piątek, 30 stycznia 2015

One Shot. Part 1. Say my name if you know who I am.

Siedzę w trzeciej ławce pod oknem i za wszelką cenę próbuję nie zasnąć, gdy pani Bloom po raz kolejny tłumaczy Ricie zadanie z geometrii. Opieram się na dłoni i wzdycham przeciągle, robiąc dziwne wzorki na tyle zeszytu. Moja głowa jest zmuszona odchylić się w tył, przez pociągnięcie mojego kucyka. Łapię za włosy i wyrywam się w objęć osoby za mną. Słyszę cichy, zduszony chichot, a zaraz po nim chrząknięcie. Kręcę jedynie głową i wracam do rysowania. Pani Bloom podnosi głos z irytacji tym, że Rita nadal nie rozumie i niemal rwie sobie włosy z głowy. Poprawia okulary i słyszę jak jeszcze raz wpaja w umysł dziewczyny to przeklęte zadanie. Moje włosy ponownie znajdują się w garści Luka i zaczyna za nie ciągnąć bardzo powoli, ale na tyle mocno, że nie udałoby mi się po prostu za nie pociągnąć, żebym się uwolniła. Moja głowa jest niemal na jego ławce, gdy przewracam oczami i spoglądam na jego rozbawioną twarz.

-Puść. –warczę i nie mam zamiaru kolejny raz z nim walczyć. Ma po ludzku odpuścić, bo naprawdę nie mam ochoty używać siły.
-Nie. –odpowiada spokojnie i opiera się łokciem na ławce, dzięki czemu nasze twarze dzieli może piętnaście centymetrów.
-Luke, to nie jest śmieszne. –mówię niewyraźnie i poddaję się w swoim postanowieniu, ponieważ wędruję dłońmi do jego nadgarstków, żeby odepchnąć ode mnie jego ręce.
-Nie masz pojęcia jak zajebiście to wygląda. Moje myśli erotyczne wchodzą właśnie na poziom dla zaawansowanych. –uśmiecha się zadziornie i kładzie lewą rękę na moim ramieniu sunąc nią w stronę dekoltu.
-Luke! –karcę go i w tym samym momencie słyszę krzyk pani Bloom.
-Hemmings, na litość boską, puść Kathy!
-Katherine. –poprawiam ją cicho masując tył głowy, gdy chłopak nareszcie mnie puszcza.
-Pani profesor –zaczyna wzniośle Luke i uwaga wszystkich osób w klasie spada na niego.- Gdyby była pani tak niewyżytym nastolatkiem jak ja… -zaczyna a kilka osób zaczyna rechotać, pani Bloom natomiast kiwa rękami na znak, żeby nawet nie raczył kontynuować. –Naprawdę trudno jest powstrzymać swój pociąg seksualny, zwłaszcza, że przeważająca jest liczba dziewcząt, które uczęszczają na lekcje matematyki wraz ze mną…
-Hemmings, proszę w tej chwili przestać! –wydziera się bezsilnie i siada ciężko na krześle.
-Jak to powiadają, tonący brzytwy się chwyta, a ja zostałem dzisiaj sam z moją pulsującą głębią, która jest już TAK ogromna… -kontynuuje, a ja zrywam się z miejsca, podnoszę torbę z ziemi i zamaszystym krokiem wychodzę z sali, trzaskając drzwiami. Mam gdzieś słowa prośby nauczycielki, żebym nie wychodziła.

Zasrany kretyn. „Tonący brzytwy się chwyta”. Świetnie!
Luke Hemmings to najbardziej specyficzny człowiek na ziemi. Każdego dnia doprowadza mnie do szaleństwa. Zostałam jego ulubioną zabawką do naśmiewania się. Uwielbia mnie ośmieszać i to przy całej szkole. Robi mi non stop kawały, które śmieszą tylko jego, a ja mam ochotę zapaść się pod ziemię. Ja na dobrą sprawę nawet go nie znam. Nigdy nie rozmawiałam z nim w normalny sposób, nie dałam mu żadnego powodu, dla którego mógłby mnie tak poniewierać. Do tego wszystkiego, gdy tylko go mijam, klepie mnie w tyłek, podszczypuje, ciągnie za włosy i ociera się o mnie kroczem przy każdej możliwej okazji, żeby zaimponować kumplom i żeby mnie wkurwić, jakbym była jego pieprzoną dziwką. Z początku myślałam, ze mu się podobam, że chce mnie jakoś poderwać, nawet on mi się podobał i wymyślałam różne scenariusze w głowie, jakby to było gdybyśmy byli parą, ale jak zwykle byłam głupsza niż sądziłam. Logiczne jest to, że taki chłopak nawet się za mną nie obejrzy. Takiemu chłopakowi jest potrzebna szara myszka, którą może poniżać przed swoją paczką i ładnymi laskami, które ślinią się na jego widok. W sumie mogłam się tego domyśleć, ale oczywiście nie byłam na tyle wspaniałomyślna.

