie kroczem przy każdej możliwej okazji, żeby zaimponować
kumplom i żeby mnie wkurwić, jakbym była jego pieprzoną dziwką. Z początku
myślałam, ze mu się podobam, że chce mnie jakoś poderwać, nawet on mi się
podobał i wymyślałam różne scenariusze w głowie, jakby to było gdybyśmy byli
parą, ale jak zwykle byłam głupsza niż sądziłam. Logiczne jest to, że taki
chłopak nawet się za mną nie obejrzy. Takiemu chłopakowi jest potrzebna szara
myszka, którą może poniżać przed swoją paczką i ładnymi laskami, które ślinią
się na jego widok. W sumie mogłam się tego domyśleć, ale oczywiście nie byłam
na tyle wspaniałomyślna.
Jestem już na parkingu szkolnym, gdy słyszę jak ktoś za mną biegnie. Nawet
nie chcę się odwracać, jestem zbyt poirytowana. Wyciągam kluczyki od samochodu,
lecz lądują one na ziemi, gdy silna dłoń łapie za mój nadgarstek i odwraca mnie
w drugą stronę. Jestem zdumiona, że z taką łatwością udało się mnie odwrócić i
to jedną ręką. Przede mną stoi nie kto inny jak Luke i zaciska palce jeszcze
ciaśniej na moim nadgarstku.
-A ja kolejny raz powiem: nie. I nie podniosę ich, bo chcę zobaczyć jak
ty to robisz i patrzeć przy okazji na twój tyłek. –uśmiecha się leniwie.
-Czego ty ode mnie chcesz, do cholery? Dlaczego mnie poniżasz i walisz
na lewo i prawo jakimiś podtekstami, które wyszły mi już bokiem? Zrób chociaż
jedną rzecz o którą cię proszę i daj mi święty spokój na jeden dzień. –wylewam
z siebie słowa, które cisną mi się na język za każdym razem gdy widzę tego
człowieka i jestem bliska płaczu przez całą tą sytuację. Luke najwyraźniej
zauważa to w jakim stanie jestem i puszcza moją dłoń. Bardzo niechętnie i kilka
razy próbuje znów ją uścisnąć, ale pozwala jej w końcu opaść swobodnie. Kuca i
podnosi kluczyki z ziemi, kręcąc nimi między palcami.
-Nie wiedziałem, że czujesz się poniżana… -szepcze cicho na co prycham.
-Nie! W ogóle się taka nie czuję! Zwłaszcza gdy pół szkoły się ze mnie
śmieje przez ciebie! Po co to robisz, hę? Sprawia ci to przyjemność, gdy siedzę
w kiblu zapłakana po tym jak liżesz się przed moimi oczami z największymi
sukami tej budy, po czym klepiesz mnie po tyłku mówiąc jak to byś mnie nie
przeruchał, tak?! Mam już tego dość, Luke, znajdź sobie inną ofiarę! –wybucham
i czuję jak łzy spływają po moich policzkach. Wycieram je pośpiesznie i
odwracam od niego wzrok. Gryzę sobie wnętrze policzka, a dreszcz przechodzi
przez moje ciało. Wyciągam rękę w jego stronę oczekując, że odda mi kluczyki,
lecz on łapie ją delikatnie okręca na wierzchnią stronę i składa delikatny
pocałunek na mojej skórze. Gdy tylko czuję jego ciepłe usta, cała drętwieję i
rozszerzam zdumiona oczy. Przenoszę na niego wzrok a on wysyła mi
przepraszające spojrzenie.
-Nie chciałem, żebyś się tak czuła.
-W co. Ty. Kurwa. Grasz.?! –akcentuję i podkreślam z maksymalnym
naciskiem każde słowo.
-Przepraszam Kathy, ja…
-MAM NA IMIĘ KATHERINE DO CHOLERY! –wydzieram się najgłośniej jak
potrafię i opieram się o maskę najbliższego samochodu, wykończona jego
zachowaniem. –Myślisz, że nie wiem co robisz? Chcesz teraz udawać potulnego
baranka, przepraszając mnie, a gdy ci wybaczę i zaufam wbijesz mi kolejny nóż w plecy. Wybacz, ale
tym razem to nie zadziała. –wyrywam z jego dłoni moją własność i zmierzam do
samochodu. –A i jeszcze jedno. –kontynuuję, podpierając dłoń na talii. -Musisz
znaleźć inną brzytwę… -wzruszam ramionami i wsiadam do auta, odjeżdżając.