Jestem już na parkingu szkolnym, gdy słyszę jak ktoś za mną biegnie. Nawet nie chcę się odwracać, jestem zbyt poirytowana. Wyciągam kluczyki od samochodu, lecz lądują one na ziemi, gdy silna dłoń łapie za mój nadgarstek i odwraca mnie w drugą stronę. Jestem zdumiona, że z taką łatwością udało się mnie odwrócić i to jedną ręką. Przede mną stoi nie kto inny jak Luke i zaciska palce jeszcze ciaśniej na moim nadgarstku. 

-Po raz kolejny tego dnia poproszę cię, Luke, żebyś mnie puścił. I podnieść te przeklęte kluczyki, które przez ciebie wypadły mi z rąk, bo chcę jechać do domu. –syczę w jego stronę i próbuję wyrwać się z uścisku lecz nadaremno.
-A ja kolejny raz powiem: nie. I nie podniosę ich, bo chcę zobaczyć jak ty to robisz i patrzeć przy okazji na twój tyłek. –uśmiecha się leniwie.
-Czego ty ode mnie chcesz, do cholery? Dlaczego mnie poniżasz i walisz na lewo i prawo jakimiś podtekstami, które wyszły mi już bokiem? Zrób chociaż jedną rzecz o którą cię proszę i daj mi święty spokój na jeden dzień. –wylewam z siebie słowa, które cisną mi się na język za każdym razem gdy widzę tego człowieka i jestem bliska płaczu przez całą tą sytuację. Luke najwyraźniej zauważa to w jakim stanie jestem i puszcza moją dłoń. Bardzo niechętnie i kilka razy próbuje znów ją uścisnąć, ale pozwala jej w końcu opaść swobodnie. Kuca i podnosi kluczyki z ziemi, kręcąc nimi między palcami.

-Nie wiedziałem, że czujesz się poniżana… -szepcze cicho na co prycham.
-Nie! W ogóle się taka nie czuję! Zwłaszcza gdy pół szkoły się ze mnie śmieje przez ciebie! Po co to robisz, hę? Sprawia ci to przyjemność, gdy siedzę w kiblu zapłakana po tym jak liżesz się przed moimi oczami z największymi sukami tej budy, po czym klepiesz mnie po tyłku mówiąc jak to byś mnie nie przeruchał, tak?! Mam już tego dość, Luke, znajdź sobie inną ofiarę! –wybucham i czuję jak łzy spływają po moich policzkach. Wycieram je pośpiesznie i odwracam od niego wzrok. Gryzę sobie wnętrze policzka, a dreszcz przechodzi przez moje ciało. Wyciągam rękę w jego stronę oczekując, że odda mi kluczyki, lecz on łapie ją delikatnie okręca na wierzchnią stronę i składa delikatny pocałunek na mojej skórze. Gdy tylko czuję jego ciepłe usta, cała drętwieję i rozszerzam zdumiona oczy. Przenoszę na niego wzrok a on wysyła mi przepraszające spojrzenie.

-Nie chciałem, żebyś się tak czuła.
-W co. Ty. Kurwa. Grasz.?! –akcentuję i podkreślam z maksymalnym naciskiem każde słowo.
-Przepraszam Kathy, ja…
-MAM NA IMIĘ KATHERINE DO CHOLERY! –wydzieram się najgłośniej jak potrafię i opieram się o maskę najbliższego samochodu, wykończona jego zachowaniem. –Myślisz, że nie wiem co robisz? Chcesz teraz udawać potulnego baranka, przepraszając mnie, a gdy ci wybaczę i zaufam  wbijesz mi kolejny nóż w plecy. Wybacz, ale tym razem to nie zadziała. –wyrywam z jego dłoni moją własność i zmierzam do samochodu. –A i jeszcze jedno. –kontynuuję, podpierając dłoń na talii. -Musisz znaleźć inną brzytwę… -wzruszam ramionami i wsiadam do auta, odjeżdżając.

Bezczelny dupek! Teraz mu się na przeprosiny zebrało? Wyglądało to naprawdę prawdziwie, że gdyby nie robił mi codziennie tych świństw uwierzyłabym mu w jego zapewnienia. Ale wiem, że on chce tylko ponownie się ze mnie ponabijać. Ciekawość bierze górę i zerkam w tylnie lusterko, żeby zbadać jego zachowanie. Nie zauważam go nigdzie. I tu oto mamy kolejny dowód na to, że nie dość że jest beznadziejnym człowiekiem to w dodatku tchórzem. No i dobrze, niech spierdala.

Wyjeżdżam na główną drogę i pędzę najszybciej jak potrafię w stronę mieszkania. Przez całą podróż nie myślę o niczym innym jak o wszechogarniającej mnie niemocy i zmęczeniu, które ewidentnie działa mi już na nerwy. Mam ochotę zatrzymać samochód na poboczu, przeczołgać się na tylnie siedzenia i najzwyczajniej w świecie zasnąć. Powieki same mi się zamykają, mimo że jest we mnie tyle adrenaliny i rozjuszenia, że trudno jest mi wytłumaczyć to co się teraz dzieje.

Gdy tylko parkuję przed domem, zabieram torbę i idę w stronę drzwi. Momentalnie czuję jakby ktoś przyjebał mi łopatą w ryj, gdy widzę siedzącego na moich schodach Luka. Nie wiem co mam robić. Wsiąść z powrotem do samochodu i jechać do Afganistanu żeby mnie zastrzelono czy podejść do tego frajera, strzelić mu w ten głupi pysk i przejść po nim jak po nowej wycieraczce?

Luke wstaje i poprawia swoje sterczące włosy dłonią. Moje nogi robią się jak z waty i lekko się cofam zakładając ze zdenerwowania włosy za ucho. Skąd on kurwa, w ogóle wie gdzie mieszkam?! Ma jakieś biuro detektywistyczne, do cholery? Podchodzi do mnie, a ja nieruchomieję. Naprawdę nie wiem co mam zrobić. Co on zamierza zrobić? Co powie? Chcę usłyszeć to co ma do powiedzenia… Tak, niech mówi.

-Słucham. –mówię z udawaną pewnością i zakładam ręce na piersiach.
-Możesz mi nie wierzyć, ale naprawdę mi przykro z tego powodu. Nie chcę, cię z żaden sposób wykorzystać… no może w jeden, -szczerzy się głupio i ponownie poważnieje-  ale mówię najszczerszą prawdę i jeśli nie chcesz, żebym do ciebie mówił, ani no nie wiem… przebywał z tobą, to oczywiście, to zrozumiem Kathy… -zaczął tłumaczyć, ale ja tylko warknęłam i ominęłam go idąc w stronę mieszkania. Rozłożył ręce jakby nie rozumiał mojego zachowania. –Nie skończyłem, wracaj!
-Ja skończyłam Luke. Po jasną cholerę tu przychodzisz skoro nawet nie znasz mojego imienia? Setki razy mówiłam ci, że mam na imię Katherine, nie Kathy.
-Przecież to, to samo.
-Nie! To nie jest to samo. Tylko jedna osoba może na mnie mówić Kathy i tą osobą nie jesteś ty!
-Ale przecież to jedno i to samo imię, więc nie rozumiem dlaczego się na nie, nie zgadzasz…
-A czy ty zgadzasz się na Lukas?!
-Przecież wiesz, że nienawidzę jak ktoś tak na mnie mówi.- warczy z irytacją.
-I widzisz, tym się różnimy. Ja szanuję ciebie, chociaż najchętniej wydrapałabym ci oczy, a ty nie szanujesz mnie, mimo iż zapewniasz, że chętnie byś mnie przeleciał. –tłumaczę i wzdycham ciężko, zmęczona tak bardzo, że podpieram się dłonią o balkon werandy.
-Naprawdę chętnie bym to zrobił –mówi oblizując usta i wierci niespokojnie nogami.