Bezczelny dupek! Teraz mu się na przeprosiny zebrało? Wyglądało to
naprawdę prawdziwie, że gdyby nie robił mi codziennie tych świństw uwierzyłabym
mu w jego zapewnienia. Ale wiem, że on chce tylko ponownie się ze mnie
ponabijać. Ciekawość bierze górę i zerkam w tylnie lusterko, żeby zbadać jego
zachowanie. Nie zauważam go nigdzie. I tu oto mamy kolejny dowód na to, że nie
dość że jest beznadziejnym człowiekiem to w dodatku tchórzem. No i dobrze,
niech spierdala.
Wyjeżdżam na główną drogę i pędzę najszybciej jak potrafię w stronę
mieszkania. Przez całą podróż nie myślę o niczym innym jak o wszechogarniającej
mnie niemocy i zmęczeniu, które ewidentnie działa mi już na nerwy. Mam ochotę
zatrzymać samochód na poboczu, przeczołgać się na tylnie siedzenia i
najzwyczajniej w świecie zasnąć. Powieki same mi się zamykają, mimo że jest we
mnie tyle adrenaliny i rozjuszenia, że trudno jest mi wytłumaczyć to co się
teraz dzieje.
Gdy tylko parkuję przed domem, zabieram torbę i idę w stronę drzwi.
Momentalnie czuję jakby ktoś przyjebał mi łopatą w ryj, gdy widzę siedzącego na
moich schodach Luka. Nie wiem co mam robić. Wsiąść z powrotem do samochodu i
jechać do Afganistanu żeby mnie zastrzelono czy podejść do tego frajera,
strzelić mu w ten głupi pysk i przejść po nim jak po nowej wycieraczce?
Luke wstaje i poprawia swoje sterczące włosy dłonią. Moje nogi robią się
jak z waty i lekko się cofam zakładając ze zdenerwowania włosy za ucho. Skąd on
kurwa, w ogóle wie gdzie mieszkam?! Ma jakieś biuro detektywistyczne, do
cholery? Podchodzi do mnie, a ja nieruchomieję. Naprawdę nie wiem co mam
zrobić. Co on zamierza zrobić? Co powie? Chcę usłyszeć to co ma do powiedzenia…
Tak, niech mówi.
-Słucham. –mówię z udawaną pewnością i zakładam ręce na piersiach.
-Możesz mi nie wierzyć, ale naprawdę mi przykro z tego powodu. Nie chcę,
cię z żaden sposób wykorzystać… no może w jeden, -szczerzy się głupio i ponownie poważnieje- ale mówię najszczerszą prawdę
i jeśli nie chcesz, żebym do ciebie mówił, ani no nie wiem… przebywał z tobą, to
oczywiście, to zrozumiem Kathy… -zaczął tłumaczyć, ale ja tylko warknęłam i
ominęłam go idąc w stronę mieszkania. Rozłożył ręce jakby nie rozumiał mojego
zachowania. –Nie skończyłem, wracaj!
-Ja skończyłam Luke. Po jasną cholerę tu przychodzisz skoro nawet nie
znasz mojego imienia? Setki razy mówiłam ci, że mam na imię Katherine, nie
Kathy.
-Przecież to, to samo.
-Nie! To nie jest to samo. Tylko jedna osoba może na mnie mówić Kathy i
tą osobą nie jesteś ty!
-Ale przecież to jedno i to samo imię, więc nie rozumiem dlaczego się na
nie, nie zgadzasz…
-A czy ty zgadzasz się na Lukas?!
-Przecież wiesz, że nienawidzę jak ktoś tak na mnie mówi.- warczy z
irytacją.
-I widzisz, tym się różnimy. Ja szanuję ciebie, chociaż najchętniej wydrapałabym
ci oczy, a ty nie szanujesz mnie, mimo iż zapewniasz, że chętnie byś mnie
przeleciał. –tłumaczę i wzdycham ciężko, zmęczona tak bardzo, że podpieram się
dłonią o balkon werandy.
-Naprawdę chętnie bym to zrobił –mówi oblizując usta i wierci
niespokojnie nogami.