Pojebany. No pojebany. Nie potrafię inaczej go nazwać. Jest niemożliwy i cholernie pewny siebie, zakłamany, dodatkowo samo jego spojrzenie sprawia, że czuję się dziwnie i nienawidzę tego uczucia.

-Idź stąd. Nie chcę cię tu widzieć i nie chcę słuchać co masz mi do powiedzenia… -zaczynam spokojnie i przejeżdżam sobie dłonią po twarzy –Nie chcę wiedzieć co chcesz zrobić a czego nie chcesz, w jaki sposób chcesz mnie przeprosić czy jak chcesz zniszczyć mój kolejny dzień. Żałuję, że wpadliśmy na siebie w życiu i gdybym miała okazję cofnąć czas zrobiłabym to bez wahania. Muszę odpocząć Luke… od ciebie i twoich słów jak i czynów, które ciągną mnie w dół, a nie powinny. Najlepiej, żebym usnęła już na dobre, bo nie mam ochoty przechodzić kolejnego dnia, w twoim świecie gdzie jestem tylko karaluchem, którego deptasz, ale nie na tyle mocno, żeby go zabić, tylko żeby zmęczyć. Nieustannie i na okrągło. –podczas mojego monologu podszedł do mnie blisko i wpatrywał się w moje usta chcąc za wszelką cenę spić z nich każde słowo. Ja natomiast opierałam się bezsilnie o balustradę i bawiłam się palcami. –Proszę, Luke… muszę odpocząć. –szepczę cicho i niekontrolowane łzy wypływają spod moich powiek. Pozwalam im płynąć swobodnie i spadać na koszulkę. Luke delikatnie dotyka mojego policzka, żeby zatrzymać łzy.

-Przepraszam. –mamrocze cicho i trze kciukiem o moją skórę. Jego palce są lodowate i gdyby nie ta letnia aura uznałabym, że jest środek zimy. Dzięki nim trzeźwieję odrobinę i prostuję się na nogach, odpychając lekko jego dłoń. Patrzę prosto w jego błękitne oczy, które wydają się być pełne smutku i wstydu.
-Idź już… -szepczę i spuszczam wzrok na dół.
-Nawet nie wiesz jak bardzo mi przykro, chciałbym to zacząć inaczej…
-Idź już. –powtarzam surowiej, przerywając jego tłumaczenia, nadal na niego nie patrząc.
-Katherine, proszę nie odrzucaj mnie, zmienię się, przysięgam, już taki nie będę, pro…
-Przestań! Po prostu przestań kłamać i zostaw mnie w spokoju… -dziwne uczucie zaczyna przejmować kontrolę nad moim ciałem i kręci mi się w głowie. Wędruję dłonią, żeby rozmasować ból i ciemność zasłania mój umysł, powodując niefortunny upadek w ramiona chłopaka.



_________________________

Ciąg dalszy nastąpi. 

1 komentarz:

  1. ŁOOO KURWAA

    SIĘ DZIEJE.
    nie spodziewałam się szkolnego Luke`a.
    OHOOHOH
    zboczony Luke - najlepszy Luke


    jestem totalnie zaskoczona twoim pomysłem. Tymbardziej po naszej rozmowie, tym całym ,, ale obiłabym komuś mordę, no..." .
    Spodziewałam się jakiegoś bad boya, owszem zboczonego jak to tylko możliwe, ale nie takiej sytuacji.
    i wow, emocjonalna reakcja Katherine ( miałam napisać Kathy, ale biorąc pod uwagę co przed chwilą przeczytałam, laska mogłaby wyjśc z mojego komputera i mnie sklepać soł :O)
    ALE KATHERINE, CZIKO MOJA KOCHANA
    ON CIE LUBI OK
    LUBI LUBI
    chyba że Agnes ma jakiś diaboliczny pomysł ( co jest very możliwe)
    i btw Katherine, KTO NIE CHCE ZEBY HEMMO GO PRZERUCHAŁ, KTO ?!

    ale NIEWAŻNE.

    nadal jestem za tym, żeby tytuł brzmiał summa Agnes ok.


    Czekam na kolejną częśc żeby dowiedzieć się wszystkiego i lecę na dalszą randkę z Augustynem i Tomkiem xx

    OdpowiedzUsuń