Pojebany. No pojebany. Nie potrafię inaczej go nazwać. Jest niemożliwy i
cholernie pewny siebie, zakłamany, dodatkowo samo jego spojrzenie sprawia, że
czuję się dziwnie i nienawidzę tego uczucia.
-Idź stąd. Nie chcę cię tu widzieć i nie chcę słuchać co masz mi do
powiedzenia… -zaczynam spokojnie i przejeżdżam sobie dłonią po twarzy –Nie chcę
wiedzieć co chcesz zrobić a czego nie chcesz, w jaki sposób chcesz mnie
przeprosić czy jak chcesz zniszczyć mój kolejny dzień. Żałuję, że wpadliśmy na
siebie w życiu i gdybym miała okazję cofnąć czas zrobiłabym to bez wahania.
Muszę odpocząć Luke… od ciebie i twoich słów jak i czynów, które ciągną mnie w
dół, a nie powinny. Najlepiej, żebym usnęła już na dobre, bo nie mam ochoty
przechodzić kolejnego dnia, w twoim świecie gdzie jestem tylko karaluchem,
którego deptasz, ale nie na tyle mocno, żeby go zabić, tylko żeby zmęczyć.
Nieustannie i na okrągło. –podczas mojego monologu podszedł do mnie blisko i
wpatrywał się w moje usta chcąc za wszelką cenę spić z nich każde słowo. Ja
natomiast opierałam się bezsilnie o balustradę i bawiłam się palcami. –Proszę,
Luke… muszę odpocząć. –szepczę cicho i niekontrolowane łzy wypływają spod moich
powiek. Pozwalam im płynąć swobodnie i spadać na koszulkę. Luke delikatnie
dotyka mojego policzka, żeby zatrzymać łzy.
-Przepraszam. –mamrocze cicho i trze kciukiem o moją skórę. Jego palce
są lodowate i gdyby nie ta letnia aura uznałabym, że jest środek zimy. Dzięki
nim trzeźwieję odrobinę i prostuję się na nogach, odpychając lekko jego dłoń.
Patrzę prosto w jego błękitne oczy, które wydają się być pełne smutku i wstydu.
-Idź już… -szepczę i spuszczam wzrok na dół.
-Nawet nie wiesz jak bardzo mi przykro, chciałbym to zacząć inaczej…
-Idź już. –powtarzam surowiej, przerywając jego tłumaczenia, nadal na
niego nie patrząc.
-Katherine, proszę nie odrzucaj mnie, zmienię się, przysięgam, już taki
nie będę, pro…
-Przestań! Po prostu przestań kłamać i zostaw mnie w spokoju… -dziwne uczucie
zaczyna przejmować kontrolę nad moim ciałem i kręci mi się w głowie. Wędruję
dłonią, żeby rozmasować ból i ciemność zasłania mój umysł, powodując
niefortunny upadek w ramiona chłopaka.
_________________________
Ciąg dalszy nastąpi.
ŁOOO KURWAA
OdpowiedzUsuńSIĘ DZIEJE.
nie spodziewałam się szkolnego Luke`a.
OHOOHOH
zboczony Luke - najlepszy Luke
jestem totalnie zaskoczona twoim pomysłem. Tymbardziej po naszej rozmowie, tym całym ,, ale obiłabym komuś mordę, no..." .
Spodziewałam się jakiegoś bad boya, owszem zboczonego jak to tylko możliwe, ale nie takiej sytuacji.
i wow, emocjonalna reakcja Katherine ( miałam napisać Kathy, ale biorąc pod uwagę co przed chwilą przeczytałam, laska mogłaby wyjśc z mojego komputera i mnie sklepać soł :O)
ALE KATHERINE, CZIKO MOJA KOCHANA
ON CIE LUBI OK
LUBI LUBI
chyba że Agnes ma jakiś diaboliczny pomysł ( co jest very możliwe)
i btw Katherine, KTO NIE CHCE ZEBY HEMMO GO PRZERUCHAŁ, KTO ?!
ale NIEWAŻNE.
nadal jestem za tym, żeby tytuł brzmiał summa Agnes ok.
Czekam na kolejną częśc żeby dowiedzieć się wszystkiego i lecę na dalszą randkę z Augustynem i Tomkiem xx